Dlaczego w Polsce nie ma kryzysu? Bo rząd ma dobry program antykryzysowy? Bo rząd wspiera finansowo rozwój? Bo rząd ogranicza niepotrzebne wydatki? Bo mamy rozsądną politykę fiskalną? W końcu, bo sami przedsiębiorcy nauczyli się zarządzać kryzysem i radzić sobie w trudnych czasach? Nie! Według opinii pewnego znanego prawicowego publicysty, który nawet nie ukrywa swoich sympatii dla PiS-u, jest tak dlatego, gdyż Polacy nie wiedzą, że na świecie szaleje kryzys i lekkomyślnie robią zakupy, wydając swoje pieniądze. Tłumacząc na prostszy język – kryzysu nie ma, bo Polacy są lekkomyślni. W dodatku nie dość, że kupują jak gdyby nigdy nic, to uparcie głosują na Platformę Obywatelską. A to już pewnie szczyt lekkomyślności, wręcz skandal.
„Te cztery lata będziemy musieli przepracować dwa razy mocniej, będziemy musieli działać dwa razy szybciej” – te słowa wypowiedział tuż po opublikowaniu zwycięskich sondaży premier Donald Tusk. Od upadku komunizmu Polska miała 18 różnych rządów, a wybory odbywały się średnio, co 17 miesięcy. Po raz pierwszy w historii Polski, od końca I wojny światowej, jedna partia dwukrotnie demokratycznie wygrała wybory i ta sama koalicja może powtórnie rządzić krajem. Polacy nagrodzili Platformę Obywatelską swoim wyborem za cztery lata spokoju, rozważnej, wyważonej polityki krajowej i zagranicznej. Przede wszystkim jednak, za sprawne i bezbolesne prowadzenie kraju i Polaków przez wzburzony ocean kryzysu, który zalał świat w 2008 roku.
Trzy lata po tamtym załamaniu gospodarki światowej Polska jest liderem wzrostu gospodarczego w Europie i na świecie. Z zazdrością spoglądają na nasze osiągnięcia kraje zmagające się ze stagnacją czy wręcz recesją, o państwach w kryzysie, takich jak Grecja, Hiszpania czy Włochy nie wspominając. Nie czas jednak na wielkie świętowanie – na horyzoncie ponownie bowiem zbierają się czarne chmury.
Obecnie ważą się losy Grecji, ale ekonomiści z równie dużą, a może nawet większą obawą spoglądają na Włochy. Jeśli wielbicielom pizzy i makaronów powinie się noga, poczują to wszyscy. Nie możemy pomóc Włochom, ale możemy jak najlepiej przygotować polską gospodarkę na wszelki wypadek, na czarną godzinę. W tym celu rząd już wkrótce zacznie szukać dalszych oszczędności i walczyć o złotego przekonując inwestorów o sile polskiej gospodarki i waluty. Zresztą pierwszy krok ku wzmocnieniu waluty został już wykonany – dzień po ogłoszeniu cząstkowych wyników wyborów złotówka wzmocniła się o kilka groszy. Widać rynek docenił wybór Polaków.
„Nie mam nic do zaoferowania, tylko krew, trud, łzy i pot” – od wypowiedzenia tych słynnych słów zaczął swoje urzędowanie podczas II wojny światowej brytyjski premier Winston Churchill. Tak źle na pewno nie jest i nie będzie, ale nie można lekceważyć złych prognoz. Trzeba się mobilizować, przygotowywać i szukać polskiej szansy na globalnym rynku. Czy jednak wszyscy politycy czują powagę sytuacji? Ruch Palikota na przykład, zamiast projektów dotyczących finansów, gospodarki, czy spraw społecznych, chce rozpocząć swój parlamentarny debiut od wywołania „wojny o krzyż”. A przecież tak nie dawno zakończyła się wojna o krzyż prowadzona przez PiS na Krakowskim Przedmieściu. Czy partie w Polsce właśnie tak powinny sobie wyobrażać swoją rolę w budowaniu bezpieczeństwa Polski i Polaków?…
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP