To już koniec. Wszystko się skończyło. Świat, który zna ostatnie pokolenie, może niebawem przestać istnieć. Świat pokoju, świat dobrobytu, świat, który już dawno zapomniał o ziemnej wojnie, może stać się przeszłością. Na ziemi żyją miliardy ludzi, ale o tym, w jakim świecie będziemy żyli przez następne dekady, może zadecydować jeden człowiek – Władimir Putin.
Powszechne w dzisiejszej Europie priorytety inwestowania w przyszłość, finansowania oświaty, nauki, kultury i sztuki, czy rozwoju infrastruktury, albo działania na rzecz zmniejszenia bezrobocia, może zastąpić priorytet podnoszenia bezpieczeństwa. Pieniądze wydawane na książki, mogą znów być wydawane na czołgi. Tylko nasz kraj, by zabezpieczać się przed najgorszym, w tym roku ma wydać na zbrojenia 8 mld zł a do roku 2022 dodatkowo aż 100 mld zł. To jednak tylko kropla w oceanie planowanych wydatków USA, krajów Unii Europejskiej oraz pozostałych państwa świata. Oto więc, na naszych oczach, jeden tylko człowiek, kładąc swoją łapę na Krymie i grożąc Ukrainie, być może zmienia wektor strategii wszystkich liczących się państw.
I jeszcze jedno. Nasz świat do tej pory był na dobrej drodze, z pominięciem kilku czarnych ociec, do ograniczenia najbardziej śmiercionośnego skutku zimnej wojny – broni nuklearnej. Jutro, po złych doświadczeniach Ukrainy, której w zamian za pozbycie się broni jądrowej Rosja, USA oraz Wieka Brytania gwarantowały bezpieczeństwo i integralność terytorialną, nikt już w żadne zapewnienia nie uwierzy. Wszystko więc może zacząć się od nowa. I zimna wojna, i zbrojenia nuklearne…
W kontekście tego, co powiedziano wyżej, nie jest ważne, czym kieruje się Władimir Putin niszcząc dziesięciolecia pracy na rzecz upowszechniania pokoju i rozwoju w Europie i na świecie. Wielu sądzi, iż anschluss Krymu przez Rosję był histeryczną reakcją przywódcy, który boleśnie poczuł policzek majdanowskiej rewolucji i śmiertelnie wystraszył się powtórki takiego scenariusza na terytorium, które ma pod swoim butem. Marna to jednak pociecha dla Krymu i całej Ukrainy, do której wkroczyli rosyjscy żołnierze. Moskwa pokazała dobitnie, co myśli o poszanowaniu granic państw, które uważa za swoją strefę wpływów. Tłumaczenie to nie będzie miało też żadnego znaczenia, nawet dla tych, którzy już z góry, w imię pokoju i spokoju, gotowi są poświecić Krym. To nic nie da, bowiem tacy ludzie, takie narody, taka mentalność, jaką reprezentuje prezydent Rosji, nie znają granic dla swojej buty. Jedyną granicą jest buta, a wiec siła przeciwnika.
Dzisiaj myśląc już nie tylko o Ukrainie, musimy zastanawiać się, czy i co grozi naszemu krajowi. Czy Polska także leży w strefie zainteresowania imperialnej Rosji? Wydaje się, że raczej nie, ale nie możemy być pewni, że za kilka lat Moskwa tego poglądu nie zmieni. Ażeby więc być krajem prawdziwie bezpiecznym musimy zwiększać swoją siłę zbrojną, ale równie intensywnie działać na frontach pozamilitarnych. Nasza suwerenność oparta musi zostać na trzech podstawowych filarach:
1. Bezpieczeństwo energetyczne
Jeszcze kilka lat temu widmo odcięcia gazu przez Rosję nas paraliżowało, ale dzisiaj jest pod tym względem dużo lepiej. Od zupełnego uniezależnienia się od dostaw gazu ziemnego z Rosji dzieli nas już zaledwie kilka kroków. Uruchomienie terminala LNG, rozbudowa magazynów gazu, rozwój wydobyć gazu krajowego, w tym łupkowego, a także budowa interkonektorów, mogących tłoczyć do nas gaz z Europy zachodniej oraz południowej sprawią, że nawet odcięcie dostaw przez Rosjan nie będzie dla nas w przyszłości zasadniczym problemem.
