Dzień Wolności i Praw Obywatelskich. To oficjalna nazwa święta ustanowionego uchwałą Sejmu RP w 2013r. Wolność, demokracja, prawa obywatelskie…. Hym… czy ktokolwiek pomyślałby 27 lat temu, albo kiedykolwiek potem, że po czasach komunizmu znajdą się w Polsce ludzie, którzy będą te świętości podważali, będą je lekceważyli, będą obniżali ich rangę?
Kiedyś założyłbym się o wszystko, że w Polsce już nigdy i nikt nie będzie niszczył pamięci o tysiącach ludzi, o dziesiątkach tysięcy, którzy poświecili swoje życie, aby pokonać zniewolenie. Polacy walczyli o swoje prawa, i w 1956 roku, i w 1970, i w 1976 roku i znów w 1980 roku, a potem ponownie w 1981 roku. Wiele razy elity narodu schodziły do podziemia, by tam, w ukryciu, walczyć i działać na rzecz wolności, jeśli już nie dla swojego pokolenia, to chociażby dla następnych.
I wreszcie przyszedł ten dzień, dzień przełomu. 4 czerwca 1989 roku. Dzień, którego nie zapomni się nie tylko nad Wisłą, ale też we wszystkich krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Pamiętają ten dzień także w Berlinie, Paryżu, Londynie i za oceanem. Wszyscy ludzie na świecie przywiązani do idei demokracji, praworządności, wolności i praw człowieka wiedzą, że to tu, w Polsce, 27 lat temu upadł komunizm. To od nas zaczęło się sypać domino ludzkiego upodlenia i władztwa czerwonej burżuazji. I co? Gdzie w tak ważnym dniu był prezydent Polski? Gdzie była premier Polski? Gdzie byli marszałkowie, ministrowie?… Gdzie odbyły się uroczystości państwowe, gdzie widzieliśmy wojskowe warty i parady? Gdzie były choćby pikniki i imprezy rozrywkowe?…
Na przełomie 1978 i 1979 r., półtora roku przed słynnym Sierpniem’80, jako młody chłopak, wziąłem udział w pierwszym w moim życiu strajku. Było to dziesięć lat przed upadkiem komunizmu w Polsce i Europie. Przez te dziesięć lat było mnóstwo pięknych chwil w moim życiu, ale i dramatów. Śmiech mieszał się z łzami, dni radosne z poczuciem niemalże zupełnej niemocy. Ale nigdy nie zginęła nadzieja, że uda się przezwyciężyć przeszkody, pokonać bariery, obalić mury. Dlatego po chwilach uniesienia w legalnej Solidarności, miesiącach spędzonych w więzieniach, kontynuowaliśmy naszą walkę w podziemiu. Pod koniec lat osiemdziesiątych zaczęliśmy nie tylko odtwarzać legalną już Solidarność, ale i tworzyć Komitety Obywatelskie. Potem przyszedł ten dzień, właśnie 4 czerwca. Wygraliśmy wszystko, co można było na tę chwilę wygrać w wyborach do Sejmu i Senatu. Aktem głosownia w tych historycznych wyborach pierwszy raz od czasów końca drugiej wojny światowej wybraliśmy reprezentantów wolnej Polski do władzy. Aktem tym podpaliliśmy też lont bomby, która wysadziła w powietrze europejski komunizm, nieludzkie dyktatury i obaliła żelazną kurtynę na świecie.
Dzisiaj wydaje się, że znów mamy w Polsce władzę, którą drażni pamięć naszej najnowszej historii, która dostaje ciarek na słowo „wolność”, której przeszkadza świętowanie praw obywatelskich. Jeśli tak, to trzeba się zastanowić, czy to jest… nasza władza?
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego