Szanowny Pan Andrzej Bober nazywał mnie ostatnio na swoim blogu: „Akwizytor Adam Szejnfeld”. Dotyczy to mojej wypowiedzi na temat nowego wydania Newsweeka. Pan Andrzej raczył też dodać swoja ocenę: „Oczywiście poseł powinien zajmować się w Sejmie innymi sprawami, niż akwizycją tytułów prasowych, to nie podlega dyskusji!”. Potem nie wiedząc dlaczego, bo przecież na pewno nie z polskiej zawiści, zazdrości, czy infantylnego populizmu, rzucił, jakby od niechcenia, coś o zarobkach posłów.
Muszę przyznać, iż kompletnie tego nie rozumiem. Wszak Internet, w tym Facebook, a już przede wszystkim Twitter, pełne są cytatów pochodzących z określonych mediów – prasy, radia, telewizji, internetu… Pełne są też odesłań, powoływania się, wskazywania konkretnych tytułów, anten, kanałów… Pełno jest też tych danych w tekstach, czy w informacjach niemalże wszystkich ludzi, i tych zupełnie anonimowych i tych znanych z „pierwszych stron gazet”. Ba, przecież podając nie własne informacje, nie powołując się na źródło, naruszałoby się nie tylko ewentualne prawa autorskie, ale na pewno zasady etyczne. Może nie wie o tym przeciętny zjadacz chleba, ale dziennikarz, i tak znakomity zawodowiec, jak Pan Andrzej, na pewno. Czyżby więc tylko Adam Szejnfeld ma mieć ograniczone prawa obywatelskie i jemu zabronione ma być czytanie, słuchanie, oglądanie, a w dyskusjach powoływanie się na konkretne źródła informacji (Pan Andrzej też, nie wiedząc dlaczego, odnosi się do mojego zawodu, sugerując, że to nie zadanie posła. Ba, pisze, że w Sejmie powinienem zajmować się innymi sprawami. A przecież krótka informacja nie została podana z sejmowej mównicy, czy na konferencji prasowej w gmachu Parlamentu, lecz na Facebook. Co ma więc piernik do wiatraka? No, ale zostawmy to). Chcę powiedzieć, iż obserwacja życia i odnoszenie się to tego, co się dzieje, jest jak najbardziej prawem, a wręcz obowiązkiem posła. I nie ma tu dla mnie żadnego znaczenia, choć już dla Pana Andrzeja powinno mieć, iż obecnie mam urlop, a tekst załączony został na mojej prywatnej tablicy FB. Panie Andrzeju, każdego dnia wszystkie ważniejsze stacje TV oraz rozgłośnie radiowe, zapowiadają, cytują (niekiedy bardzo obszernie), co ukaże się w dziennikach, albo tygodnikach następnego dnia. To już w dzisiejszym świecie norma (wymusił to pewnie Internet, bowiem tam wszystko ukazuje się niemalże natychmiast, a to co będzie drukiem następnego dnia, na ogół jest już w Internecie zaraz po północy). Media nie mają więc wyjścia (np. takie jak PR, p.I, PR p.III, TOK FM, TVP Info, TVN 24, Polsat News, TV Superstacja…). Jeśli wiedzą a nie powiedzą, to i tak ich słuchacze lub widzowie się dowiedzą, ale nie od nich. To byłby z ich strony brak profesjonalizmu. Dalego Pan, ja, i inni dowiadujemy się , co będzie jutro już dzisiaj! Wszyscy żyjemy, co najmniej z jednodniowym wyprzedzeniem. Ja np. dowiedziałem się o wspomnianym artykule z Twittera, ale krótko potem z TOK FM. No i jaka norma prawna, moralna, etyczna miałaby mi zabronić podać tę już zresztą publiczną!!! informację dalej? Dlaczego? Panie Andrzeju, no nich się Pan, dziennikarski zawodowiec, zastanowi, co Pan mówi, co Pan pisze?! Tak na marginesie, a czym się różni prowadzenie strony www, bloga, profilu na FB albo TT od innych form dziennikarstwa? Wszak każdy, kto publicznie się wypowiada na aktualne tematy jest kimś w rodzaju „dziennikarza”, „reportera”. Podaje informację, przekazuję dalej już podane dane, niekiedy komentuje… Kto, komu i dlaczego miałby tu komuś coś zakazywać? Dlaczego więc w gronie osób „ z zakazem” miałby być ten czy inny poseł, albo senator? Dlaczego chciałby pan prawa do wolności słowa odmówić właśnie mnie? A, jeśli ten pana „zakaz” nie miałby mieć charakteru generalnego, tylko miałby być szczególny, to dlaczego miałby dotyczyć zakazu informowania o materiałach dotyczących innych partii. A czym jest uprawianie w Europie i na całym świecie polityki, jeśli, między innymi, nie politycznym wypowiadaniem się o innych politykach i partiach politycznych przez polityków, w tym konkurentów politycznych, w zakresie politycznym?…
Pozdrawiam serdecznie.
Adam Szejnfeld