Wszyscy żyjemy w ostatnich dniach walką Ukraińców o przyszłość ich dzieci i wnuków, o losy ich ojczyzny. Walczą z władzą, która uzurpuje sobie prawo do decydowania, co jest dla nich lepsze. Ta walka o wolność jest u nich walką o prawo do wyboru. Naprzeciw ludzi marzących o stowarzyszeniu z Unią stoją jednak nie tylko opancerzone pojazdy, funkcjonariusze skryci za traczami, mundurowi uzbrojeni w pałki a nawet karabiny. Naprzeciw są też służby specjalne, nasłuchy, podsłuchy, szybkie komputery…
Kiedy kilka miesięcy temu okazało się, że Amerykanie masowo podsłuchiwali polityków i dyplomatów innych, także zaprzyjaźnionych państw, wybuchł wielki skandal. Co prawda wszyscy wiedzieli, że USA sporo inwestują w szpiegostwo elektroniczne i, że mają na tym polu absolutną przewagę, to jednak nikt nie wierzył, że ostrze ich systemów inwigilacji może być wymierzone w państwa, których wywiady na co dzień z nimi współpracują. W tym kontekście tłumaczenie Amerykanów, że dbają tylko o to, by nie powtórzył się kolejny 11 września wydają się mocno naciągane.
W tle dyskusji na ten temat coraz częściej słychać głosy, że prywatność to relikt przeszłości i z totalną inwigilacją powinniśmy się powoli oswajać. Takie przyzwolenie miałoby dotyczyć nie tylko bezpieczeństwa międzynarodowego, ale i spraw krajowych. Hymmm…, być może jestem staromodny, ale na takie postawienie problemu nie mogę jednak przystać. Nie godzę się na to przede wszystkim, jako obywatel, ale też nie godzę się, jako człowiek, który kiedyś z inwigilacją, ze śledzeniem walczył. Nie można się bowiem godzić na system, który z każdego robi podejrzanego, który czeka na potknięcie, który wnika w nasze życie osobiste, także to intymne, prześwietla nasze zdrowie, podsłuchuje, notuje, rejestruje, kopiuje, by w końcu, w stosownej chwili uderzyć, ośmieszyć, zagrozić, zaszantażować. By wykorzystać lub zniszczyć. To system, w którym dominującym uczuciem jest strach. Nie można natomiast budować obywatelskiego społeczeństwa na strachu.
Jednym z haseł, pod którymi startowaliśmy w zwycięskich wyborach w 2007 r. było skończenie z szaleństwem, jakie trwało w tym zakresie od roku 2005. Wtedy służby nie tylko dostały zielone światło, by na szeroką skalę inwigilować Polaków, ale chyba wręcz nakaz, by węszyć w poszukiwaniu podejrzanych. Walka z domniemanym układem była bowiem ważniejsza niż prawo i zasady demokratycznego państwa prawnego. W końcu wydawało się, że podsłuchiwano już wszystkich i wszystko przyjmując hasło Feliksa Dzierżyńskiego: „Nie ma ludzi niewinnych, są tylko źle przesłuchani”, zmieniając je na: „Nie ma ludzi niewinnych, są tylko źle podsłuchani”.
Programowi szeroko zakrojonej inwigilacji sprzyjało podejście do służb sięgające jeszcze czasów PRL-u, w tym dające zbyt szerokie możliwości inwigilacji przepisy i atmosfera przyzwolenia na grę nie fair. To stan, w którym państwo zakładało winę obywatela, dopóki nie dowiódł, że jest inaczej. Musieliśmy zmienić więc nie tylko przepisy ale przede wszystkim podejście państwa do obywatela. Według mnie, to zadanie nie zostało ukończone. Trzeba więc kontynuować ten trudny proces.
Od trzech lat informacje dotyczące ilości zakładanych w Polsce podsłuchów są jawne. Dzięki nowym przepisom, co roku Prokurator Generalny oraz minister spraw wewnętrznych przedstawiają swoje raporty, ukazujące skalę stosowania kontroli operacyjnej. Te raporty jednoznacznie wskazują, że liczba podsłuchów w Polsce na szczęście spada. Służby uprawnione do stosowania tej metody operacyjnej w 2012 złożyły wnioski o realizację kontroli operacyjnych wobec 4.206 osób, z czego sądy i prokuratury zatwierdziły wnioski dotyczące 3.956. Jest to spadek o 18% w stosunku do roku 2011, kiedy to wnioski złożone dotyczyły 5.189 osób, a zatwierdzone 4.863. Z kolei w 2010 te wartości wynosiły odpowiednio 6.723 i 6.453 osób. To dowód, że czasy PRL-u, powtórzone w latach 2005-2007, dobiegają wreszcie końca. Potrzebne są jednak kolejne rozwiązania prawne, ale równoczesna zmiana nastawienia służb specjalnych i organów ścigania. Stanowisko takie podziela w swoim raporcie także i Najwyższa Izba Kontroli.
,„Jeśli chce się zachować tajemnicę, należy ukryć ją nawet przed sobą” – to cytat ze znanej antyutopii autorstwa George’a Orwella pod tytułem „Rok 1984”, będącej projekcją najgorszego koszmaru szpiegowskiego. Tam Wielki Brat nie tylko zerka zza każdego rogu, ale wnikliwie prześwietla także każdy aspekt życia obywatela. Prywatność nie istnieje, liczy się wyłącznie dobro tych, którzy mają przywilej kontroli innych. Koszmar, który od dawna powinien być tylko historią lub przedmiotem literackich fabuł.
Jeśli chcemy bronić Ukraińców przed ich władzą, jeśli chcemy bronić prywatności obywateli Europy przed wścibstwem amerykańskich systemów inwigilacji, jeśli chcemy być wiarygodni w tym co mówimy, musimy zacząć od swojego podwórka. Musimy przywrócić szacunek dla życia prywatnego, przywrócić zaufanie państwa do obywatela. Walka o prywatność ma sens nawet w czasach superkomputerów mogących podsłuchiwać nasze rozmowy, śledzić nasz ruch, przejąć kontrolę nad aparatem w naszym telefonie. To właśnie szacunek dla obywatela odróżnia dojrzałe demokracje od dyktatur. Wierzę, że jest możliwe znalezienie równowagi między bezpieczeństwem a poszanowaniem praw obywatelskich, w tym prawa do prywatności. Mamy w tym spore już osiągnięcia. Warunkiem końcowego sukcesu jest tylko to, byśmy nie dali sobie wmówić, że ograniczanie naszej wolności ma służyć… ochronie naszej wolności.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP