Ostatnie trąby powietrzne, które przeszły nad północną Polską, w tym także nad Piłą, pokazały nam raz jeszcze, że pomimo cywilizacji, z której jesteśmy tak dumni, wobec siły niszczycielskiego żywiołu stajemy tak samo bezradni, jak nasi przodkowie tysiące lat temu. Ostatnie wichury zniszczyły pokrycia wielu budynków, powaliły drzewa na wielu hektarach lasów, poprzewracały słupy energetyczne, zniszczyły liczne samochody, zagroziły wreszcie zdrowi i życiu ludzi. Tylko w Pile nawałnica powyrywała ponad 200 drzew z korzeniami i połamała 100 kolejnych niszcząc wiele samochodów i budynków. W samej Wielkopolsce straż pożarna interweniowała po nawałnicach setki razy i trudno byłoby sobie wyobrazić sytuację, gdyby nie ambitne oddanie naszych strażaków, ratowników, ale również i zwykłych obywateli.
W Polsce jak i na świecie, nadal nie tylko nie potrafimy się bronić przed katastrofami naturalnymi, ale także nie jesteśmy wciąż w stanie wielu z nich przewidzieć. Bezradni są nawet najbardziej technologicznie zaawansowani meteorolodzy amerykańscy, którzy rozkładają ręce po każdym przejściu niszczycielskiego żywiołu przez miasta południowego wybrzeża USA. Naukowcy w Polsce zgadzają się co do jednego – wcześniej czy później możemy się spodziewać powtórki tego co widzieliśmy parę dni temu.
Na dramat ludzi, którzy stracili w wyniku szalejących wichur część, a nierzadko całość majątku, odpowiedziało państwo kierując zasiłki celowe, które pomogą tym ludziom stanąć na nogi. Na przykład we wszystkich trzech gminach w woj. kujawsko-pomorskim, które chyba najbardziej dotknął kataklizm, miejscowe władze udostępniły najbardziej poszkodowanym lokale zastępcze, w których zamieszkały pokrzywdzone rodziny. Równie ważne, co pomoc państwa, jest wsparcie osób prywatnych i firm, które zgłaszają się niemal do każdego ośrodka pomocy społecznej z konkretnymi propozycjami pomocy poszkodowanym.
Wielkie trąby powietrzne przechodziły nad ziemiami polskimi w latach trzydziestych, pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. W Wielkopolsce również nie brakuje świadków pamiętających ogrom zniszczeń, jakie wichury powodowały na przestrzeni lat. Choć państwo polskie wcześniej nie zawsze chciało dostrzegać skalę zniszczeń, poszkodowani zawsze mogli liczyć na wsparcie swoich sąsiadów, którzy nierzadko własnymi rękoma pomagali usuwać zwalone drzewa i odbudowywać zniszczone budynki.
Polacy mają długą i piękną tradycję jednoczenia się w walce z przeciwnościami losu i pomaganiu tym, którym los nie szczędził cierpień. Integrujemy się z niespotykaną mocą zawsze wtedy, kiedy wokół nas cierpią nasi bliscy, rodzina, ale również obcy nam ludzie. Wspaniały festiwal poświęcenia i współpracy na rzecz poszkodowanych przez niszczycielski żywioł mogliśmy obserwować na przykład podczas powodzi stulecia. Na co dzień pomagamy sobie przy pożarach, wypadkach, zalaniach; poprzez spontaniczne akcje lub w formie bardziej zorganizowanej, jak chociażby ochotnicze straże pożarne.
Powinniśmy zastanowić się, jak ten zapał do niesienia pomocy, jaki mają Polacy wykorzystać w pełniejszy sposób. Być może powinniśmy przeredagować przepisy dotyczące obrony cywilnej czy OSP, by dostosować ich zadania do wyzwań obecnych czasów. Wzorem mogą tu być kraje takie jak Belgia, USA czy fantastycznie zorganizowana Japonia, gdzie po zeszłorocznym, największym w tamtym rejonie od 140 lat trzęsieniu ziemi, mieszkańcy całego kraju błyskawicznie przygotowali pomoc dla poszkodowanych. Nic jednak nie zastąpi fantastycznej pomocy rodzinnej i sąsiedzkiej. Katastrof naturalnych nie możemy uniknąć, ale możemy zrobić więcej, by jak najlepiej się do nich przygotować. Życie bowiem nas uczy, że wzajemna pomoc i solidarność jest i będzie nam potrzebna na co dzień.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP