Oficjalnie wszystko jest po staremu. Nieoficjalnie ma się wrażenie, że narasta poczucie niepewności. Po słowach i działaniach nowego papieża Polski Kościół nieudolnie próbuje na nowo odnaleźć się w nakreślonej przez niego rzeczywistości. Prosty język a nade wszystko skromność papieża, który jeszcze, jako kardynał korzystał ze środków komunikacji publicznej, a dziś stroni od jakiegokolwiek przepychu, zaskoczyła wszystkich, ale też spotkała się wręcz z entuzjastycznym przyjęciem wiernych. Nowa głowa Kościoła Katolickiego usiłuje wyprowadzić go z głębokiej defensywy. I jak na razie robi to skutecznie. Pytania o rozliczenie się z afer seksualnych nikną w ciepłych komentarzach, jakie powtarzają zachwycone nowym językiem media na całym świecie. Nad krytyką zaczyna górować nadzieja odnowy – oto misja Franciszka.
Nasz kościół był dotychczas jak bazylika w Licheniu. Ogromny, pełen przepychu, ale o dyskusyjnym wdzięku. Pojedynczy człowiek miał się w nim czuć mały i tak zazwyczaj było. Małe miało się też czuć państwo Polskie i jego przedstawiciele. Dzięki twardym zapisom konkordatu Kościół zapewnił sobie wyjątkową pozycję i autonomię, jednocześnie nie stroniąc od prób ingerencji w życie polityczne, a nawet ustawodawstwo. Tak było chociażby przy okazji debaty o związkach partnerskich czy refundacji In vitro. Dzięki korzystnym rozwiązaniom finansowym, od lat Kościół buduje swoją potęgę finansową. Bywało, że i w atmosferze skandali.
Sporą niespodzianką musiały być więc dla polskich hierarchów słowa papieża Franciszka nawołujące do ubóstwa księży. „Bogaty Kościół to Kościół, który się starzeje i z którego znika życie” – przekonywał podczas jednej ze swoich homilii. To właśnie ubóstwo, nie dostatek, powinno jego zdaniem wyróżniać Kościół spośród innych instytucji. Jeszcze większym zaskoczeniem, ba, prawdziwym szokiem, musiały być słowa o homoseksualistach: „Kim ja jestem, aby ich osądzać?” – zapytał kilka dni temu papież.
To język, który daleki jest od pogardy i odrzucenia. To język otwarcia, zwiastujący zdaniem wielu komentatorów koniec dyskryminacji tej grupy społecznej, a być może próbę znalezienia im miejsca we wspólnocie katolickiej. Te słowa bardzo ciekawie wypadają przy niedawnych wypowiedziach polskich hierarchów kościelnych czy bardzo ostrych komentarzach ojca Rydzyka. Warto przypomnieć, że w styczniu Sejm odrzucił w pierwszym czytaniu wszystkie trzy projekty dotyczące związków partnerskich, co z satysfakcją przyjęli polscy biskupi.
Nowy papież zmienia Kościół Katolicki, choć nie jest reformatorem. Można powiedzieć, że w swoich apelach o powrót do ubóstwa, a o akceptację wszystkich bliźnich, wraca do korzeni chrześcijaństwa, co paradoksalnie czyni go jeszcze większym konserwatystą. Wydaje się, że Papież Franciszek ma zamiar wyprać Kościół i Watykan ze wszelkich brudów i uczynić na powrót przejrzystą instytucją służącą ludziom. Zdaje sobie sprawę, że musi zacząć od rzeczy podstawowych – zrobić porządki w cieszącą się nienajlepszą sławą Kurii Rzymskiej, czy poddać kontroli jedną z najbardziej tajemniczych instytucji finansowych świata, jaką jest Bank Watykański. Jeśli w dodatku będzie kontynuował politykę swojego poprzednika rozliczania się z afer seksualnych, może z sukcesem rozpocząć proces odbudowywania pozycji Kościoła Katolickiego w szybko laicyzującej się Europie i podupadającym bastionie, Ameryce Południowej, gdzie miliony katolików przeszło w ostatnich latach na protestantyzm.
Kibiców Franciszkowi nie zabraknie. Będą to przede wszystkim ludzie ubodzy, którzy doskonale czują, że w czasach największego od dziesięcioleci kryzysu gospodarczego, Kościół Katolicki nie powinien się już skupiać na pomnażaniu majątku. Będą to szeregowi księżą, którzy cieszą się, że Kościół Katolicki na powrót zaczyna rozmawiać z wiernymi językiem prostym o rzeczach przyziemnych. Będą to hierarchowie kościelni w Zachodniej Europie, którzy w zasadzie nie mają nic do stracenia, bo ich kościoły od dawna świecą pustkami. Z zainteresowaniem na papieża Franciszka spoglądają także ludzie z Kościołem Katolickim niezwiązani, którzy jednak doceniają rolę, jaką odgrywa w społeczeństwie.
Droga do zmian nie będzie jednak łatwa. Uporanie się w problemami administracyjnymi w Watykanie będzie zaledwie początkiem reform. Dostojników kościelnych w państwach, gdzie Kościół cieszy się dobrobytem, wezwania do ubóstwa muszą napawać niepokojem. Przypuszczalnie więc nie będą podejmowali żadnych działań, mając nadzieję, że papież będzie miał inne rzeczy na głowie niż zaglądanie im w portfele i z czasem jego zapał osłabnie. Wiedząc, że nie zatrzymają pociągu ze zmianami, starać się będą skierować go na inne tory. Jeśli jednak słowa papieża Franciszka wkrótce zaczną być przyoblekane w ciało, będziemy świadkami reformatorskich zmian w Kościele Katolickim. Czy w Polsce też?…
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP