Jesteśmy niecierpliwi, nie lubimy czekać. Kiedy pojawia się kłopot, chcemy go rozwiązać szybko i przy minimalnym wysiłku. Tu i teraz. Wiedzą o tym doskonale na przykład producenci różnego rodzaju farmaceutyków oraz tzw. suplementów diety. Zawsze obiecują nam natychmiastowe efekty i korzyści. Często dla powodzenia wystarczy dodanie na opakowaniu, na przykład słówka „new”, a już sprzedaż rośnie. Jednak dodanie zwrotu „max”, “forte”, czy “fast”, daje sukces murowany. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy ludzie zażywając „nowy” czy „mocniejszy” lek nie widzą żadnej poprawy. Wszak choroba jest przewlekła więc i jej cofnięcie nie może nastąpić natychmiast. To zrozumiałe. Trzeba poczekać, czego bowiem nie zrobimy, by być zdrowszym, młodszym i ładniejszym…
Proste, łatwe i szybkie rozwiązania są bardzo oczekiwane w każdej dziedzinie, także w życiu publicznym. Zwłaszcza, że w społeczeństwie panuje chyba przekonanie, iż politycy to chyba… cudotwórcy. Nawet z pustego potrafią nalać. Dlatego ludzie w zasadzie nie mają oporów żądać, postulować, czy prosić. Zwykle oczekują dużo i szybko. O wiele więcej i o wile szybciej, niż jest to możliwe do spełnienia. Cóż, politycy natomiast, konkurując ze sobą o zwycięstwo, jeśli nie mają hamulca odpowiedzialności, również potrafią powiedzieć każdemu wszystko i wszędzie. Kółko się zamyka.
Niestety, w swojej zbiorowości ludzie nie potrafią ocenić realności politycznych obiecanek. Do tego każdemu zależy na czymś innym. Jeśli więc w katalogu gruszek na wierzbie zobaczy tę swoją, to inne go raczej już nie obchodzą. Dlatego ludzie potrafią się godzić nawet na te propozycje władzy, które im się nie podobają, byleby tylko te „ich” zostały spełnione. Nieodpowiedzialni znów politycy potrafią obiecać prawie wszystko, bowiem ocena sumy późniejszych dokonań zajmuje zbiorowości sporo czasu. Wystarczająco dużo, aby politycy wymyślili nie tylko uzasadnienie swoich niepowodzeń, ale i argumenty na podstawie których tłum i tak będzie skandował im w podzięce. Wie o tym Jarosław Kaczyński i środowisko PiS. Pod osłoną obietnic zawłaszczają polskie państwo. Zmieniają ustrój licząc, iż gruszka na wierzbie z napisem „500 zł dla każdego”, będzie dla większości ważniejsza od gruszki z napisem „niezależny Trybunał”, „prawa obywatelskie”, czy „wolność słowa”.
Niestety, zanim dojdzie do wyborczej weryfikacji, zła władza potrafi zniszczyć swój kraj, na odbudowanie którego potem często nie starcza jednej kadencji. Bywają niestety także i takie skutki, które trzeba niwelować dekady a nawet pokolenia…. Dzieje się tak zwłaszcza, jeśli szkody wyrządzono nie tylko w urzędniczych strategiach, czy prawnych normach, ale w ludzkich umysłach. Tak kiedyś działał na przykład komunizm. Robił demolkę ludziom w głowach. Od przedszkola, poprzez szkołę, kończąc na studiach prał mózgi zbiorowości. Dlatego mogliśmy być świadkami donosów synów na ojców, żon na mężów, czy zbiorowego lamentu po śmierci Stalina. Ludzie ze wschodnich Niemiec uważali, iż żyją w kraju zamożniejszym, niż ich biedni krewni w Niemczech Zachodnich, a Koreańczycy z północy do dzisiaj sądzą, że ich kraj to raj i współczują pobratymcom z południa. Nie inaczej swój dobry los porównywali kiedyś Kubańczycy z dramatem i tragedią, jaką przeżywają mieszkańcy Stanów Zjednoczonych. Cóż, i u nas nie jest lepiej. Lata minęły, „demoludy” upadły, a i tak miliony uważają, że „za komuny było lepiej!”
Teraz znów wielu uwierzyło kolejnym oprawcom ludzkich umysłów, chirurgom człowieczych marzeń. Miejmy jednak nadzieję, że świadomość niepowetowanego błędu nie będzie się w narodzie budziła tak długo, jak kiedyś – czterdzieści lat! Cudotwórców bowiem nie ma na świecie i za wszystko będzie trzeba prędzej, czy późnej zapłacić.
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego
