Rok 2009 w wymiarze historycznym i społecznym upłynął w Polsce pod znakiem zadumy nad licznymi rocznicami. W ostatnich miesiącach, zwłaszcza kończącego się lata i początku jesieni, było ich wiele. Niedawno, w grudniu obchodziliśmy jeszcze jedną, okrągłą rocznicę wydarzenia, które odcisnęło swój ślad na życiu każdego z nas. Dwadzieścia lat temu, w grudniu 1989 r. Parlament przyjął pakiet ustaw mających uzdrowić polską gospodarkę. Do historii przeszły one, jako “Plan Balcerowicza”.
Owszem, były obchody tego jubileuszu. Owszem, w Teatrze Wielkim była wielka gala i wielka prapremiera filmu o profesorze i jego dokonaniach. Owszem w Sejmie odbyła się konferencja z udziałem jubilata. Owszem media poświeciły trochę miejsca temu wielkiemu Polakowi. Ale jednak dwudziesta rocznica uchwalenia „Planu Balcerowicza” przebiega w kraju raczej cicho, bez wielkich wydarzeń, a co najważniejsze raczej przy większym uznaniu jej poza krajem niż w Polsce. Dlaczego? Czyżbyśmy się nadal jeszcze nie uporali z historyczną oceną tego przedsięwzięcia?
Wyzwanie, jakie po sformowaniu rządu Tadeusz Mazowiecki postawił przed młodym, wówczas 42 letnim ministrem, doktorem ekonomii i byłym lekkoatletą, było iście karkołomne. W 1989 r. polska gospodarka znajdowała się w ruinie – niewydajny i rozdęty do granic wytrzymałości sektor publiczny powodował konieczność drukowania pustego pieniądza, potrzebnego do wypłat. To z kolei powodowało hiperinflację, która tylko w 1990 r. wyniosła prawie 700 procent, skutecznie pustosząc wartość naszych portfeli. Gigantyczne, jak na owe czasy zadłużenie wewnętrzne i zewnętrzne, a także całkowity upadek eksportu, na przykład do NRD, która właśnie jednoczyła się z RFN, tylko dopełniały tragedii.
Balcerowicz podjął się zadania, wiedząc, z jak wielkim wyzwaniem przyjdzie mu się zmierzyć. Działał niczym doświadczony chirurg świadom, że walczy o życie pacjenta. Nie było chwili do stracenia. Dziś, 20 lat później, pacjent nie tylko żyje, ale z dumą pręży muskuły. Kryzys gospodarczy, który wykrwawił inne państwa u nas spowodował co najwyżej przeziębienie. Dokuczliwe, lecz niegroźne. Tak! Obecne sukcesy naszego kraju w walce z kryzysem są także efektem tamtych trudnych decyzji!
Czy jednak cena nie była zbyt wysoka? Kilkunastoprocentowe bezrobocie, upadek wielu firm, niepokoje społeczne… Pytany o pomyłki Balcerowicz odpowiada: nie wszystko przewidzieliśmy, były błędy, ale to cena reform przeprowadzanych w takim tempie. Dzisiaj jesteśmy liderem, bo wtedy się nie zawahaliśmy! Do tego jednak należy dodać i to, że efekty pozytywne byłyby większe a skutki negatywne mniejsze, gdyby następne rządy konsekwentnie kontynuowały proces reform prof. Balcerowicza. Niestety, tak już później nie było. Nie podano ręki PGR-rom, wyhamowano prywatyzację, zablokowano reformę finansów, w tym podatków dochodowych… Wspomnę choćby na przykład veto prezydenta Kwaśniewskiego. Szkoda. Dzisiaj mamy i owszem, bardzo dobre wyniki oraz szybko gonimy resztę Europy, ale, gdyby konsekwencji Balcerowicza nie zabrakło jego następcom, to bylibyśmy znacznie dalej w rozwoju – i tym gospodarczym, i tym społecznym.
Leszek Balcerowicz, za granicą uznawany za wizjonera i cudotwórcę, w Polsce często obwiniany jest za wszystko co złe. Patrząc jednak dzisiaj na sukces Polski, zwłaszcza w porównaniu z innymi państwami naszego regionu, trudno nie odczuwać dumy. Nawet jeśli trzeba było zapłacić za nią tak wysoką cenę. Było warto.
Adam Szejnfeld
www.szejnfeld.pl