Już za parę dni pierwsza tura wyborów prezydenckie. Ich wynik zadecyduje, kto będzie twarzą Polski przez następne pięć lat. Czy będziemy dumni z reprezentanta Polski potrafiącego porozumieć się z każdym i umiejętnie reprezentującego Polskę na zagranicznych salonach, czy też wybierzemy głowę państwa małostkową, blokującą prace rządu, niemającą czasu, by podpisać nominacje sędziowskie, lub ambasadorskie? Czy wybierzemy prezydenta pomagającego modernizować i rozwijać Polskę, czy też osobę, dla której głównym celem będzie konserwowanie kraju, zamrażanie na obecnym etapie rozwoju. Prezydent bowiem może być nieocenionym ogniwem w procesie budowy sprawnego państwa, może jednak równie łatwo stać się głównym hamulcowym wszelkich zmian na lepsze. Już dziś więc niektórzy z obawą zastanawiają się, czy wynik tegorocznych wyborów ponownie może być zaskoczeniem i rozczarowaniem?… Czy jest możliwe, że za parę miesięcy spoglądając na dokonania najważniejszego z Polaków, będziemy się ponownie zastanawiać „kto go wybrał”?….
Wiele pisałem w przeszłości o frekwencji i o tym jak wiele złego możemy wyrządzić sobie samym, zostając w domu. „Nie pójdę głosować, żaden kandydat, żaden sztab i żadna partia mnie nie przekonuje”. „Nie pójdę głosować, jest ładna pogoda, wakacje, ktoś przecież pójdzie, ktoś wybierze, ja zostaje na plaży”… Często słyszymy takie głosy. Jeszcze inną grupę stanowią osoby niemające wiary w siłę swojego głosu. Zakładają, że niezależnie czy pójdą głosować, czy też zostaną w domu, wyników wyborów nie zmienią. Dla nich wybory to irytująca konieczność, z której rezygnują pod byle pretekstem – wyjazd, mecz, kino, imieniny cioci. Każdy powód jest dobry, by punkt wyborczy omijać szerokim łukiem. Niestety, według mnie podpisać się pod takimi głosami mogłyby dzisiaj dziesiątki tysięcy z tych, którzy w wyborczy dzień mają „ciekawsze” rzeczy do zrobienia. Czy jednak naprawdę kandydaci nie potrafią do siebie skutecznie przekonać, są nudni i przewidywalni? Czy naprawdę sądzimy, że nie mamy wpływu na to, co dzieje się w życiu publicznym? Czy naprawdę nic nas nie interesuje i godzimy się, by za nas decydowali inni? A może po prostu uciekamy przed wyborem? Może uciekamy przed trudną decyzją? A może po prostu uciekamy przed odpowiedzialnością? Wszak zawsze, gdy efekt wyboru będzie niekorzystny, będziemy mogli powiedzieć, że „to nie ja”. Będziemy mogli zrzucić odpowiedzialność na innych.
Frekwencja około pięćdziesiąt procent – a może być mniejsza 20 czerwca i jeszcze mniejsza w szczycie wakacji w dniu 4 lipca – powoduje, że głosowania nie wygrywa najlepszy kandydat, lecz ci, którzy są najbardziej zdeterminowaniu, najbardziej zaangażowani, najbardziej zdyscyplinowani. Takiego głosowania nie wygrywa bowiem kandydat, ale jego wyborcy! Tak, trzeba wreszcie sobie uświadomić, iż to nie kandydaci, ale my, głosujący, wygrywamy albo przegrywamy wybory! Wygrywają wybory, ci co idą głosować, a przegrywają ci, co zostają w domu albo na plaży. Ten, czy inny kandydat jest tylko bohaterem albo ofiarą aktywności bądź absencji wyborców.
Życie w ostatnich latach uczy nas, że większość ludzi o modernistycznych poglądach niestety wykazuje się małą determinacją w ich wdrażaniu w życie. Na przykład, poprzez udział w głosowaniu i wybieranie właściwych dla modernizacji kraju kandydatów. Najbardziej zdeterminowani są natomiast reprezentanci różnych skrajności i mniejszości. Dlatego właśnie często wynik wyborczy różni się od badań i sondaży. W badaniach bowiem najczęściej nie podaje się na ogół prawdziwej odpowiedzi na przykład na pytanie: „Czy Pani/Pan weźmie udział w głosowaniu”. Ludzie się wstydzą, krępują powiedzieć – „nie”. Ci zdeterminowani natomiast, ci zdyscyplinowani, ci co nie mają nic do stracenia niczego się ni krępują, niczego się nie obawiają, niczego się nie wstydzą. Idą i głosują. Idą i decydują. Ci, co zostają w domu, albo wybierają plażę przeciwnie. Później pozostaje im tylko narzekać i pytać „kto takiego wybrał?…” A odpowiedź jest bardzo prosta. Niechcianego kandydata wybierają ci, co wcale nie głosują! Idźmy więc i zagłosujmy. Sami wybierzmy prezydenta, nie zostawiajmy tego innym. Tu chodzi bowiem o najwyższą stawkę. O Polskę.
Adam Szejnfeld
www.szejnfeld.pl
Ale po co mu to? I jeszcze matkę wykończy…
W/g moich obliczeń projekt ustawy o ograniczaniu barier administracyjnych dla obywateli
i przedsiębiorców spowoduje ,że około 4 milionów wyborców nie będzie głosować na Pana Komorowskiego ,który jest też z PO .
Po wyborach napewno Panu podziękuje.