Spacerując ulicami naszych miast i wsi widać coraz mniej młodych ludzi. Nie dlatego, że nie wychodzą z domów, lub wysiadują w szkołach czy na uniwersytetach. Wielu z nich ciężko pracuje za granicą, swoimi rękoma wspomagając gospodarkę Wielkiej Brytanii, Irlandii i innych państw. To, co dla nich i ich rodzin jest błogosławieństwem, dla naszego kraju zaczyna być wielkim problemem. Przez brak rąk do pracy wzrost gospodarczy w naszym kraju będzie w ciągu najbliższych lat niższy o 3,5 procent, a w perspektywie 20 lat aż o 45 procent! Tłumacząc dane na zwykły język, rozwój naszego kraju znacznie zwolni, ponieważ nie będzie miał kto budować domów, sprzątać ulic czy opiekować się chorymi.
Nie sposób nie zauważyć profitów, jakie odnieśliśmy dzięki możliwości pracy za granicą – bezrobocie spadło o kilka procent, a do naszego kraju płyną strumieniem euro i funty. To jednak tylko krótkotrwałe zyski, ponieważ emigracja zarobkowa przekroczyła najśmielsze oczekiwania. Nikt trzy lata temu nie spodziewał się, że zabraknie nam budowlańców czy mechaników samochodowych; prędzej spodziewalibyśmy się braku inżynierów czy informatyków. Tym jednak coraz mniej spieszy się do wyjeżdżania za granicę, bo ich zarobki w Polsce zbliżyły się już do tych na Zachodzie, za to nasza gospodarka zwalnia z braku właśnie robotników. Dzisiaj budowlaniec rozmawiając z pracodawcą stoi na pozycji uprzywilejowanej, to on dyktuje warunki i płace. W efekcie gwałtownie rosną ceny nowych mieszkań i domów, a i tak czas oczekiwania na własne cztery kąty wynosi nawet kilkanaście miesięcy.
Nic nie zapowiada by ta sytuacja uległa zmianie, bo do otwarcia swojego rynku pracy przygotowują się Niemcy. Nietrudno się domyślić, że wyjazdy zarobkowe za Odrę będą się cieszyć sporą popularnością, przede wszystkim ze względu na niedużą odległość. Już teraz pracuje tam, co najmniej kilkanaście tysięcy naszych rodaków, a po otwarciu rynku pracy ruszy ich kilkadziesiąt razy więcej. Wygląda na to, że wkrótce znowu, żeby mieć szybko wybudowany dom lub łazienkę wyłożoną kafelkami będziemy musieli zrobić to własnymi rękoma przy pomocy kilku znajomych.
Czy na czekające nas kłopoty jest jakieś lekarstwo? W PRL-u zapewne zabronionoby wydawać paszporty wszystkim przed 30-tym rokiem życia, ale dzisiaj takie rozwiązanie raczej by nie przeszło, nawet w obecnym rządzie, słynącym z kontrowersyjnych pomysłów. Można za to otworzyć granice dla tanich robotników ze Wschodu, którzy wypełniliby lukę po Polakach pracujących za granicą. Czy jednak Polska jest na to gotowa? Już teraz musimy rozpocząć dyskusję nad tym, jak pomóc firmom, które nie mają rąk do pracy i skąd sprowadzić niezbędnych specjalistów. Wkrótce może się okazać, że na debatę nad tym będzie po prostu za późno, a nasz kraj straci wielką szansę na rozwój.
Adam Szejnfeld