Polecam Państwu lekturę projektu ustawy zakazującej w Polsce handlu w niedzielę. Śmiech to zdrowie, więc zamiast witamin i minerałów, owoców i warzyw polecam sejmowy projekt. Ręczę, że będziecie mieli Państwo ubaw po pachy! Ja bowiem już dawno tak się nie uśmiałem, jak ostatniej niedzieli, kiedy wróciłem ze sklepu i poczytałem o zakazie handlu w… niedzielę.
Wpadam na stację paliw. Już zatankowałem, tylko zapłacić. Droga do kasy wiedzie między gęsto zastawionymi półkami z bakaliami, czekoladkami, napojami… Trudno, uległem pokusie. Płacąc za paliwo poprosiłem jeszcze o batonik snickersa. Jak szaleć, to szaleć!
- 92 zł, usłyszałem.
- A snickers, chyba pani nie doliczyła, zauważam.
- Przykro mi, mogę panu sprzedać tylko paliwo. Nie mogę skasować za batonik.
- Dlaczego? pytam zaskoczony.
- Po snickersa musi pan wpaść jutro, w poniedziałek. W niedzielę możemy sprzedawać tylko paliwo, odpowiada.
- Jak to?, nie wychodzę ze zdziwienia. Przecież stacja jest otwarta, sklep też, pani stoi tutaj za ladą, ja snickersa wziąłem sobie sam z półki, kasuje pani ode mnie za towar!.. Co za problem?!, pytam nie mogąc ukryć irytacji.
- Niedziela proszę pana, niedziela! Snickersy, chleb albo lody mogę panu sprzedać tylko w tygodniu. W niedziele nie. Nasza stacja ma bowiem powierzchnie 80,5 m2, a piwo, mleko, kawę, czy bułki albo inne towary razem z benzyną można sprzedawać tylko wtedy, gdy stacja nie przekracza powierzchni 80 m2. Inaczej więzienie, rozumie pan? Więzienie! A to u mnie odpada. Mam małe dzieci, dodaje.
Mówiła to wszystko cały czas niemalże z kamienną twarzą, ale jak doszła to kwestii więzienia nie wytrzymała i wybuchła śmiechem. Śmiała się tak, że aż łzy ciekły jej po policzkach. Mnie zdenerwowanie już także minęło i pękałem ze śmiechu razem z nią. Wyliśmy tak głośno i płakaliśmy przy tym do tego stopnia, że z zaplecza wypadł jej współpracownik wołając: co się dzieje, co się stało?!
Gdy napad śmiechu nam minął pożegnałem się i ruszyłem w stronę wyjścia.
- Proszę pana, proszę pana, usłyszałem za sobą.
- Proszę, niech pan weźmie te batoniki. Zaksięguję je jutro rano, powiedziała znów wybuchając śmiechem!
Lepszy numer przeżyłem kupując gazetę w kiosku ruchu.
- Poproszę „Wyborczą” i dodałem: niech mi pan dorzuci jeszcze pastę do zębów.
- Wyborczą mam, nawet mogę panu ją sprzedać bez pakietu z Gazetą Polską, bo jeszcze nie wprowadzili tego obowiązku, ale nie mogę panu dać pasty do zębów, odpowiedział.
- A co, skończyła się?, zapytałem zdumiony.
- Nie, nie. Mam pastę, mydło, papierosy… Mam wszystko, ale w niedzielę sprzedawać mogę tylko gazety, odpowiedział.
Nadal nic z tego nie rozumiałem.
- Bo wie pan, ja mam piwnicę pod moim kioskiem. Oczywiście, nie używam jej, bo i do czego, ale jest już od przedwojny, więc przecież jej nie zasypie. W niedzielę jednak poza gazetami można inne twory sprzedawać tylko wtedy, jeśli nie ma się piwnicy. Ja mam, tłumaczy mi ze smutkiem.
Prawie się przewróciłem ze zdumienia, ale sprzedawca rzucił mi się na ratunek.
- Niech pan się nie martwi. Jakieś sto metrów dalej jest inny kiosk z gazetami. Oni nie mają piwniczki, więc będzie pan mógł tam kupić nie tylko gazetę ale mydło, czy pastę do zębów, nawet papierosy. U mnie tylko gazety.
Podziękowałem za radę, ale jeśli już uzyskałem taką fachową pomoc, to postanowiłem zapytać jeszcze o jedną sprawę.
- Wie pan, idę dzisiaj na imieniny. Czy w takim razie kupię gdzieś kwiaty, czy jednak w niedzielę nie ma szans?
- Kupi pan, kupi, uspokoił mnie. Tu, niedaleko jest jedna taka fajna kwiaciarnia, ale przekroczyli o 20 milimetrów powierzchnię. Zamknęli więc im firmę w niedzielę. Lecz niech pan się nie martwi, niech pan tam pójdzie. Ściszył ton i szeptem dodał nachylając się w moją stronę: Na witrynie jest telefon. Zadzwoni pan, to nawet do domu w tej samej cenie podrzucą. Oni sobie, to my sobie!, rzucił z cwaniackim uśmiechem na twarzy.
- Powiem panu więcej. Jaki numer wywinęli w naszej galerii handlowej. Zmienili jej nazwę na galeria sztuki. Kino jest? Jest! Koncerty w hallu się odbywają? Odbywają! Na ścianach wiszą różne obrazy? Wiszą! A ustawa zakazuje handlu w galeriach handlowych, a nie w galeriach…. sztuki. No to teraz mamy na osiedlu galerię sztuki i tam można kupić w niedziele, i gorzałkę, i zakąskę i wszystko! Buhaha, hihihi, uhahaha, roześmiał się na cały głos. Żyć nie umierać, proszę pana.
- Podobnie z ciastkami, kontynuował poprzez śmiech.
Na mojej twarzy pojawił się wyraz zdziwienia….
- No jak będzie pan chciał do tych kwiatów dorzucić na imieniny na przykład jeszcze tort, albo jakieś ciacha, to też nie problem. W galerii, no tej wcześniej handlowej, mają swoją piekarnię. Zawsze przecież robili chleb i bułki, teraz pieką też ciasta. Do godziny 13-tej sprzedają je, jako producent ciast, bo do trzynastej producentom wolno, a po 13-tej, sprzedają je już, jako galeria sztuki, bo w takich galeriach można handlować bez ograniczeń, buhaha, ryknął ponowienie śmiechem. Też już nie wytrzymałem. Buhaha, uhaha, hihihi…, wtórowałem mojemu rozmówcy.
- Niestety, my się tu śmiejemy, ale najgorszy los mają ci, którzy handlują w niedzielę w internecie, kontynuował mój rozmówca zmieniając już ton. Wie pan, im też zakazano. A przecież ludzie najwięcej czasu mają na takie zakupy w weekend, po pracy, w niedzielę… Człowiek otworzy sobie buteleczkę, zje dobrą kolacyjkę, przytuli żoneczkę i… poszuka dla niej coś ładnego. Teraz to już „d…pa” z tym, zakończył zrezygnowany machając ręką.
Niestety, ta śmieszna ale i zarazem smutna opowieść może stać się rzeczywistością. Kabaret ten bowiem może już niedługo faktycznie czekać nas w Polsce, jeśli w życie wejdzie projekt zakazu handlu w niedziele. Ten pozbawiony umocowania w polskiej tradycji bubel prawny można dzisiaj opisać tylko w jeden sposób: absurd na absurdzie absurdem podparty. Satyra i groteska.
Najważniejsze jednak pytanie, które nasuwa się po lekturze tej politowania godnej ustawy, to jaki związek widzą projektodawcy, na przykład z istnieniem piwnicy pod kioskiem ruchu, powierzchnią stacji paliw, czy nazwą galerii, ze świętowaniem niedzieli, chodzeniem do kościoła, albo spacerowaniem z rodziną po parku?… Jeśli sprzedawca jest w sklepie i może skasować za jeden towar, to dlaczego na przykład nie może skasować zapłaty za inny towar? Co ma do tego religia i co ma do tego odpoczynek po pracy, skoro i tak się jest w… pracy?! Hym… może od razu lepiej zaproponować 2 lata więzienia nie za złamanie zakazu handlu w niedzielę, ale za to, że ktoś nie poszedł do kościoła lub nie zabrał dzieci na spacer?! Może byłoby łatwiej, buhaha… hihihi… uhaha…
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego