W ostatnim czasie daje się zaobserwować liczne protesty właścicieli stacji paliw wobec nadużyć stosowanych przez konkurencyjnych sprzedawców oraz narastających nieuczciwych praktyk stosowanych w obrocie paliwami. Ale to jest jedna strona medalu. Druga natomiast, to protesty i skargi konsumentów na jakość paliwa na polskich stacjach.
W ciągu ostatnich kilku lat można zauważyć zjawisko bardzo dużego różnicowania się cen detalicznych paliw na poszczególnych stacjach benzynowych. Rozbieżność w cenach jest niekiedy bardzo duża i niczym nieuzasadniona. Sytuacja taka wskazywać może na prowadzenie przez niektórych sprzedawców nielegalnych praktyk, polegających m.in.: na sprzedaży niepełnowartościowych (chrzczonych) paliw, a także paliw kupowanych bez akcyzy lub poza ewidencją księgową. Takie działania dają możliwość uzyskania niskich cen detalicznych, ale zarazem wypychają z rynku uczciwych sprzedawców. Jeśli są jeszcze poniżej dopuszczonej normy, niszczą silniki naszych samochodów i maszyn.
Wprowadzenie paliwa z nielegalnych źródeł skutkuje ponadto rozrastaniem się szarej strefy i obniżeniem dochodów państwa. Sprzedając niewłaściwej jakości paliwa, niszczącego silniki samochodów, oszukuje się odbiorców. Obrót paliwami wysoko zasiarczonymi jest także przyczyną ciągłego zanieczyszczania środowiska.
Nieuczciwa działalność niektórych właścicieli stacji wywiera negatywny wpływ zarówno na funkcjonowanie uczciwych placówek, jak i na całą gospodarkę. A trzeba przyznać, iż po lekturze sprawozdań z kontroli Inspekcji Handlowej skóra na głowie się jeży i aż strach podjeżdżać do stacji. Dlaczego? Ano dlatego, że “chrzciny” chyba odbywają się na okrągło i dokonywane są na wszelkie możliwe sposoby. Powiem szczerze, ze nie wierzyłbym tym danym, tak są zastraszające, gdyby nie opowieści znajomych, a nawet własne doświadczenia. Do ropy i benzyny wlewa się podobno i wodę, i rozpuszczalniki, i surówkę spirytusową, i farby oraz lakiery. Słowem wszystko, co da się wymieszać i być może spalić. Im ktoś ma starszy samochód, tym mniej ryzykuje podjeżdżając do stacji, im samochód nowszy, a silnik bardziej wymagający, tym ryzyko rośnie. Sam się przekonałem o tym w roku ubiegłym tankując do pełna na pewnej stacji na odcinku między Piłą a Chodzieżą. Ujechałem po tankowaniu kilkadziesiąt metrów, a potem straciłem dwa dni na naprawę samochodu (i pieniądze). Wiele innych przypadków oraz raport Inspekcji Handlowej oraz dane Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów skłoniły mnie do wystąpienia do premiera Leszka Millera z postulatem pilnego zajęcia się tym procederem. Jakie będą efekty zobaczymy. W każdym bądź razie trzeba “chrzcicieli” oraz tych co kupują paliwa z nielegalnych źródeł zdecydowanie wziąć pod lupę. Nieuczciwość, o której mowa, musi się kończyć karami.
Adam szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej