Kondukt pogrzebowy otwierała elegancka czarna limuzyna z jego ogromnym portretem. Za nią kolejny samochód, z wielkim bukietem kwiatów. Dopiero w trzecim aucie znajdowała się przykryta czerwonym materiałem trumna z jego ciałem. Wzdłuż ulic, którymi sunęła kolumna samochodów, zgromadziły się dziesiątki tysięcy pogrążonych w rozpaczy mieszkańców kraju, którzy zmagali się z przytłaczającym poczuciem samotności. Przecież on był wśród nich zawsze. Nikt nie będzie w stanie go zastąpić…
Tak właśnie wyglądało ostatnie pożegnanie zmarłego przed kilku laty „Umiłowanego Przywódcy”, „Wielkiego Wodza”, „Przewodniej Gwiazdy Ludzkości”, czyli Kim Dzong Ila, przywódcy Korei Północnej. Był krwawym dyktatorem, terroryzował własnych obywateli, głodził naród. Każdy mógł zostać zesłany pod byle pretekstem do obozu katorżniczej pracy, nawet po jego śmierci za – jak to określano – „niewystarczająco szczere” opłakiwanie jego odejścia… Niestety, Korea Północna nie jest jedynym reliktem zimnej wojny. Po drugiej stronie globu leży inne państwo, którego obywatele doskonale wiedzą, czym jest skrajna nędza, nieustanna przemoc i bezpardonowa ideologiczna indoktrynacja. Kuba.
Dzisiaj mieszkańcy tej słonecznej wyspy położonej na Morzu Karaibskim opłakują odejście wiecznego dyktatora – Fidela Castro. Z całego świata płyną zaś często ciepłe słowa o El Comandante. I nie chodzi jedynie o komentarze skrajnie lewicowych polityków, jak choćby greckiego premiera Aleksisa Ciprasa, który na Twitterze napisał: „Żegnaj komendancie, ku wieczystemu zwycięstwu ludów”. „Castro wprowadził na swojej wyspie socjalizm, skutecznie redukując różnice materialne występujące pomiędzy mieszkańcami tego kraju” – uważają dziennikarze portugalskiej telewizji RTP! Premier Kanady z kolei, o zgrozo! oświadczył: „Fidel Castro był legendarnym rewolucjonistą i mówcą, który znacząco poprawił system edukacji i opieki zdrowotnej na Kubie”. Przewodniczący Komisji Europejskiej, która ma stać na straży europejskich wartości, Jean-Claude Juncker, w swoim liście kondolencyjnym napisał: „Fidel Castro był jedną z historycznych postaci ubiegłego wieku i ucieleśnieniem kubańskiej rewolucji. Wraz ze śmiercią Fidela Castro, świat stracił człowieka, który dla wielu był bohaterem”.
Takich laurek spodziewać by się można co najwyżej ze strony tych, którzy życiem ryzykują niewystarczający żal po śmierci dyktatora. Ale jak mogą z taką łatwością, bez mrugnięcia okiem, wielbić reżim Castro ci, którzy na co dzień cieszą się dostatkiem, demokracją i wolnością? Kilkanaście tysięcy Kubańczyków pozbawionych życia, kolejne setki tysięcy wtrąconych do obozów i więzień albo zmuszonych do ucieczki z kraju. Nie jest łatwe określenie precyzyjnej liczby wszystkich ofiar reżimu, ale pierwsze lata kubańskiej dyktatury uważane są za jedne z najbrutalniejszych na świecie po II wojnie światowej. I nawet jeśli dzisiaj prześladowania nie są już tak dotkliwe i masowe jak wówczas, to represje, choćby wobec opozycjonistów, są nadal powszechne. Prawa obywatelskie, w szczególności wolność słowa i swoboda zgromadzeń, to nadal fikcja!
Podobnie zresztą jak mityczne „sprawiedliwe życie” na Kubie, o którym wielu, szczególnie w Europie, mówi z zachwytem. To wymysł, który nie ma żadnego pokrycia w rzeczywistości. Nędza, reglamentacja żywności, braki w dostawach paliwa, czarny rynek, prześladowania… Litr mleka na wyspie kosztuje dwa dolary, podczas gdy średnia płaca jest na poziomie dwudziestu dolarów miesięcznie, ale nie amerykańskich, tylko kubańskich! Do tego: więźniowie polityczni, jeden z najwyższych wskaźników samobójstw w obu Amerykach, dostęp do Internetu mniej powszechny niż na Haiti. Czy na prawdę potrzeba byłoby tam zawieźć polityków, dziennikarzy i komentatorów, i kazać im kilka miesięcy żyć tam na tych samych warunkach, co biedni Kubańczycy, aby ludzie zrozumieli na czym polega socjalistyczne równanie w dół?! Bieda, nędza, ruina w przemyśle, ruina w rolnictwie, ruina miast, z kiedyś cudowną Hawaną na czele. Nic, tylko ruina. Ruina także mentalności. Ze zgliszcz państwo można podnieść po trzydziestu, czterdziestu latach… Ale mentalności się nie zmienia przez sto lat i więcej. I to jest największa zbrodnia Castro. Zrujnowanie mentalności narodowej.
Mimo tego, teraz dla tak wielu na świecie Fidel Castro staje się postacią kultową. Także dla tych, którzy we własnym kraju nie wyobrażają sobie dyktatury, ograniczania praw obywatelskich czy skrajnej nędzy. Zamiast walczyć o prawdę o reżimie i realną poprawę sytuacji Kubańczyków, przyłączają się do chóry piewców dyktatora.
Dziwne. „Małemu” człowiekowi, który popełni błąd, czasem z głupoty, czasem z nieświadomości, niekiedy z chwilowej słabości, nie wybacza się nigdy. Złodziej do śmierci zostanie złodziejem, nawet jeśli ukradł dwa jabłka. „Wielkim” tego świata zapomina się jednak nawet najbardziej podłe zbrodnie. Często po latach, nazywa się ich rewolucjonistami, bohaterami, bojownikami… Dziwny jest ten świat. Doprawdy dziwny!
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego