Uszczelnianie systemu podatkowego zawsze budzi emocje i każdą taką decyzję rząd powinien społeczeństwu obszernie wytłumaczyć. Przedsiębiorcy zazwyczaj podchodzą do takich decyzji z dystansem i trudno im się dziwić. Z drugiej strony nie jest przypadkiem, że w Grecji, Włoszech i Hiszpanii, czyli państwach, gdzie szara strefa wymknęła się spod jakiejkolwiek kontroli, kryzys gospodarczy przybrał najgorsze oblicze. Właśnie tam unikanie fiskusa stało się dyscypliną narodową, a szara strefa osiągnęła niespotykane rozmiary. Jeszcze do niedawna w powszechnym odczuciu mieszkańców tych krajów podatki płacili „frajerzy”. Dziś, kiedy każdego dnia bankrutują firmy, lawinowo wzrasta bezrobocie, obcinane są pensje, ludzie uczą się na nowo odpowiedzialności za swoje państwo.
Już za niecały rok kancelarie prawniczych i gabinety lekarskich czeka rewolucja. Powinny się tam pojawić kasy fiskalne. To efekt prac nad ustawą o ograniczaniu barier administracyjnych dla obywateli i przedsiębiorców, czyli tzw. wielkiego sprzątania z „Pakietu na rzecz przedsiębiorczości”, a szczególnie ostatnich decyzji Ministra Finansów, który postanowił zmienić stosowne rozporządzenie. Dzięki temu skończy się podział przedsiębiorców i osoby wykonujące wolne zawody na równych i równiejszych.
Żeby nie było wątpliwości – jestem przeciwnikiem wszelkich formalnych uciążliwości prowadzenia działalności gospodarczej lub wykonywania określonych zawodów. Do takich uciążliwości zaliczam też kasy fiskalne. Jednak, jeśli już z jakiś powodów, nie tylko w Polce ale i na świecie, uznano że kasy fiskalne są jednym z najlepszych instrumentów rozliczania się z fiskusem, a także jedną z najskuteczniejszych metod walki z szarą strefą, to wręcz na gwałt zasady sprawiedliwości społecznej zakrawało utrzymywanie systemu, w którym jedni kasy musieli stosować, a inni nie.
Obecnie lekarze nie wydają paragonów, bo nie muszą rejestrować swoich zarobków przy pomocy kas fiskalnych. Podobnie robią prawnicy, czy doradcy podatkowi i przedstawiciele wielu, wielu innych grup zawodowych, w przeciwieństwie do drobnych przedsiębiorców, m.in. taksówkarzy, czy sprzedawców na targowiskach, którzy z obsługą kas fiskalnych zapoznać się musieli już kilka lat temu. Zresztą nie czarujmy się, bardzo wielu, którzy kasy od lat stosować muszą, nadal nie wszystkie swoje obroty rozliczają poprzez to urządzenie. I tak właśnie się tworzy jeden z segmentów działalności w szarej strefie.
Wielką bolączką każdego państwa jest szara strefa. W Polsce przybrała ona zatrważające rozmiary. Dotyka bardzo wielu branż, np. budownictwa, handlu, świadczenia wielu usług… Zbyt łatwo godzimy się bowiem z faktem, że przedsiębiorca „zapomniał” nam wydać paragonu, że zatrudnia pracowników bez umowy o pracę, że działa bez zgłoszenia… Ale musimy pamiętać, że jeśli okaże się, że coś z towarem lub usługą jest nie tak, zostajemy bez dowodu, który pozwoliłby nam dochodzić swoich praw. Dla części z nas niepłacenie podatku to rzecz naturalna. Dlatego, abyśmy wszyscy grali fair, niezbędna jest zmiana świadomości publicznej. Według badań tylko 44,67% Polaków nie akceptuje faktu, że ktoś podejmuje działania w szarej strefie. Równocześnie niemal 31% twierdzi, że nie ma nic przeciwko, a 20% jest to obojętne. Takie przyzwolenie społeczne skutecznie mocno utrudnia walkę z szarą strefą. Przyzwalając jednak na działalność w szarej strefie musimy pamiętać, iż odbiera ona z budżetu państwa olbrzymie miliardy, dziesiątki miliardów zł przychodów. Gdyby szara strefa nie istniała, albo gdyby choć tylko w niewielkim stopniu można byłoby ją ograniczyć, to nie groziłyby nam żadne podwyżki podatków. Ba, może byłoby można nawet je obniżyć! Dzieje się tak dlatego, gdyż szara strefa w Polsce to, ok. 25% Produktu Krajowego Brutto.
Nie chcę w kółko powtarzać utartych frazesów, takich na przykład jak ten, że patriotyzm zaczyna się od płacenia podatków, ale zastanawia mnie fakt, jak wielu z nas wciąż przyzwala na działania niezgodne z prawem, jakie obserwujemy blisko nas. Ci sami ludzie, którzy nie płacą podatków, nie uiszczają składek na ZUS, czy na ubezpieczenie społeczne, bardzo często z ochotą narzekają na służbę zdrowia czy na stan polskich dróg. Wszyscy powinniśmy jednak pamiętać, iż to właśnie z podatków i ze składek są potem realizowane usługi publiczne. Inną rzeczą jest ocena, jak władza – ta krajowa i ta lokalna – postępuje z naszymi pieniędzmi. Sam często mam w tym względzie wątpliwości i sam staram się w ramach mojego małego ogródka kompetencji dokonywać tu zmian na lepsze. Ale pomiędzy oceną wydatków państwa a płaceniem temuż państwu jego należności nie może być relacji względnej. To znaczy, jeśli dobrze oceniam państwo, to mu płacę, a jeśli źle, to się uchlam. Na całym świcie publiczne składki i podatki płacić bowiem należy. Trzeba równocześnie także od państwa wymagać świadczeń na odpowiednim poziomie. Ja pod takim hasłem się podpisuję.
Adam Szejnfeld