Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Wstać z podłogi i rozbić sufit

Redaktor admin on 26 Lipiec, 2009 dostępny w Kobiety. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Polki to jedne z najbardziej przedsiębiorczych kobiet na świecie. Jak to się dzieje?

Z raportu Banku Światowego wynika, że w Polsce co trzeci przedsiębiorca jest kobietą. To jeden z najwyższych wskaźników na świecie. W kraju, w którym według stereotypu kobieta jest strażniczką ogniska domowego, narzuca się pytanie: skąd aż tyle?

WOJCIECH MARKIEWICZ

rew
3a

Polki zdolne i ambitne nie mogą się przebić przez szklany sufit, więc tworzą własne przedsiębiorstwa – twierdzi Krystyna Kościelska, szefowa firmy Biuro Rodzina, zajmującej się wysyłaniem za granicę opiekunek do dzieci.

Szklany sufit (ang. glass ceiling – pojęcie stworzone w latach 70. w Stanach Zjednoczonych) to niewidzialne przeszkody, które oddzielają kobiety od najwyższych szczebli kariery. Kościelska nie mogła się przebić ze swoimi pomysłami w banku, w którym pracowała. Wyminęła więc szklany sufit, założyła pierwsze biuro Au-Pair w Olsztynie. Teraz jej firma ma filie w Warszawie i Białymstoku. – Jestem uparta, despotyczna, więc kto ze mną jako pracownicą by wytrzymał? – wyjaśnia Kościelska.

Pierella Paci, szefowa zespołu, który przygotował raport Banku Światowego „Płeć a możliwości ekonomiczne w Polsce. Czy kobiety straciły na transformacji?”, stwierdziła niedawno podczas prezentacji raportu w Warszawie, że „prawo o równym statusie kobiet i mężczyzn w Polsce jest dobre”, ale nadal silnie zakorzenione są podziały na tradycyjne role płci. Tymczasem w ciągu ostatnich lat ekonomiczna aktywność kobiet znacznie się rozwinęła. Liczba pań prowadzących własną firmę, poza rolnictwem, wzrosła pięciokrotnie, gdy ten sam wskaźnik w przypadku mężczyzn zaledwie się podwoił.

Utrzymać dom

Sytuacja Polek przez wieki była odmienna niż kobiet w innych krajach. Polacy dłużej i częściej sejmikowali lub wojowali, a wtedy kobiety musiały sobie radzić same. Pod nieobecność mężów powstańców, potem często zesłańców, zarządzały nie tylko domem, ale i folwarkami, uczyły się samodzielności i podejmowania decyzji. Np. matka Marii Skłodowskiej-Curie po śmierci męża znalazła – jakbyśmy dzisiaj powiedzieli – lukę rynkową i stworzyła warsztat, w którym szyto obuwie dla dzieci.

– Kobiety zawsze musiały utrzymać dom – twierdzi dr Ewa Lisowska, prezes Międzynarodowego Forum Kobiet, pracownik naukowy Szkoły Głównej Handlowej. – Bo mężczyźni zwykle szykowali się do walki, walczyli albo leczyli rany i wówczas większość obowiązków spoczywała na barkach ich żon i matek.

– Dodatkowo – uzupełnia ten obraz Krystyna Kościelska – musiały robić wrażenie, że to nie one rządzą, że to mężczyzna jest głową domu.

Helen Fisher, amerykańska antropolog, w książce „Pierwsza płeć” dowodzi (POLITYKA 8), że nabyte przez wiele pokoleń kobiet umiejętności w wychowywaniu dzieci stają się o wiele bardziej skuteczne w zarządzaniu współczesnymi formami organizacji życia i pracy niż nagromadzone przez mężczyzn doświadczenia z wojen lub autokratycznych form władzy.

Przez pokolenia Polki nabyły zdecydowanie więcej umiejętności niż tylko wychowawcze. Może więc w tym należy upatrywać faktu, że są tak przedsiębiorcze?

Podczas ostatniej wojny i 45 lat PRL rolą kobiet było zdobywanie pożywienia i ubrania. To one miały „dojścia do mięsa”, potrafiły z niczego zrobić obiad czy upiec ciasto, a z zasłony uszyć sukienkę. Z początkiem PRL dostały drugi etat; oprócz obowiązków domowych musiały iść do pracy zarobkowej, bo pensja męża nie starczała na życie. W latach 50. w kopalniach nie mogły pracować na przodku czy przy ładowaniu węgla, ale mogły wykonywać prace pomocnicze nawet w kopalniach metanowych I i II kategorii. Usiłowano też posadzić je na traktory i nauczyć murarki. Przed transformacją sfeminizowały kilka dziedzin – handel (polszczyzna stworzyła słowo sklepowa, a nie ma w niej sklepowego), szkolnictwo, służbę zdrowia i bankowość. Banki w PRL nie były bowiem instytucjami znaczącymi, bo nie zajmowały się robieniem pieniędzy, ale ich przyjmowaniem i wydawaniem. To jedyna dziedzina, w której kobiety w III RP miały na starcie przewagę nad mężczyznami. Stąd też wysokie stanowiska znanych pań: Hanny Gronkiewicz-Waltz, b. prezes NBP, Henryki Pieronkiewicz, b. szefowej PKO BP, czy Marii Wiśniewskiej, b. prezes Pekao SA.

Geny, wojny czy socjalizm?

Co sprawiło, że w III RP Polki zaczęły tak tłumnie zakładać własne firmy?

– Konieczność. Szybciej niż mężczyzn dotknęło je bezrobocie – twierdzi dr Krzysztof Jasiecki z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, który badał polskie elity gospodarcze. – Są też coraz lepiej wykształcone, 57 proc. studentów w Polsce to kobiety, więc dążą do samodzielności, chcą być niezależne. Sprawił to również rozwój usług, do których świadczenia kobiety są szczególnie predysponowane dzięki empatii, komunikatywności, umiejętności lepszego nawiązania kontaktu z klientem.

Taką firmę usługową prowadzi np. Małgorzata Chechlińska, szefowa biura podróży TRIP w Zakopanem, współwłaścicielka (z partnerem i synem) dwóch czterogwiazdkowych hoteli Litwor i Belvedere, luksusowego pensjonatu Czarny Potok i regionalnej karczmy Czarci Jar. Zatrudnia dzisiaj ok. 270 osób. Z wykształcenia jest socjologiem. Pracę magisterską na Uniwersytecie Warszawskim (1976 r.) pisała na temat zmian mentalności kobiet w Polsce po II wojnie światowej. – Od traktorzystki do kobiety wyzwolonej – wspomina.

Kiedy pod koniec lat 80. robiła habilitację, musiała z powodów rodzinnych wyjechać z Warszawy do Zakopanego. Miała do wyboru: otworzyć sklep, co wydawało jej się nudne, albo zrobić coś na tamte czasy zwariowanego. Otworzyła biuro turystyczno-wizowe TRIP. – Ten wybór to kwestia temperamentu – mówi. A skąd ten temperament? – Może odziedziczony, przekazany w genach? – zastanawia się.

Jej babcie były osobami energicznymi, zaradnymi, przedsiębiorczymi. Pierwsza, po śmierci męża aptekarza, mimo że na farmacji w ogóle się nie znała, zaczęła z powodzeniem zarządzać interesem. Druga, także po śmierci męża (był inżynierem, zginął w wypadku), zaczęła robić to, co umiała: uczyć francuskiego. Dochody szkółki, którą założyła, pozwoliły wykształcić sześciu synów. Wszyscy przed wojną skończyli wyższe studia. W tym ojciec Małgorzaty. Ona sama podczas studiów na UW, mimo że nie musiała, pracowała jako ankieterka OBOP i udzielała korepetycji.

Ewę Szaniawską z kolei, właścicielkę firmy Biały Kołnierzyk w warszawskim Wilanowie, dotknęło przed dwoma laty bezrobocie.

3b

Ewa Szaniawska, właścicielka firmy Biały Kołnierzyk: – Umiem przebijać się przez barierę przepisów, rozmawiać z urzędnikami (fot. Grzegorz Późniak)

24 lata pracowała w polskiej filii amerykańskiego koncernu chemii rolniczej, pod koniec na stanowisku dyrektora ds. zasobów ludzkich. Większą część odprawy zainwestowała we własny biznes; pierze i prasuje koszule białym kołnierzykom. – Rzeczy każdego klienta piorę osobno, w wodzie, która jest oczyszczana przez trzy specjalnie zainstalowane filtry – mówi Szaniawska, której na początku drżały ręce, gdy prała i prasowała koszulę szytą na miarę, wartą tyle co średnia pensja.

Najpierw usługi swojej firmy reklamowała roznosząc ulotki w okolicy. Efekt był marny, więc zaczęła wysyłać direct-maile do szefów wybranych firm. I to chwyciło. Ma własną, profesjonalnie zaprojektowaną stronę internetową. Na razie sama radzi sobie z zamówieniami, m.in. dzięki parowej desce do prasowania, która przypomina stół chirurgiczny.

Gdy interes się rozkręci – planuje – będzie musiała zatrudnić pracownice. Wtedy, być może, otworzy nową firmę, która będzie pomagać innym w zakładaniu firm. Swoją drogę przez mękę przeszła zakładając Biały Kołnierzyk. – Umiem przebijać się przez barierę przepisów, rozmawiać z urzędnikami. Taka usługa, myślę, cieszyłaby się w Polsce dużą popularnością – uśmiecha się Szaniawska.

Mariolę Ziębę, właścicielkę i prezesa przedsiębiorstwa Mawi z Łodzi, zaradności nauczył PRL. Jej firma produkuje żeliwne kotły grzewcze i jest ich jedynym dostawcą na polskim rynku. Syn po studiach inżynierskich założył serwis kotłów, które produkuje mama, mąż hoduje króliki. Zięba jest tegoroczną laureatką I Perełki w konkursie miesięcznika „Businessman” Perły Biznesu, w którym, jak zapewnia redakcja, brano pod uwagę twarde wskaźniki ekonomiczne. Zięba nie chce jednak zdradzić, ilu ludzi zatrudnia, jakie były w ub.r. przychody i zyski firmy.

Dane takie musiała przekazać Giełdzie Papierów Wartościowych zdobywczyni II Perełki w tym konkursie Bogna Duda-Jankowiak, prezes Zakładów Mięsnych Duda w Grąbkowie koło Leszna. W 2003 r. ZM Duda miały o połowę wyższe dochody (329 mln zł) niż rok wcześniej, 3,5-krotnie wyższy zysk (16,8 mln zł) niż w 2002 r., a zatrudniają 450 pracowników.

Charakter nie płeć

– Teraz jest taki moment w historii ludzkości, że kobiety przejmują prowadzenie firm – twierdzi Halina Zawadzka, laureatka konkursu „Kobieta przedsiębiorcza”, organizowanego od pięciu lat przez Avon Cosmetics Polska. Jest prezesem łódzkiej firmy Hexeline, zajmującej się projektowaniem i szyciem ekskluzywnej odzieży damskiej i zatrudniającej 150 osób. – O kierowaniu przestaje decydować płeć, liczą się umiejętności i wykształcenie. A te Polki zdobywają coraz liczniej i coraz sumienniej.

Inna laureatka konkursu Avon, Katarzyna Kurdek z Wrocławia, której 30-osobową firmę towarzystwa ubezpieczeniowe wynajmują, aby zrestrukturyzowała pracę niektórych działów (współpracownicy nazywają ją „kałasznikow”), uważa, że Polki coraz częściej zajmują się biznesem z kilku powodów. – Żeby przeżyć, żeby żyć godniej, na co nie pozwala pensja męża, żeby nie zostać bez środków, gdy partner odejdzie. A więc profilaktycznie, żeby udowodnić mężczyznom, że nie jesteśmy gorsze i wreszcie żeby mieć możliwość mierzenia się z coraz to nowymi wyzwaniami – tutaj siebie zaliczam – czyli z chęci działania, która nie pozwala usiedzieć w jednym miejscu.

– Nie potrafiłabym być czyjąś podwładną, nie umiałabym słuchać czyichś poleceń. To nie jest sprawa płci, ale charakteru – twierdzi Danuta Kowalska, prezes poznańskiego Centrum Doradztwa Jakościowego (CDJ), firmy zajmującej się szkoleniami i wdrażaniem kompleksowych systemów zarządzania. Uważa, że kobiety są bardziej konkretne niż mężczyźni, lepsze dla podwładnych, bo potrafią się wczuć w ich prywatne życie. W CDJ większość pracowników to panie. – Umówiłyśmy się więc, że dostosowujemy się do nieformalnego planu porodów. Teraz ja sama z tego planu korzystam, bo wkrótce urodzę. Bycie matką, czego dowiedziałam się przy pierwszym dziecku, daje bardzo dużo energii.

Najczęściej jednak kobiety prowadzą firmy małe, handlowe i usługowe zatrudniające do 5 osób (sklepy, zakłady fryzjerskie, krawieckie), rzadziej średnie. Na listach dużych firm nadal ciężko znaleźć kobietę w fotelu prezesa. Na ubiegłorocznej liście 500 największych polskich przedsiębiorstw były dwie: Wanda Rapaczyńska, prezes Agory, i Małgorzata Kroker-Jachiewicz, szefowa Kredyt Banku.

– Na listach stu najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost” było od 1991 r. zwykle 5–7 pań – odnotował prof. Jasiecki. – I trochę więcej (10–20 proc.), jeśli liczyć rodzinne biznesy. Często jednak nie jest jasne, kto naprawdę zarządza i jest właścicielem.

Bo na przykład większość udziałów w niektórych firmach Jana Kulczyka czy Sobiesława Zasady miały kobiety. W wielu przypadkach firmy są rejestrowane na żony, ale panie tymi firmami nie kierują.

Etos pracy

39 proc. polskich kobiet i 51 proc. mężczyzn ma pracę. Panie na porównywalnych stanowiskach zarabiają średnio ok. 20 proc. mniej niż mężczyźni. Emerytury mają średnio o 30 proc. niższe, ale też 5 lat wcześniej niż mężczyźni osiągają wiek emerytalny. Propozycje jego zrównania większość kobiet odbiera jako zamach na słuszny przywilej socjalny.

Polskie feministki starają się przebić szklany sufit i odkleić od „lepkiej podłogi” (trwałego przypisania do zdominowanych przez kobiety zawodów z niskimi dochodami). Robią dokładnie to, o co walczyły na Zachodzie feministki w latach 60. XX w.; zabiegają o należny kobietom status i równe warunki płacowe. Teraz, np. w Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie oraz w krajach skandynawskich, gdy do jednego stanowiska kandyduje kobieta i mężczyzna o porównywalnym przygotowaniu, poprawność polityczna nakazuje wybrać kobietę.

Tymczasem z Europy i zza Oceanu dochodzą wieści, które mogą niepokoić rodzimy wojujący i hałaśliwy odłam feminizmu. „Prawniczki i bizneswoman coraz częściej porzucają intratne posady, by zająć się wychowywaniem dzieci. Dom i rodzinę stawiają ponad sukces zawodowy” – pisze brytyjski „The Observer” (cyt. za „Forum” 29). Podobnie jest w USA. Jak wykazały badania przeprowadzone przez firmę Catalyst, 26 proc. kobiet z wyższej kadry zarządzającej nie chce awansować. Jedna piąta pań z listy najbardziej wpływowych kobiet czasopisma „Fortune” „rzuciła pracę, na ogół z własnej woli, by żyć pełniej życiem rodzinnym”. Jill Kirby, autorka raportu „Chcę być inna”, mówi, że „mamy do czynienia z powszechnym odrzuceniem etyki pracy z lat 80. i 90.”. Kobiety, którym wcale nie jest obca idea równouprawnienia, „już nie chcą sukcesów za wszelką cenę”.

Jedna z bohaterek tekstu „Observera”, która zrezygnowała z intratnej pracy w show-biznesie dla rodziny, mówi: „Wydaje mi się, że jestem teraz prawie modna”. W słowie „modna” tkwi pewne niebezpieczeństwo dla naszego rodzimego feminizmu, dopiero starającego się stłuc szklany sufit. Lubimy przecież, często bezkrytycznie, nawet gdy nie przystaje to do naszej sytuacji, przyjmować modne wzorce.

Współpraca Agnieszka Jędrzejczak

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)