Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Eurodylemat

Redaktor admin on 26 Luty, 2013 dostępny w Prace Senatu. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Polska wstępując do Unii Europejskiej zobowiązała się do przyjęcia wspólnej waluty euro, choć nie padły żadne daty, kiedy miałoby to nastąpić. To jednak, że wciąż odwlekamy moment wejścia do Eurolandu nie znaczy, że powinniśmy debaty na ten temat unikać. Wręcz przeciwnie – czas zrobić podsumowanie wszystkich „za” i „przeciw”, tak by na sprawę spojrzeć chłodno, bez politycznych emocji. W tej bowiem sprawie decydować powinna przede wszystkim ekonomia.

W ostatnich latach polską specjalnością stało się sprowadzanie każdej dyskusji do poziomu absurdu. I tak można usłyszeć komentarze o „wchodzeniu do płonącego domu”, o „walącym się pałacu, który nie nadaje się do remontu”, „o zdradzie narodowych tradycji oraz przelanej krwi dziadów i ojców”. Wszystko to w aspekcie ewentualnego przyjmowania eurowaluty przez Polskę w czasie kryzysu niektórych krajów posiadających euro. Muszę przyznać, iż słyszące te absurdy, przecieram oczy ze zdumienia. Dotychczas bowiem myślałem, że za kryzys na przykład w Grecji odpowiada lekkomyślna polityka władz w Atenach, a za zadłużenie Hiszpanii rząd w Madrycie, który nie miał odwagi schładzać gospodarki, kiedy był na to najwyższy czas. Za kłopoty w Europie odpowiadają bowiem politycy, którzy bez opamiętania dopuszczali do zadłużania się swoich krajów na rynkach finansowych lub akceptując na przykład nieuzasadnione ulgi podatkowe albo przywileje socjalne wielu grup zawodowych w swoich państwach. Co ma do tego nazwa tej, czy innej waluty?

Euro samo w sobie więc nie jest źródłem jakichkolwiek kryzysów gospodarczych, zalety natomiast wspólnej strefy trudno podważyć. Dostęp do ogromnych zasobów pieniądza na wspólnym rynku, wyeliminowanie ryzyka kursowego, czy brak finansowych i administracyjnych kosztów wymiany walutowej, to na pewno walory posiadania wspólnej waluty wraz z innymi krajami, które są naszymi głównymi partnerami handlowymi w Europie. Integracja państw strefy euro, przyniosła jej członkom niewątpliwą wartość dodaną, którą nikt by nie podważał, gdyby nie zła praktyka finansowa polityków, szczególnie krajów południa naszego kontynentu.

Rozważając więc plusy i minusy euro powinniśmy patrzeć na przykłady „z naszego podwórka”, chociażby na Słowację, która wspólną walutę przyjęła w 2009 r. To właśnie między innymi dzięki temu Słowacja doświadczyła bardzo dynamicznego wzrostu bezpośrednich inwestycji zagranicznych – z 123 milionów euro w 2010 r. do 518 milionów w roku 2011. Także dzięki euro Słowacy poradzili sobie lepiej z kryzysem niż mający własne narodowe waluty Czesi i Węgrzy. Kolejnym plusem jest też stabilność cen – Słowacja miała na przykład przez ostatnie lata znacznie niższą inflację niż my w Polsce.

Przeciwnicy euro podnoszą często argument utraty możliwości swobodnego kształtowania poziomu stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej, a co za tym idzie sterowania podażą pieniądza. To celny argument, ale nawet po dodaniu kolejnych, często dyskusyjnych obaw, wciąż lista zalet wprowadzenia wspólnej waluty jest dłuższa. Już sam fakt, że według prognoz, po przyjęciu wspólnej waluty w ciągu 10 lat polski wzrost PKB może zwiększyć się dodatkowo o 2,5- 2,75 pkt. proc. powinien przekonać sceptyków. Dzięki temu nie tylko będziemy zamożniejsi, ale powstanie wiele nowych miejsc pracy. Na taki stan swój wpływ ma mieć obniżenie kosztów transakcyjnych, eliminacja ryzyka kursowego, wzrost inwestycji krajowych i zagranicznych, ożywienie wymiany handlowej oraz integracja naszego rynku finansowego z pozostałymi krajami strefy euro, dająca wzrost konkurencyjności na rynku i spadek ryzyka makroekonomicznego.

Nie oszukujmy się – Polska nie wstąpi do strefy euro w najbliższej przyszłości, bo sama póki co, nie spełnia warunków członkostwa. By wejść do strefy euro bowiem, oprócz stałego kursu waluty, trzeba mieć: inflację nie wyższą niż 1,5 proc, dług publiczny nie większy niż 60 proc. PKB, deficyt nie przekraczający 3 proc. PKB oraz długoterminowe stopy procentowe wynoszące do 6 proc. Do tego, po podjęciu decyzji i przyjęciu jej przez wspólnotę, trzeba utrzymać stabilny kurs wymiany w ramach ERM2. To wszystko nie jest łatwe, a przecież poza wymogami ekonomicznymi UE musimy jeszcze spełnić wymogi prawne własnego kraju. Mianowicie odpowiednio zmienić musimy przepisy ustawy o Narodowym Banku Polskim, ale przede wszystkim znowelizować Konstytucję RP.

Zanim to nastąpi, państwa strefy euro będą się coraz bardziej jednoczyć, co rodzi niebezpieczeństwo powstania ściśle zintegrowanego trzonu Unii Europejskiej, w którym nas nie powinno zabraknąć. Zbyt długie wahanie się – „wejść, nie wejść?…” – na progu do pokoju Eurostrefy nie jest więc dla nas korzystne. To może być i owszem dobra strategia, ale jedynie na krótką metę. Dzisiaj więc już, nie określając daty, powinniśmy robić wszystko, by spełnić jak najszybciej warunki konieczne. Niezbędny bowiem warunek – nasza zgoda – jest dopiero przed nami. Gdy przyjdzie jednak chwila decydowania, musimy być gotowi.

Adam Szejnfeld

Poseł na Sejm RP

www.szejnfeld.pl

www.kobiecastronazycia.pl

1 Komentarz do “Eurodylemat”

  1. Piotr mówi:

    Witam!
    Pisze Pan, że strefa Euro to same korzyści. Nie prawda!
    Należy wspomnieć Grecję czy Hiszpanię, w których kryzys gospodarczy pociąga za sobą resztę państw tzw. ,,Euro landu”. Zresztą rząd słowacki i sami obywatele nie są zbytnio zadowoleni z Euro w własnym kraju, ponieważ doszło do podwyżek. Wspomnę tutaj południe polski: czyli Nowy Targ, który jest zalewany przez słowaków. Nie bez powodu, gdyż u nas jest taniej, a u nich za podobne produkty płacą drożej przez co łopatologicznie myśląc ceny idą w górę dla nas Polaków w górę. Piszę 17 letni przeciwnik Euro w Polsce
    Pozdrawiam Piotr

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)