Źródło: Polish Market
Jak to jest mowa w znanej piosence – „piękne są tylko chwile”. To, co jest dobre więc nie może trwać w nieskończoność. Na całe szczęście chwile w gospodarce liczy się w latach, a nie w sekundach, dlatego spokojnie można powiedzieć, że Polskę czeka jeszcze wiele dobrych chwil, a więc kilka lat dobrej passy. Nie będziemy w bieżącym roku odnotowali pewnie rekordowych wzrostów kwartalnych osiągających, niespełna siedmioprocentowych, jak to było na przykład w ubiegłym roku, ale i tak dynamika będzie zadawalająca. Pesymiści planują ją w skali całego roku na 4 – 4,5%, a optymiści na 4,5 – 5% wzrostu. Pamiętać jednak należy, iż dla gospodarki ważne są także i inne czynniki, w tym głównie inwestycje oraz inflacja i poziom bezrobocia. Minione lata były pod tym względem katastrofalne. Gospodarka i owszem rozwijała się, produkcja rosła, ale motorem tych wyników był głownie eksport towarów i usług. Nie bez znaczenia było wejście Polski do Unii Europejskiej oraz korzystny dla eksporterów kurs walutowy. To wszystko jednak mamy już za sobą. Nie będziemy drugi ani trzeci raz wchodzić do Unii, popyt w Europie Zachodniej natomiast może być w przyszłości nieco niższy ze względu na słabsze wyniki starej piętnastki, jakich się spodziewamy. Dla Polski jest to poważny problem, bowiem nasz eksport do Wspólnoty stanowi aż 70% całego handlu zagranicznego. Tak więc, co dzieje się na zachodzie starego kontynentu, nie może pozostawać bez wpływu na sytuację w Polsce. Dodatkowym czynnikiem, który musi wywoływać lekki niepokój, a co najmniej uważne zainteresowanie ekonomistów, to ciągle wzmacniający się złoty w stosunku do euro i dolara. Te i inne czynniki spowodują, iż polski eksport, moim zdaniem, lekko przyhamuje w bieżącym roku. Potrzeba nam więc tym bardziej popytu na towary i usługi gdzie indziej, a więc na rynku wewnętrznym i na pozaeuropejskich rynkach. Jednak w tym kontekście należy stwierdzić, iż 2005 rok może być rekordowym rokiem pod względem poziomu wzrostu inwestycji. W tym przypadku pesymiści wróżą go na poziomie ok. 8% ale optymiści szacują na 10 i więcej procent. Kumulacja kapitału, jaka następowała w ostatnich latach, będzie wreszcie musiała się przekształcić w inwestycje, a te z kolei mogą przełożyć się na lekki spadek bezrobocia. Ono jednak nadal w rozpoczętym właśnie roku będzie najwyższe w Unii Europejskiej. Rok 2005 będzie również rokiem spadku inflacji. Wzrosła ona skokowo przed wejściem Polski do Unii i utrzymywała się jeszcze długo po wejściu. I trudno się dziwić. Ten proces wymuszony został dynamicznym pobytem zewnętrznym, a głównym „winowajcą” był wzrost cen na żywność. Obecnie obserwujemy już znaczące uspokojenie rynku, a ponadto w tym zakresie odgrywa tu też swoją rolę umacniający się złoty. Ale, apropos. Co z tym złotym?! Wzmacnia się już od bardzo wielu miesięcy i nie widać końca tego procesu. Podobne trendy widać miedzy euro a dolarem. Główny ekonomista Deutsche Bank na Europę, Thomas Mayer uważa kurs 1,40 dolara za euro za całkiem realny, a Jim ONeill z banku inwestycyjnego Goldman Sachs spodziewa się nawet 1,50 dolara za euro w 2005 roku. Główny ekonomista HVB Group Martin Huefner szacuje natomiast, że euro może umocnić się do 1,50 – 1,60 USD do końca 2005 r. Zdaniem amerykańskiego ekonomisty C. Fred Bergstena, kurs sięgnie nawet 1,80, a nawet 2,20 dolara za euro. Czy to możliwe? Niedługo się dowiemy, ale na pewno stosunek dolara do euro oraz umacniający się złoty będzie miał wpływ na dalsze obniżanie się inflacji w Polsce, co może wywołać w najbliższym czasie nawet lekki spadek stóp procentowych.
Tak, to będzie dobry rok, nadal dobry rok dla gospodarki, ale ważne, by uchroniła się ona od zagrożeń, które są poza nią. Jakich? Od polityki! Po raz pierwszy w historii III Rzeczpospolitej bowiem w bieżącym roku będziemy mięli do czynienia z podwójnymi wyborami w odstępie tylko kilku miesięcy. Niewykluczone także, że oprócz wyborów parlamentarnych i prezydenckich odbędzie się w naszym karju również referendum konstytucyjne. Te wszystkie czynniki powodują, że sytuacja polityczna stabilna nie będzie i rykoszetami może oddziaływać na ekonomię oraz gospodarkę. Już teraz, co chwila mamy do czynienia z propozycjami, które mogą przysporzyć bólu głowy każdego liberalna, a przecież mamy dopiero wstępny czas prekampanii. Plan Hausnera dawno stal się historią czasu minionego, a oszczędnościowe ustawy, które jeszcze niedawno zdawały się możliwe do przyjęcia, obecnie mogą stać się jedynie podstawą do politycznych dyskusji na powyborczą przyszłość. Nadzieję trzeba mieć tylko, że wzrost podatku akcyzowego i VAT-u nie będzie jedynym sposobem rządu na zmniejszenie deficytu budżetowego. A przypomnieć należy, że według ustawy budżetowej 45-cio miliardowy deficyt z ubiegłego roku ma na koniec bieżącego koku skurczyć się do 35 miliardów zł. Szansą na podtrzymanie dobrej passy oczywiście są również napływające do polski środki finansowej europomocy. Miliardy euro inwestycji w regiony i firmy muszą, bowiem zostać „zauważone” przez rynek. No i na koniec wypada powiedzieć, że ten rok, to też rok zmiany nie tylko ekipy politycznej, ale i polityki. Pewnie zmiany te jeszcze nie będą mogły wpłynąć na ekonomiczną i gospodarczą rzeczywistość 2005 roku, ale na pewno podpowiedzą nam, czego oczekiwać w tym zakresie w latach następnych.
Adam St. Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej