Źródło: Tygodnik Nowy
Leniwa Noteć płynie półnaga, rozbierana z szuwarów przez jesień, z wiotkich trzcin i pachnących tataraków. Niesie ze sobą pojedyncze liście drzew, co jeszcze zczerwienieć nie zdążyły ale już te silniejsze, żółte, wiszą nad nią do skoku gotowe. Cicha, podmywa ubłocone łąki, przyorane klepicha, zagląda w oczy burakom zaciągając nocą na ich głowy kołdry z mgły. Robi się cicho, coraz ciszej. Szaro. Mokro. Lepko. Ptaków jakoś nie widać. Koniki polne i świerszcze zamilkły. Czuć słabe dygotanie. Dreszcze gęsią skórką pokrywają świat. Jesień.
Jak to na świecie wszystko doskonale zostało ułożone! Radosna wiosna budzi zwierzęta i rośliny do życia tryskającymi płatkami białych przebiśniegów. Krzykliwe i roześmiane lato każe rodzić tworząc nowe życie, żółtobrunatna jesień wszystko i wszystkich wycisza, uspakaja, aż wreszcie zima białą pierzyną przykrywa do snu. Harmonia. Twórcze odradzanie. Śmierć i życie stają się jednością. Nie ma życia bez śmierci, nie ma śmierci gdy życie nie powstaje. Nie mogą istnieć bez siebie. Przemijanie. Melodia i rytm.
Tak było przez tysiące i miliony lat. Tak też jest i teraz, w świece bez człowieka. Bo w naszym świecie panuje zupełnie innym rytm. Cisza i krzyk. Cisza i krzyk też nadają rytm. To jest rytm naszego życia. Pokój i wojna. Krew i nowo narodzenie. Budowanie, w trudzie stawianie wszystkiego od nowa, rozwój, nauka, sztuka, architektura…. A potem? A potem szczekanie karabinów maszynowych, świst kul i płacz.
Europa. Od kilkudziesięciu już lat mamy ciszę. Pokój. Rzecz zresztą dla nas niebywała. Któż by się jeszcze kilkanaście dni temu martwił jakąś domniemaną, hipotetyczną wojną?! Nawet konflikt w Kosowie, ciągły bałagan na Bałkanach nie mógł zakłócić naszej wiary w świetlaną przyszłość. W błogą ciszę. W wieczny pokój. Wystarczyło jednak tylko, że jeden facet, co żyje w norze pod pustynią, gdzieś w Afganistanie, w imię jedynego boga, jego boga, postanowił zabić wielu innych ludzi, którzy wierzą w jednego boga, też jedynego, tylko innego. Teraz bomby i rakiety co warte są miliony dolarów będą spadać na szałasy warte centy. W odwecie za te nory i szmaty będą podkładane ładunki pod domami, mostami i fabrykami.
Krzyk. Czy skończył się czas ciszy? Czy zaczął się czas krzyku?
Możemy myśleć, że wszystko co zaprząta głowy polityków innych państw nie dotyczy nas. Gdzie Polska, a gdzie Afganistan. Gdzie Europa, a gdzie Ameryka. Dzielą nas rzeki, góry, morza i oceany. Szmat ziemi! Co nam do tego konfliktu? Co nam?!
A gdzie była Ameryka, gdy psychicznie chory malarz złamał szlabany naszych granic? A gdzie była Ameryka, gdy bolszewizm miał zastąpić chrześcijaństwo, islam i buddyzm razem wzięte? Gdzie była Ameryka, gdy powietrza pełnego wolności – tlenu świadomego człowieka – brakowało nam jak chleba? Bliżej niż dzisiaj?! Nie. Tak samo daleko i tak samo wspaniale blisko. Teraz więc, gdy pustynne szczury, ubrane w koszule z trotylu chcą krzyku, my musimy powiedzieć – nie. Cisza! Pokój! Trzeba zakłócić rytm. Niech cisza pokoju nie zmienia się w krzyk. Niech budowanie nie zmienia się w rujnowanie. Niech zaufanie nie zmienia się w nienawiść. Niech …izmy nie zastępują tolerancji. Niech człowiek nie zastępuje człowieczeństwa, bo człowiek człowiekowi nie jest równy.
Wiatr rozdmuchuje zapachy przeoranej ziemi. Skutek kontaktu czarnej gleby i białego pługa. Sieje. Darmo rozdaje nasiona nowego życia. Wzrośnie ono, gdy stopi się zimowa kołdra przetrwania. W przyszłym roku. Oby był przyszły rok.
Adam St. Szejnfeld