Część publicystów, dziennikarzy i polityków ubolewa od jakiegoś czasu nad narastającą polaryzacją społeczeństwa i utrwalaniem tych podziałów poprzez okopywanie się w swoich poglądach, brak cierpliwości do dyskusji czy chociażby wysłuchiwania poglądów innych osób. Najczęściej mówi się tu o podziale politycznym, na „lud smoleński” i całą resztę. Taki podział to nic nowego i w dużej mierze pokrywa się z preferencjami politycznymi. Wyborcy PiS-u stają po jednej stronie barykady, wyborcy PO i PSL po drugiej.
Ten obraz, w którym, jak twierdzą publicyści, mamy dwa narody skupione wokół obozów partyjnych wydaje mi się wszakże uproszczony. Mamy bowiem jeszcze jakieś grupki wokół Palikota, czy Millera, a tak naprawdę podziałów mamy więcej i nie koniecznie skupione są one na kwestiach politycznych. Dzielą nas kwestie światopoglądowe, religijne, gospodarcze, pochodzenie, wykształcenie, wiek i stosunek z tego powodu do świata zewnętrznego i wiele, wiele innych.
Często spotykam się z opiniami idealizującymi lata PRL-u pod tym względem, a przynajmniej ukazującymi obóz opozycjonistów, jako niemal pozbawiony podziałów. To nie prawda – różniliśmy się już wówczas i to znacznie, jednoczyła nas jednak walka ze wspólnym wrogiem. Nie było na przykład jednomyślności, co do tego, w jakim kierunku starania o niepodległość powinny zmierzać. Czy starać się z władzą negocjować, czy też może walczyć na śmierć i życie. Podobnie różnie widzieliśmy przyszłość po ewentualnym upadku komuny. Zapewniam, że ówcześni opozycjoniści dyskutowali o tym bardzo płomiennie, a dyskusje te nie zawsze kończyły się sympatycznie. Ale jednak dyskutowaliśmy! Słuchaliśmy się nawzajem, cierpliwie i w stonowany sposób staraliśmy się wzajemnie przekonać. Jeśli argumenty drugiej strony były trafniejsze potrafiliśmy przyznać rację. W sprawach fundamentalnych zazwyczaj udawało nam się znaleźć kompromis, albo każdy obstawał przy swoim, ale bez zachowywania urazy „na pokolenia”.
Dziś męczy nas nie tylko szukanie kompromisu, ale już nawet wzajemne wysłuchiwanie i debatowanie. To błąd, który zdarza się popełniać przedstawicielom opozycji, ale również i rządzącym. Obecny rząd chciał to zmienić. Zwłaszcza premier niejednokrotnie pokazał, że nie boi się trudnych dyskusji i kontaktu z oponentami. Jednak nie da się w ten sposób stanowić prawa. Niestety, w wielu przypadkach się to nie udaje. Ludzie swoje odmienne opinie personalizują stając naprzeciw sobie nie po to by dyskutować, ale po to, by tylko negować. Dotyczy to nie tylko przedstawicieli władzy, polityków, ale również związków zawodowych, organizacji społecznych, przedstawicieli partnerów1). Wydaje się wiec, ze poza poprawa kultury politycznej potrzebujemy w Polsce zmiany systemu i zasad konsultacji, i tych politycznych i tych społecznych.
Sprawa ACTA pokazała, że obecny mechanizm dialogu stosowany przez ostatnie dwadzieścia lat nie jest doskonały. Ludzie biorący udział w konsultacjach społecznych wcale nie odzwierciedlają na przykład przekroju społeczeństwa, a natura tych konsultacji nie jest w stanie oddać dynamizmu zmian w nim zachodzących. Dlatego choć wydawało się, że w przypadku ACTA wszystko zrobiono w zgodzie z prawidłami sztuki, to do czynienia mieliśmy z szerokim protestem. Musimy wyciągnąć z tego wniosek i stworzyć nowocześniejsze i doskonalsze metody konsultowania się rządu z obywatelami. Być może będą one bardziej długotrwałe i skomplikowane, być może będą droższe, ale powinny dawać władzy szerszy obraz poglądów dominujących w całym społeczeństwie, a nie w zorganizowanych grupach interesu.
Żadnej demokratycznie wybranej władzy nie stać na ignorowanie vox populi. Dotychczas rządowi udawało się często trafnie odgadywać nastroje społeczne i przekonywać do pomysłów wymagających poświęceń, ale bez udoskonalenia narzędzi konsultowania przepisów ze społeczeństwem niemożliwe będzie racjonalne rządzenie. To jest wyzwanie dla całej klasy politycznej.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP
Panie ministrze, tryb konsultacji ,moim zdaniem ,jest zbyt rozwlekły .Nie w tym jednak problem,a w tym żeby przekonać społeczeństwo,że Państwo i Rząd ,działają w ich interesie,że to dla ludzi i kraju jest ta cała praca.Obywatel musi być przekonany ,że władza nie działa przeciwko niemu,a dla niego.To cała tajemnica.Trzeba tłumaczyć powody podejmowanych decyzji,,cierpliwie ,,no i słuchać opinii zwyczajnych ludzi.
Premier ma dobry słuch społeczny,daje radę….teraz należy zrobić coś dla zwykłego obywatela,coś spektakularnego….popularnego…dobrego..
Myślcie ,,co to może być..pozdrawiam.