Witalij Kliczko, kilkukrotny mistrz świata w kick-boxingu i wicemistrz świata w boksie w wadze super ciężkiej, jeden z filarów rewolucji majdanowskiej w Kijowie i lider partii UDAR (po rosyjsku cios) nie potrzebował tłumacza na wyborczej konwencji Platformy Obywatelskiej w minioną sobotę. Jeszcze jako nikomu nieznany, początkujący bokser, poznał nasz język podczas treningów w warszawskim AWF-ie. Doskonale zna też język demokracji, który teraz z wielką determinacją próbuje zaszczepić w swojej ojczyźnie.
Kliczko to prawdziwy kolos, przed którym drżały kolana sportowych przeciwników. Niewielu jest takich, którzy z konfrontacji z nim wyszli o własnych siłach. Jednak nawet ten wielki bokser jest bezradny wobec przemocy, do jakiej posunęła się Rosja wobec jego ojczyzny. Dziś próbuje stworzyć front pośród najważniejszych graczy w polityce europejskiej, który pozwoli drogiej mu ojczyźnie nie tylko wylizać się z ran, ale wyrosnąć na dojrzałą i silną europejską demokrację. Taką jak Polska. Doskonale pojmuje, że w zmaganiach z Rosją liczy się gra zespołowa całej demokratycznej Europy.
Przykładem takiej udanej gry są obecne sankcje UE i USA, jakie spadły na Moskwę po anszlusie Krymu. Owszem, niektórym wydają się one słabe, wręcz śmieszne. Nawet ja nazwałem je ukąszeniem komara, ale widać, że docierają one jednak do świadomości władców Kremla. Sam bowiem Władimir Władimirowicz Putin mimo, że postanowił je wyśmiać przed kamerami rosyjskich stacji, to jednak jego nerwowa reakcja znaczyła, że Moskwa je dostrzegła i zaczyna poważnie analizować. A przecież to nie koniec a początek sankcji. Potwierdzają to przywódcy już nie tylko EU, ale i poszczególnych krajów z Wielką Brytanią, Niemcami i Francją na czele.
Pomimo, że Unia nie jest organizacją militarną, to ma potężną broń w swoim arsenale. Tą bronią jest silna, europejska gospodarka, która nawet pomimo kryzysu znacząco dystansuje rosyjską. Premier Tusk i szef dyplomacji Radosław Sikorski zrobili co w ich mocy, aby ich europejscy przyjaciele i partnerzy nie przeszli nad aneksją Krymu do porządku dziennego i aby unijna dyplomacja zagrała kartą gospodarczą. Moskwie nie udało się Unii podzielić i Putin dziś wydaje się rozumieć, że równie bezczelne zawłaszczenie wschodnich rejonów Ukrainy będą oznaczać jeszcze potężniejsze sankcje, mogące w efekcie zrujnować Rosję w dłuższym okresie czasu.
Trzeba jednak przyznać, że nawet obecne kary są dla Rosji dużym ciosem, bo oznaczają dziesiątki miliardów dolarów strat dla budżetu. To nie tylko koszty poniesione przez rosyjską giełdę, bank centralny i w końcu całą gospodarkę, ale również suma inwestycji, które w Rosji już nie powstaną. Tania siła robocza przestaje być magnesem, gdy kraj staje się nieprzewidywalny, jeśli w tle majaczy nawet mglista groźba nacjonalizacji czy blokady gospodarczej. Te wszystkie fabryki, zakłady i firmy, które miały powstać w Rosji powstaną gdzie indziej, część może w Polsce, a w dalszej perspektywie nawet na Ukrainie. Nie będąca w dobrej formie gospodarka rosyjska opiera się już tylko na jednym filarze – surowcach. A to filar mocno niepewny.
Jeszcze wczoraj baliśmy się rozpadu Unii Europejskiej, niektórzy zastanawiali się, czy nie lepiej byłoby każdemu z państw rozwijać się osobno. Dziś nikt poważnie już o tym nie myśli. Unia potrzebuje jedności, by pełniej wykorzystywać swój potencjał. Dla Polski utrzymanie wspólnego, europejskiego frontu ma znaczenie strategiczne. Mimo to są u nas siły polityczne – polska prawica – które chcą jedność Europy osłabiać, twierdząc, że Unia Europejska nie powinna być niczym więcej niż tylko luźną wspólnotą odrębnych państw. Reprezentujący je politycy nie potrafią i nie chcą komunikować się z europejskimi partnerami. Wydaję się, że chcą cofnąć Wspólnotę do poziomu rozwoju z drugiej połowy lat 50-tych. W nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego powinniśmy o tym pamiętać. Będziemy w nich bowiem decydować o przyszłości Unii Europejskiej, o tym, czy chcemy Unii rosnącej w siłę i potrafiącej zadawać przeciwnikom ciosy równie sprawnie co Witalij Kliczko, czy też Unii słabej, z Polską, jako krajem na własne życzenie wyalienowanym i zmarginalizowanym. Zbliżające się wybory będą wiec kluczowe dla naszej niezależności, gospodarki oraz pozycji w Europie i na świecie. Być może będą to też najważniejsze wyborach spośród wszystkich dotychczasowych w aspekcie rozstrzygania o przyszłości Unii i całej Europy.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP