Nad wyraz często zdarza mi się słyszeć wypowiedzi osób, które poprzez swoją funkcję, stanowisko, czy pozycję publiczną, także medialną (np. tzw. celebryci), mają przeogromny wpływ na kreowanie opinii publicznej. Wszystko dobrze, jeśli komentują fakty opierając się na swoje wiedzy, doświadczeniu lub własnych albo cudzych badaniach i analizach. To jednak nie jest norma powszechna. Ba, osoby te często z rozbrajającą szczerością przyznają, iż na danej sprawie się nie znają, ale tym chętniej się wypowiedzą. Takie sytuacje są dla mnie wstrząsające! Ja zanim zajmę stanowisko, czy wyrażę opinię albo pogląd na jakikolwiek temat, staram się dane zagadnienie zgłębić, poznać, przemyśleć… Czytam, oglądam, słucham, ale to mało – analizuję. Wyrabiam sobie własne zdanie. To własne, moje zdanie, nie musi być zdaniem profesjonalnego znawcy, ale po takim procesie, nawet jeśli jest wyrazem opinii laika, to przynajmniej na tyle odpowiedzialnego, że zostało poprzedzone procesem intelektualnego poznania a następnie wyjaśnienia, jak dana sprawa się ma, i jak obiektywnie powinna wyglądać. Wtedy dopiero jestem gotowy tym własnym zdaniem podzielić się z innymi, w tym z opinią publiczną. Jest to bowiem zdobyta wiedza poddana osobistej interpretacji, a w końcu także własnej akceptacji. Niestety, wiele osób świata polityki, ale nie tylko, także mediów, kultury, rozrywki… nazbyt często wypowiada poglądy na tematy, o których nie ma zielonej wiedzy. To samo w sobie nie jest jeszcze, jak mi się wydaje, karygodne. Mimo bowiem tego, że żyjemy w świecie zawodowców, to jednak nie tylko profesjonaliści mają prawo do wyrażania publicznie swoich poglądów. To oczywiste. Najgorsze jest to, że często ludzie, którzy w naturalny sposób nie mają swojej zawodowej wiedzy na określony temat, zanim się wypowiedzą, nie starają się nawet takową wiedzę posiąść. Skutkuje to najczęściej zaraźliwym bełkotem. Zaraźliwym dlatego, że dzisiaj, w przeciwieństwie do świata sprzed dominacji mediów, w tym Internetu, wszystkie poglądy wypowiedziane medialnie, ale szczególnie w telewizji, natychmiast uzyskują swój niebywały atrybut wiarygodności, graniczący z prawdą oraz jedyną słusznością. Dlatego potem wielu innych, „znających się na wszystkim i na niczym”, którzy nie czytają, nie analizują, nie rozumieją, przyjmuje takie opinie, jako miarodajnie i powiela je już jako własne. Tak oto analfabetyczna choroba ignorancji, jak sekwencja domina, czy groźna epidemia, rozszerza się na coraz to większe kręgi osób, tworząc w rzeczywistości nierzeczywisty świat bzdurnych poglądów.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP