W czasach PRL-u Dzień Kobiet był niemalże świętem państwowym. Celebracje nie miały końca. We wszystkich zakładach pracy, fabrykach, szkołach czy urzędach pojawiali się panowie z naręczami goździków. Były uroczyste przemowy, uściski, życzenia, zdarzały się także podarunki. Luksusem było otrzymać rajstopy, pończochy albo choćby mydełko np. „Zielone jabłuszko”. Była kawa, herbata, ciasteczka i… rzut okiem na zegarek. Bo jak już oficjalnej uroczystości stało się zadość rozpoczynała się ta mniej oficjalna. W knajpie. Wtedy z reguły już bez kobiet…
Wyjątkowo okazałe obchody Dnia Kobiet za czasów Polski Ludowej stanowiły przede wszystkim okazję do podkreślania, że klasa rządząca dba i pamięta o klasie pracującej. To obok Święta Pracy w dniu 1 maja, był dzień, kiedy udawano, że wszyscy są równi: mężczyźni i kobiety, dyrektorzy i pracownicy, chłopi, i robotnicy. Niemalże od samego początku, czyli od 1948 roku, 8 marca był jedynie zręczną mistyfikacją stworzoną i rozwijaną przez władzę dla realizacji jej własnych interesów. Służył, jako pretekst dla aktywu partyjnego do wygłaszania propagandowych przemówień i pokazywania Polakom, jak to socjalistyczna rzeczywistość prowadzi do dobrobytu. Tego dnia ze wszystkich stron uderzały obrazy uśmiechniętych pań przy fabrycznych maszynach, siedzących w okienkach pocztowych, czy kierujących ruchem drogowym w centrum miasta. Genialny w swojej prostocie sposób na autopromocję partyjnych i urzędniczych baronów od najniższego do najwyższego szczebla.
Wydawać by się mogło, że od „czasów słusznie minionych” dzielą nas lata świetlne. Pewne rzeczy się jednak nie zmieniły, czego dowodem jest choćby instrumentalne wykorzystywanie Dnia Kobiet. Szczególnie za rządów Prawa i Sprawiedliwości możemy obserwować, jak mało jest partnerskiej dyskusji na temat realnych problemów i barier, które napotykają Polki każdego dnia. Zamiast dialogu równorzędnych stron jest płynący z góry przekaz, jak to kobiety mają żyć. Jeśli ktoś nie wpisuje się w stereotyp Matki Polki, to zdecydowanie może czuć się nad Wisłą, jako obywatelka drugiej kategorii. W ciągu ponad trzech lat lista szykan PiS w stosunku do polskich kobiet urosła do monstrualnych rozmiarów.
Projekt ustawy zakładającej całkowity zakaz aborcji, nawet w przypadku gwałtu lub zagrożenia dla życia i zdrowia kobiety, likwidacja rządowego programu in vitro, ograniczenie prawa do antykoncepcji awaryjnej, w tym praktyczna eliminacja tabletek „dzień po”, obniżanie standardów opieki okołoporodowej, usuwanie z przestrzeni publicznej instytucji i organizacji zajmujących się walką o równouprawnienie płci, „branie głodem”, czyli ograniczanie lub całkowite pozbawianie finasowania organizacji pozarządowych zajmujących się równością, równouprawnieniem, LGBT, czy prawami kobiet… – to tylko kilka przykładów dotkliwych ciosów, jakie zostały zadane w walce o „ciała i dusze” Polek. Gdyby nie gigantyczna mobilizacja, która przybrała formę masowych „Czarnych Protestów” odbywających się w całym kraju, pewnie w stosunku do praw kobiet cofnęlibyśmy się już do czasów głębokiego średniowiecza.
Nie oznacza to oczywiście, że nie należy zachować czujności. Na przykład dosłownie kilka tygodni temu Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przygotowało propozycję nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, w którym jednorazowe pobicie miało nie być uznawane za przemoc domową. Z projektu ostatecznie się wycofano, ale pozostaje pytanie, jak w ogóle w XXI wieku ktoś mógł nawet pomyśleć, aby zaproponować takie rozwiązania?! Jeśli bowiem obecnie rządzący, nawet w tak fundamentalnych sprawach, jak ochrona kobiet przed przemocą w ich własnym domu, we własnej rodzinie, nie są w stanie stanąć po stronie słabszych i pokrzywdzonych, to jak w ogóle możemy oczekiwać realnych rezultatów w innych obszarach?
Po co nam więc Dzień Kobiet? Po to, by panie mogły dostać bukiet kwiatów i pudełko czekoladek? Po to, aby pani minister z panem premierem mogli sobie zrobić kilka zdjęć z matkami, pielęgniarkami czy nauczycielkami? Czy naprawdę kobiety potrzebują specjalnego traktowania, specjalnego dnia, specjalnego święta? Kwiaty i prezenty są z pewnością miłym gestem, ale nic nie znaczą w obliczu faktycznego braku równouprawnienia kobiet i mężczyzn w sferze publicznej, zawodowej i domowej. Ponadto, czy w dzisiejszym świecie, w którym dążymy do równości i równouprawnienia, powinniśmy wyróżniać i świętować, nawet faktycznie, a nie tylko iluzorycznie, jedynie Dzień Kobiet? Czy w dzisiejszych czasach nie powinniśmy raczej zastąpić świętowany Dzień Kobiet i nieświętowany Dzień Mężczyzn, świtem Równości Kobiet i Mężczyzn? A może jeszcze lepiej, w dobie dyskusji na temat gender, czy nie powinniśmy ustanowić święta „Dzień Równości Płci”?!…
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego
www.facebook.com/PoselSzejnfeld/
#DzieńKobiet #DzieńMężczyzn #DzieńRównościPłci #8marca #StrajKobiet #Kobiety #PrawaKobiet #RokPrawKobiet #RatujmyKobiety #CzarnyProtest #Równouprawnienie #Równość #RównośćPłci #Szacunek #Solidarność #Pomoc #Wsparcie #LGBT #UniaEuropejska #KoalicjaEuropejska #ParlamentEuropejski #WolnePaństwo #Demokracja #PlatformaObywatelska #PO #EPP #EPL #AdamSzejnfeld #Wielkopolska