Adolf Hitler: zbrodniarz czy bohater? Na tak postawione pytanie każdy odpowie bez chwili wahania. To przecież ludobójca, który wprawił w ruch niewyobrażalną machinę zagłady! Zbrodniarz, który ma na sumieniu miliony ludzkich istnień! Fakt, ale ciekawe, czy gdyby Hitler wygrał jednak II wojnę światową, to on i faszystowscy Niemcy też byłby określani mianem zbrodniarzy?…
Historia świata pokazuje, że potrafimy nawet z największych morderców, wręcz ludobójców, uczynić bohaterów. Jest tylko jeden warunek. Ich wojny i rzezie musiały się kończyć zwycięskimi bitwami, a najlepiej wygranymi wojnami. Za osobę godną uznania bowiem, zasługującą na poczesne miejsce w historii, wspominaną w książkach, uznaje się tylko wygrywających a nie przegranych.
I tak na przykład Aleksander Macedoński, zwany zresztą Aleksandrem Wielkim, uważany jest za jednego z najwybitniejszych strategów i zdobywców. Wiadomo jednak, że swoje gigantyczne imperium, ciągnące się od Morza Śródziemnego aż do rzeki Indus, nie zbudował na drodze pokojowych negocjacji. Także Czyngis-chan, uznawany za geniusza wojskowości, twórca Wielkiego Imperium Mongolskiego, słynął z niecodziennej brutalności.
Ktoś może oczywiście powiedzieć, że to były inne czasy, inna rzeczywistość. Tak, a co w takim razie z Napoleonem Bonaparte? Przecież jego wojny i trup, który ścielił się po europejskich polach bitew, to okres oświecenia, w którym królowały ideały humanistyczne. Jego wojska natomiast w tym czasie paliły, grabiły i mordowały na wszystkich liniach frontów.
Z kolei, w XX wieku, świat musiał zmierzyć się z dwoma nowymi morderczymi totalitaryzmami. Do szczytu nieludzkości rozwinęli je Adolf Hitler i Józef Stalin. Pod rządami tych oprawców, i faszyzm, i komunizm, pochłonęły dziesiątki milionów ofiar. Trudno jednak nie zauważyć, że te zbrodnicze systemy nie są potępiane w ten sam sposób. Nikt nie kwestionował i nie kwestionuje odpowiedzialności hitlerowskich Niemcy za zbrodnie ludobójstwa popełnione w czasie II wojny światowej. Nikt nie poddawał i nie poddaje również w wątpliwość konieczności wprowadzenia całkowitego zakazu propagowania ideologii faszystowskiej oraz posługiwania się nazistowskimi symbolami.
Inaczej jest jednak w przypadku komunizmu. Ilu radzieckich dygnitarzy stanęło przed sądami i międzynarodowymi trybunałami odpowiadając za swoje zbrodnie, za ludobójstwo, które szalało jeszcze długo przed II wojną światową? A ilu odpowiedziało potem za zbrodnie wojenne? Ile miliardów rubli przeznaczył Związek Radziecki na wypłatę wojennych reparacji i odszkodowań, które słusznie należały się i należą ofiarom stalinowskiego reżimu? W ilu wystąpieniach podczas majowych uroczystości rocznicowych mówi się o odpowiedzialności Stalina w ten sam sposób, jak o odpowiedzialności Hitlera? Kiedy i gdzie zakazano propagowania idei i zasad komunistycznych? Gdzie sierp i młot są zakazane tak, jak faszystowska swastyka? Cóż, to są oczywiście pytania jedynie retorycznie. Wszyscy bowiem wiemy, jakie są na nie odpowiedzi.
To, co naprawdę szokuje to już nawet nie sam fakt, iż komuniści nigdy tak na prawdę nie poczuwali się do odpowiedzialności za zbrodnie popełnione w latach 30-tych i 40-tych ubiegłego wieku. To, co musi natomiast dziwić to fakt, że nikt wystarczająco głośno nawet tego nie oczekiwał od Związku Radzieckiego i nie oczekuje dzisiaj od Rosji. A ta przecież nie odcina się od Rosji Radzieckiej tak, jak Republika Federalna Niemiec odcina się i przeprasza za faszystowską i hitlerowską III Rzeszę. Dlaczego? Czyżby tylko dlatego, że Stalin w trakcie II wojny światowej przeszedł na stronę aliantów? Tylko dlatego, że w 1945 r. znalazł się w gronie przywódców państw sprzymierzonych, które pokonały nazistowskie Niemcy? Tylko dlatego milczymy dziesiątki lat o zbrodniach komunizmu?!
Oczywiście nie chodzi o to, żeby kwestionować ofiarność żołnierzy Armii Czerwonej, którzy polegli na frontach II wojny światowej. Ale nie można zapominać o sekwencji zdarzeń! Tylko dzięki temu, że Stalin dogadał się z Hitlerem co do podziału Europy, możliwe były te wszystkie okrutne zbrodnie dokonywane przez oba reżimy. W 1939 r. Związek Radziecki był takim samym agresorem, jak III Rzesza! i tylko w wyniku zwrócenia się przeciwko sobie w 1941 roku obu agresorów, jeden z nich zmienił front.
Komunizm był i jest tak samo zbrodniczym systemem jak faszyzm. Tego drugiego jednak zakazano, więc w zasadzie ofiary faszyzmu to już przeszłość. Nikt natomiast nie zabronił komunizmu, więc zbiera on swoje dramatyczne żniwo do dzisiaj. Wystarczy spojrzeć tylko na przykłady choćby komunistycznego reżimu Korei Północnej Kim Dzong Una, a wcześniej Kim Dzong Ila i Kim Ir Sena. Mają oni na swoich rękach krew setek tysięcy osób rozstrzeliwanych pod byle pretekstem, więzionych i głodzonych w katorżniczych obozach pracy, które niewiele różnią się od stalinowskich łagrów i faszystowskich obozów koncentracyjnych.
Dlaczego więc komunizm jest traktowany inaczej niż faszyzm? Z jakiego powodu nie oczekuje się od komunistów i spadkobierców krwawych reżimów komunistycznych poczucia odpowiedzialności za dokonane zbrodnie tak, jak w przypadku hitlerowskich Niemiec? Jak to możliwe, że w Czechach, Francji albo we Włoszech partie komunistyczne swobodnie funkcjonują? I czy naprawdę może nas oburzać widok hitlerowskiej swastyki w przestrzeni publicznej, podczas gdy symbol sierpa i młota nie budzi emocji do tego stopnia, że kilka lat temu został umieszczony nawet na plakatach Komisji Europejskiej promujących tolerancję i różnorodność kulturową w Europie?! Podobnie zresztą jest z pomnikami. Monumenty upamiętniające Lenina i Stalina stoją nadal w wielu krajach, na szczęście nie u nas, ale czy ktoś sobie wyobraża dzisiaj składanie kwiatów pod pomnikiem Hitlera?
Skąd u ludzi taka ambiwalencja, skąd takie rozdwojenie jaźni? Zbrodnia to zbrodnia i nie ma znaczenia, czy w ostatecznym rozrachunku zbrodniarz znalazł się wśród wygranych czy przegranych. Czy to, że Armia Czerwona walczyła przeciwko hitlerowskim Niemcom oznacza, że można zapomnieć o zbrodniach popełnianych przez Stalina? Ludobójstwo powinno być tak samo potępiane, ścigane i karane bez względu na to, czy dopuszczał się tego wygrany czy przegrany. Inaczej świat nigdy nie uwolni się od wojen, a ludzkość co jakiś czas będzie doświadczała rządów jakiegoś krwawego szantrapy. Agresor bowiem zawsze będzie żył nadzieją zwycięstwa i liczył, że wygrana zagwarantuje mu bezkarność oraz wieczną pamięć kolejnych pokoleń. Z tym trzeba skończyć!
Trzeba umieć powiedzieć głośne NIE relatywizacji przeszłości. Warto o tym pamiętać szczególnie teraz, kiedy już za kilka miesięcy będziemy przyglądać się uroczystościom upamiętniającym 70-tą rocznicę zakończenia II wojny światowej organizowanym obok mauzoleum Lenina na moskiewskim Placu Czerwonym.
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego