Są ludzie jak gwiazdy, dobre lub złe. Powstają z niczego, rosną, świecą, palą grzejąc lub niszcząc i w końcu gasną, niekiedy nagle. Andrzej Lepper był takim przykładem. Z nikomu nieznanego człowieka, bez wykształcenia i doświadczenia w poruszaniu się w życiu publicznym, wyrósł na krajowego polityka, który został wicemarszałkiem Sejmu, Ministrem Rolnictwa, a w końcu wicepremierem i to dwa razy.
W polskiej tradycji jest zasada, że o zmarłych nie mówi się źle, więc nie będę oceniał, czy był gwiazdą pozytywną, czy negatywną. Ocenią go ludzie, korzy go kochali i w niego wierzyli oraz ci, którzy uważali że nigdy nie powinien trafić do polityki, gdyż ją upodlał. Pamiętamy go bowiem z dziesiątek oskarżeń i procesów sądowych, ale i z tego, że jako polityk oraz związkowiec upominał się o prawa do godnego życia dla wielu ludzi. Ile w tym wszystkim było szczerych pragnień a ile hipokryzji i chęci robienia kariery teraz nie wiemy. Jedno jest pewno, otaczał się ludźmi, którzy kompromitowali polską scenę polityczną.
Tak to już jednak chyba w życiu jest, że nie ma ludzi tylko i wyłącznie złych lub tylko i wyłącznie dobrych. Andrzej Lepper był „prawdziwkiem”. Niewykształcony, niedoświadczony, na przekór wszystkim parł z wielką siłą do realizacji swoich celów. Nie sadzę, by w jego planach, na końcu drogi życia było samobójstwo. To bardzo dziwna i zastanawiająca sytuacja…. Niech odpoczywa w spokoju. Sprawa przyczyn jego śmierci, na początku kampanii wyborczej do parlamentu, powinna być jednak w pełni wyjaśniona.
Adam Szejnfeld