Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Kampania hakowa, czyli powtórka z rozrywki

Redaktor admin on 22 Luty, 2010 dostępny w Prace Senatu. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

adam-szejnfeld-foto-karolina-siemionx

Gdyby ktoś jeszcze nie zauważył, to informuję, iż w Polsce rozpoczęła się kampania prezydencka. O ile dotychczas toczyła się raczej niemrawo, dopiero nabierając niewielkiej prędkości, to od czasu pamiętnego wywiadu Jarosława Kaczyńskiego, w którym wspominał o hakach na Radosława Sikorskiego, wyraźnie nabrała przyspieszenia. Nikt nie wie jeszcze, jak się zakończy, ale wszyscy wiemy, jaka będzie! Nie należy mieć wątpliwości bowiem, że PiS wytoczy, jeśli nie najcięższe działa, to na pewno użyje najgorszych metod. Zasada „cel uświęca środki” wydaje się bowiem ludziom tej formacji, jako całkowicie usprawiedliwiająca wszelkie chwyty. Te dozwolone i te niedozwolone. Wszyscy pamiętamy jeszcze ciosy poniżej pasa w stylu „dziadka z Wehrmachtu”, czy też tzw. „aferę billboardową”. Ta ostatnia na przykład, okazała się wyborczym wymysłem Jacka Kurskiego, za którą, decyzją sądu apelacyjnego, musiał przepraszać. Niestety, już po wyborach. I co? I nic. Będziemy mieli więc powtórkę z rozrywki.

Oczywiście prezes PiS-u nigdy nie mówi wprost. Jego ludzie działają podobnie. To taka zgrabna socjotechnika i prawnicze manewry zarazem. Coś powiedzieć, by niepowiedziawszy jednak zasugerować, rzucić insynuację, poddać w wątpliwość osobę lub sprawę. Samemu jednak nie należy się narazić na odpowiedzialność, na oskarżenie, na pozew. Trzeba więc mówić nic nie mówiąc. Sąd, nad osobami stosującymi takie podle techniki, powinien jednak być. Jeśli nie ten podległy wymiarowi sprawiedliwości, to choćby ten obywatelski, ten wyborczy, wynikający z odpowiedzialności politycznej za łamanie zasad etycznych, za łamanie zasad moralnych. Dopóki w Polsce bowiem oszczercy będą bezkarni, dopóki nie zaznają niechęci wyborców ze względu na stosowane podłości, dopóty takie niecne działania będą się powtarzały co kilka miesięcy, co kadencję, co wybory…

Ludzie PiS-u lubują się w używaniu eufemizmów nazywając je „ważnymi informacjami” lub „faktami”, których jednakże nikt zdradzić nie może. Wiadomo, przecież są tajne. Tak tajne, że o nich nic nie wie premier, nie wiedzą o nich służby specjalnych, nie wiedzą media. Nikt. Nie wiadomo zresztą, czy sam Jarosław Kaczyński coś o nich wie. Być może za wszelką cenę chce stworzyć tak lubiany przez siebie gęsty klimat podejrzliwości, w którym czuje się jak ryba w wodzie, że nawet nie sprawdza co jest prawdą, a co nie, co jest prawdopodobne, a co jest wymysłem i urojeniem. W każdym razie o tym, o czym nikt nie wie i czego powiedzieć nie wolno, mówi się i pisze się w Polsce bez żenady i do woli. Bez podawania źródeł wiedzy, bez uwiarygodniania prawdziwości przekazu, ba, bez konkretyzowania nawet o co chodzi. Wszyscy mają się sami domyślić, a jeśli tego nie potrafią, to mają mieć niewątpliwe przeświadczenie, że to, o czym się mówi albo pisze ma fundamentalne znaczenie dla bezpieczeństwa państwa i obywateli! To „coś” jest oczywiście karygodne, a osoba wymieniona z nazwiska w kontekście tego „czegoś”, bez względu na kontekst i fakty, powinna być usunięta z życia publicznego!!!

Pamiętam jak w mrocznych latach PRL-u służby specjalne, nie mogąc inwigilować danej grupy (np. pozyskać donosiciela), rozpuszczały plotki o jej członkach, próbując nastawić ich przeciwko sobie. To niszczyło przyjaźnie, dewastowało wzajemne zaufanie, a nawet rozbijało małżeństwa. Tę samą metodę w nowych warunkach zdają się stosować niektórzy politycy, ale ponieważ wszelkie informacje są obecnie łatwe do zweryfikowania, wspomina się jedynie, że ta lub tamta osoba ma „coś” na sumieniu. Czym to „coś” jest bliżej niewiadomo. Może kandydat jeszcze, jako małolat kradł jabłka sąsiadowi, może uprzykrzał życie mrówkom, a może popełnij jakiś straszliwy występek już jako dorosły?.. Nieważne. To „coś” ma być z natury niedopowiedziane. W tym tkwi siła tego „czegoś”. Im bardziej mgliste, niejasne, pełne znaków zapytania, tym lepiej. Niech się polityk poci, niech nie śpi po nocach, a jego wyborcy niech zwątpią w jego poprawność, prawdomów ność, praworządność! Byle tylko utrzymać to zwątpienie przez parę miesięcy, byle do wyborów! A potem?… Potem można przeprosić, ba, nawet zapłacić – wszak nieswoim pieniędzmi. Nikt na to już nie będzie zwracał uwagi.

Adam Szejnfeld
www.szejnfeld.pl

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)