Kiedyś za granicą zapytano mnie, jaka dyscyplina sportu jest naszą narodową. Bez wahania odpowiedziałem, że ta, w której właśnie wygrywamy i chyba nie przesadziłem. Jesteśmy tak spragnieni sukcesów, zwycięstw, wygranych, że każdy światowy, a nawet jedynie europejski laur urasta u nas do rangi historycznego wydarzenia. To oczywiście nic złego. Wręcz przeciwnie. Jest w tym nawet coś wzniosłego, patriotycznego. Nagle bowiem, na chwilę stajemy się jednością w okrzyku tryumfu i tańcu radości. Nie liczą się podziały, i te społeczne, i te regionalne, i te klubowe, i te… partyjne…. Szkoda tylko, że na chwilę. Chocholi taniec ognia słomianego przygasa szybko i oddaje pole codziennym potyczkom. Nie sportowym.
Adam Szejnfeld