Informacja o kolejnym ministerialnym bublu w mgnieniu oka obiegła ostatnio nasz kraj. Mam tutaj na myśli kolejny wyczyn rodzimego MEN-u (Ministerstwa Edukacji Narodowej). Być może prasowe doniesienia były w tej materii niezbyt obfite, jednak każda rodzina, której dzieci uczęszczają do szkoły doskonale wie, o co chodzi. Najpierw miało być PiS-owskie 3 miliony mieszkań, potem… na przykład tanie podręczniki dla dzieci. Mieszkań nie ma, i nie będzie, a pierwszego września nasze dzieci rozpoczną nowy rok szkolny. Czy będą się uczyć z tańszych książek, jak obiecywał rząd? Nie!
Na początku bieżącego roku urzędnicy ministerstwa edukacji i ówczesny minister w głośnym stylu poinformowali o rozmowach prowadzonych z wydawcami szkolnych podręczników. Obietnice wyborcze przecież obligują. Mówiono, że książki powinny być tańsze i że będą. Wszystko wyglądało na to, że to nie rynek, ale minister, jak w PRL-u, może ustalać ceny. No, ludzie posłuchali i uwierzyli, „niewierni Tomasze” też. W efekcie wspomnianych rozmów miało dojść do znacznego obniżenia cen tego niezbędnego środka edukacyjnego, nawet o 25 – 35%! Potem w MEN-ie nastąpiły znane już nam wszystkim zmiany kadrowe. Nastały rządy ministra Romana Giertycha. Temat cen podręczników poszedł jakby na boczny tor, ale wydawało się, że to tylko wrażenie. Dzisiaj już wiemy, że podręczniki nie tylko nie staniały, ale cena ich nawet znacząco wzrosła. Żal biednych ludzi, rodziców dzieci i młodzieży – tyle pozostało po wyborczych obietnicach. Ale czy tylko żal i rozczarowanie pozostało? Nie. Pozostała władza. Władza oczywiście w rękach tych, co obniżki obiecywali. Taki oto obowiązuje w Polsce scenariusz. Politycy obiecują, ludzie ich wybierają. Politycy rozczarowują, ludzie zostają z tzw. „ręką w nocniku”! i tyle. Od lat scenariusz się nie zmienia. Ale to dobry przyczynek także do tego, by zastanowić się, czy to wina tylko polityków. Czy ci, którzy polityków wybierają nie są bez winy? Wszak to wyborcy, kierując się i wierząc w nierealne, niekiedy księżycowe (choćby te 3 miliony mieszkań) obietnice, wybierają ludzi i partie, które swoich „gruszek na wierzbie” nigdy przecież nie będą mogli ofiarować obywatelom. To jest wiadome już w chwili składania obietnic, już w chwili wyborów. Nie potrzeba więc czekać ani „100 dni”, ani kolejnych miesięcy i lat, by wiedzieć, że ani 3 milionów mieszkań nie będzie, ani tanich książek. Dlaczego więc głosuje się na tych, co oszukują w wyborach? To jest dobre pytanie!
No, ale wróćmy do naszego MEN-u i cen podręczników szkolnych. Roman Giertych po maturalnym „niewypale” miał szansę nadrobić stracony wizerunek, lecz zajmowanie się naprawdę istotnymi sprawami odeszło na plan dalszy. W efekcie budżet gospodarstw domowych również i w tym roku narażony zostanie na znaczące wydatki związane ze szkolną wyprawką. Spokój ministra Giertycha ratuje pewnie to, że były to obietnice rządu PiS-u, a nie obecnie rządzącej koalicji PiS-Samoobrona-LPR oraz uprawiana z upodobaniem propaganda sukcesu i maturalne amnestie. We wszystkich sprawach, na czele z cenami książek i brakiem wypełnienia MEN-owskich obietnic, nie widzi on żadnej swojej winy. W takim kontekście boję się nawet pomyśleć, co stałoby się gdyby doszło do rządzenia także polskimi samorządami przez ludzi, którzy nigdy niczemu nie są winni. Mam nadzieję, ze jesienią puste obietnice nie będą już decydowały o tym, kogo wybierzemy na radnego, wójta, czy burmistrza. Pamiętajmy o tym, bo wybory są już tuż, tuż…
Adam Szejnfeld
poseł Platformy Obywatelskiej