Energetyczną strategię premiera Tuska doceniają nawet politycy opozycji, czemu ostatnio dał wyraz Joachim Brudziński, pozytywnie komentując planowane na koniec roku zakończenie budowy gazoportu w Świnoujściu. Ta inwestycja powinna dać nam mocną pozycję negocjacyjną w rozmowach z Gazpromem i na dobre odsunąć groźbę energetycznego szantażu. Jeśli do tego dodamy coraz wyraźniejsze perspektywy pozyskiwania gazu ziemnego z łupków, to rysuje się nam obraz Polski w zasadzie niezależnej od kaprysów Moskwy.
Rozumiemy, że niezależność energetyczna to kwestia czegoś więcej niż tylko rachunku ekonomicznego, dlatego musimy inwestować także w nowe źródła energii, nie zaniedbując tych tradycyjnych. Jednym z gwarantów bezpieczeństwa energetycznego Polski zostanie więc węgiel. W ciągu sześciu lat spółki Skarbu Państwa przeznaczą na inwestycje w sektorze energetycznym 60 mld zł. Na budowę nowych jednostek energetycznych pójdzie 30 mld zł, a 10 mld zł zostanie zainwestowane w budowę i modernizację energetycznych sieci przesyłowych.
2. Ściślejsza integracja z UE
Czy wiedzą Państwo, co to „efekt cappuccino”? Ten termin oznacza zaokrąglanie w górę cen przez sprzedawców przy przeliczaniu cen na euro w momencie wprowadzenia wspólnej waluty. Te nieuczciwe praktyki, zaobserwowano po raz pierwszy we Włoszech. A że Włosi nade wszystko cenią dobrą kawę, więc rychło zauważyli, że przysmak im zdrożał i się tym strasznie oburzyli. My jednak mamy na głowie „efekt kałasznikowa”, przy którym rozważania, czy po wprowadzeniu euro inflacja wzrośnie o 0,1 czy 0,01 proc. bledną. Chcemy większego bezpieczeństwa, to musimy dążyć do przyjęcia euro. Nie wiem jak to powiedzieć jaśniej, więc powiem wprost – Niemcy wcześniej nie wyślą dywizji pancernych, a Francuzi nie poderwą lotnictwa do obrony polskich granic, zanim ich własna gospodarka nie zacznie się walić. Napięcie na linii Polska – Rosja musiałoby mieć tak silny wpływ na wspólną walutę, by broniąc Polski, broniliby swoich gospodarek.
Niezależnie od integracji wokół waluty euro, konieczne jest kontynuowanie politycznej integracji Wspólnoty, łącznie z budowaniem wspólnego systemu bezpieczeństwa finansów publicznych, wspólnej polityki zagranicznej oraz… wspólnej armii. To zadania dla polityków polskich i zagranicznych na najbliższe już nie tylko lata, ale pewnie i miesiące.
3. Zimna krew
W najbliższych latach Rosja będzie szukała pretekstów i wykorzystywała je do eskalacji napięć. Naszym zadaniem będzie, aby w pyskówki z Moskwą się nie wdawać i dbać, by naszych interesów broniła cała Unia. Rosja będzie grała na „wyciągnięcie” pojedynczych państw takich jak Litwa, Łotwa czy Polska z europejskiej Wspólnoty i przedstawianie ich, jako awanturników, kraje niestabilne i nieprzewidywalne. Nie muszę wyjaśniać, że realizacja tego scenariusza oznaczałaby dla nas wielkie kłopoty.
Ukraińcy płacą wysoką cenę za sen o prawdziwie wolnym kraju, ale naszym obowiązkiem jest wspieranie jej wszelkimi sposobami. Józef Piłsudski powiedział, że „nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy”, bo wiedział, że silna Ukraina jest w naszym żywotnym interesie. Tak jest do dzisiaj. Potrzebujemy prawdziwie silnego partnera na Wschodzie, a dzisiejsza Ukraina silna nie jest. Jeśli więc chcemy bezpiecznej Polski, to musimy więcej wysiłku i pieniędzy włożyć w odbudowanie również i tego państwa.
Nie możemy zapominać o tym, że nie tylko Rosja, ale i NATO tym bardziej liczyć się będą z nami, im bardziej niezależni, silni i odpowiedzialni będziemy. Stoimy na skraju nowej zimnej wojny i wiele zapewne jeszcze niepokojących rzeczy pojawi się w naszych i unijnych relacjach z Rosją w ciągu najbliższych lat. Nasza strategia musi być jednak poprzedzona chłodną i długofalową kalkulacją. Rozbudowywanie potencjału militarnego choć szalenie ważne, musi iść w parze z innymi działaniami. Przyjęcie euro, zapewnienie nam bezpieczeństwa energetycznego i roztropne działania na arenie międzynarodowej zapewnią nam lepszą pozycję w grze, której stawką są niepodległość Polski i pokój Europy.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP