Promocja, promocja, promocja. Reklama. Co dzisiaj można sprzedać, co można zaoferować bez wykorzystania jakiegokolwiek nośnika informacji? Niewiele. Tej zasadzie podlegają, na podobnych zasadach, jak różne towary i usługi, także oferty naszych gmin i powiatów. Jeśli chcemy, by w nasze strony przyjeżdżali turyści dający pracę hotelom i sklepom, restauracjom, kawiarniom i barom, szewcom, czy mechanikom samochodowym, to musimy się promować. Jeśli chcemy, by w nasze strony przyjeżdżali inwestorzy kupujący działki, budynki i inne nieruchomości, inwestorzy kupujący albo budujący firmy, tworzący nowe miejsca pracy, to musimy się promować. Jeśli chcemy być dobrze postrzegani, chwaleni i cenieni bardziej niż inni, to musimy od tych innych się odróżniać. Pozytywnie odróżniać!
Różne są formy reklamy i nośniki promocji. Różne są metody pozytywnego zapadania innym w pamięci. Świetnie do tego nadają się naturalne walory turystyczne związane, na przykład z przyrodą. Bogata historia i liczne zabytki ściągają ludzi nawet z odległych miejsc i krajów. Sport wraz z osiągnięciami zawodników również nieźle zapada w pamięci, natomiast wybitne osiągnięcia w kulturze i sztuce tworzą niebywale wartościowe konotacje i skojarzenia. Tak, na pewno bardzo sobie cenimy te miejsca, które słyną z wysoko rozwiniętej kultury i sztuki. Społeczności rozwinięte intelektualne bowiem są najbardziej wartościowe, dają największą szansę na wszechstronną i wielofunkcyjną współpracę.
Już niejednokrotnie spotykałem się w swojej działalności z bardzo przyjemnymi zdarzeniami, kiedy ktoś słysząc, że jestem z Szamocina mówił, że zna tę miejscowość (najczęściej przecież myloną z Szamotułami). Skąd? – pytam. Stacja Szamocin – pada odpowiedź. Luba Zarembińska – ktoś innym razem rzuca nazwisko sobie znane. Kiedy indziej słyszę hasło „wytrych” – Teatr 44. Gorzej jak mój rozmówca mówi z zadowoleniem – Chór, tak chór. A ja się pytam – który? Wszak przecież u nas ci chórów, teatrów, orkiestr, kapel na pęczki. Na pęczki! Jakie to przyjemne, ale przede wszystkim, jakie to cenne mieć tyle dobra własnego, które pracuje na rzecz jednej tylko gminy. Tak, złotem szamocińskiej ziemi są jej ludzie. Pracowici, uczciwi, inteligentni i utalentowani. Ale czy to złoto, czy sól tej ziemi jest doceniana? Czy jest wykorzystywana dla dobra całej społeczności?…
Ostatnio doszła nas wiadomość, że Chór Towarzystwa Śpiewaczego im. I. J. Paderewskiego z Szamocina zdobył srebrny medal na III Światowej Olimpiadzie Chórów w Bremie. No, trzeba przyznać, nie byle co! Olimpiada ta bowiem, odbywając się co dwa lata w innym kraju ściąga setki chórów i dziesiątki tysięcy ludzi z całego świata. Obecnie gościła ją Republika Federalna Niemiec, ale poprzednio światowe rywalizacje śpiewaków odbyły się w Austrii i w Korei, a kolejna, w 2006 roku, planowana jest w Chinach. Na bieżącą olimpiadę zjechało aż 350 chórów z 73 krajów, a współzawodnictwo toczono w kilkunastu kategoriach. Chór z Szamocina, liczący ok. 60 osób (w Bremie śpiewało 47 osób) pod batutą dyrygenta Eligiusza Szczepaniaka z Poznania i dyrygentów Jana Kołodziejewskigo z Szamocina oraz Tadeusza Dobek ze Złotowa, odniósł sukces, niewątpliwy sukces. Mają się z czego cieszyć chórzyści, ma się z czego cieszyć prezes Towarzystwa Lidia Wodniczka, ma swoje zadowolenie oddany całą duszą śpiewakom sekretarz Towarzystwa Antoni Kolasa. Ale czy radość jest pełna i nic nie rzuca na nią cienia? Niestety, nie. Śpiewacy pojechali promować swoją gminę, promować powiat i województwo wielkopolskie praktycznie za swoje pieniądze. Prywatnie! Pokryli bowiem ponad 70% kosztów ze swoich małych pensji, emerytur i rent. Młodzi poświęcili własne kieszonkowe. Pieniądze odkładali bardzo, bardzo długo, a i tak nie starczyło. Mają sukces, mają medal i… mają długi! Szansy, niesyty, na promocję bowiem nie zobaczył burmistrz gminy i wsparł chórzystów jedynie dobrym słowem. Hojniejszy okazał się starosta, który mimo mizerii budżetu znalazł środki dla śpiewaków, ale całość wyprawy mogła się udać dzięki nim samym i Ministrowi Kultury. Chwała mu za to. Pokrył jedną czwartą kosztów. Tylko jedną czwartą, ale i aż jedną czwartą. Chór z tą marną pomocą i za własne pieniądze podniósł natomiast wartość marki „Szamocin”, marki „Wielkopolska”, w końcu marki „Polska” i to nie tylko w Bremie, ale również w Hude i w Grasbergu, dając tam koncerty sławione w mediach (wystarczy przeczytać fantastyczne, chwytające za serce, recenzje prasowe). Miejmy nadzieję, że w przyszłości i nie tylko w przypadku Szamocina, ale i innych gmin, władze lepiej będą doceniały walory kulturalnej promocji swoich małych ojczyzn. Ta sama nadzieja dotyczy władzy marszałkowskiej.
Adam Szejnfeld
Posel Platformy Obywatelskiej