Wybory samorządowe dawno mamy już za sobą. Stwierdzić należy, że gorący okres burzliwych dyskusji, zagorzałych polemik i wzmożonej społecznej aktywności niebawem zostanie uśpiony do następnych wyborów. Smutna to świadomość. Ciężka, aspołeczna kurtyna czteroletniego zapomnienia zapadła. Teraz tylko garstka nielicznych zainteresowanych będzie „na bieżąco” z poczynaniami lokalnych polityków. Wielka to szkoda dla naszej codzienności. Nie trudno przecież zrozumieć, że gdyby powszechne zainteresowanie sprawami lokalnej polityki na “własnym podwórku” było wyższe, moglibyśmy liczyć na wyższy poziom wiedzy społecznej i kultury politycznej wszystkich. Faktem jest, że zdecydowana większość społeczeństwa w ogóle nie interesuje się tym co dzieje się wokoło. Diametralna zmiana następuje dopiero z chwilą nadejścia wyborów. Wtedy to wszyscy stają się politycznymi, ekonomicznymi i personalnymi komentatorami, specjalistami, ekspertami… Dlaczego tak późno? Przecież jest możliwość być “na bieżąco” ze sprawami miasta czy gminy, jeśli już nie przez osobisty udział w obradach, na przykład Rady, to choćby poprzez doniesienia mediów. A przecież, powszechna obojętność wobec działań samorządów jest niczym innym jak przyzwoleniem na decydowanie o naszych sprawach bez nas. Niekiedy jest to nawet przyzwolenie na jakąś lokalną samowolę działaczy lub urzędników. Potem, gdy niektóre sprawy wychodzą na światło dzienne, zwykle jest już za późno. Nie bądźmy więc obojętni, interesujmy się tym co dzieje się w naszych wsiach i miastach, by nie raz na cztery lata, ale na bieżąco móc reagować na wszystko co jest dobre lub złe.
Nie mniejszą wadą demokracji, od braku zainteresowania bieżącymi poczynaniami władzy, jest frekwencja podczas wyborów, niska frekwencja. W jednym z francuskich magazynów napisano: „Niska frekwencja w wyborach do samorządów lokalnych w Polsce potwierdza przekonanie, że Polacy wolą rozmawiać o tym jak trzeba postępować niż realizować plany i zmieniać swoją rzeczywistość”. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, że stagnacja jest najgorszą alternatywą dla czynnego działania. Stagnacja zawsze z czasem staje się alternatywą dla kreatywności. W wielu miejscach więc kreatywiści zawdzięczają obecnie swoją porażkę śpiącemu elektoratowi, osobom dla których stagnacja, święty spokój i minimum bezpieczeństwa ma większą wartość, niż zmiany na lepsze. Ale nawet ci najbardziej pasywni powinni pamiętać, iż tysiące i setki lat historii cywilizowanej ludzkości nie wymyśliły innej formy dla minimalnego udziału w rozstrzyganiu zbiorowych potrzeb społeczności, jak wybory. Ci, którzy na nie nie idą w zasadzie pozbawiają siebie samych nie tylko prawa do wyboru, ale też prawa do oceny. Należy o tym pamiętać również w aspekcie zbliżającego się referendum przedakcesyjnego ale i też wyborów w latach przyszłych.
Adam St. Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej