W 966 roku nastąpił chrzest Polski, a po nim Mieszko I stał się równym wielu innym władcom chrześcijańskim. Razem z nim i nasz kraj. Akt ten podniósł bowiem znaczenie Polski na arenie międzynarodowej oraz przyczynił się do rozwoju kulturalnego i gospodarczego. Tego już nie kwestionuje dzisiaj nikt. Wyznawanie tej samej religii wzmocniło jedność i identyfikację ludów nowego przecież jeszcze państwa i zapewniło mu należne miejsce w gronie krajów europejskich o kulturze śródziemnomorskiej oraz religii chrześcijańskiej. To znowu otworzyło nas na wymianę gospodarczą i naukową. Coraz licznej przybywali na ziemie Polan, Opolan, Ślężan, Wiślan, czy Pomorzan kupcy oraz duchowni. Ci ostatni uczyli ludność i służyli władcom swoimi umiejętnościami. A trzeba pamiętać, że w tamtych czasach niewielu potrafiło czytać i pisać. Przybysze znali także język łaciński, którym posługiwano się w kręgach ludzi uczonych oraz w stosunkach międzynarodowych. To tak jak dzisiaj już nie można sobie wyobrazić funkcjonowania bez władania językiem angielskim. Rozpoczął się bum, drewniane miasta zamieniano na kamienne. Budowano pierwsze budowle – kościoły, potem zamki, pałace i dwory. Przy kościołach i klasztorach tworzono pierwsze szkoły i już krok nas dzielił od naszego pierwszego uniwersytetu. Zaczęliśmy gonić świat.
Tak, ten religijny i cywilizacyjny akt nie tylko spowodował, że z państwa pogańskiego staliśmy się państwem chrześcijańskim, ale miał też on niebagatelne znaczenie także dla rozwoju naszej nauki, kultury, sztuki a w konsekwencji i gospodarki. Niewątpliwie jest w tym tłumaczeniu wiele racji i ileż analogii do czasów obecnych…
Akt chrztu był na pewno jednym z najpoważniejszych aktów w ostatnim tysiącleciu naszej historii i determinantem większości zmian, które nas dotykały przez minione wieki. Dzisiaj, często do tamtego wydarzenia odwołują się komentatorzy obecnej naszej historii. Szczyt Unii w Kopenhadze określają wydarzeniem roku i porównują z tamtym aktem oraz wizytą cesarza Ottona III w Gnieźnie w roku 1000. Muszę powiedzieć, że i dla mnie ten szczyt i zakończenie naszych negocjacji w sprawie integracji ze Wspólnotą Europejską ma podobne znaczenie. Ponad tysiąc lat temu Polska przyjęła chrzest i związała się ze światem zachodu. To nie był tylko wybór – jak niektórzy twierdzą – przyjąć chrzest od Niemców, czy od Czechów i koniec. Można było w ogóle nie przyjmować chrztu i wybrać przyszłość pogańską. Korzyści jednak tamtego wyboru można zweryfikować dzisiaj i trudno je przecenić.
Teraz jesteśmy w podobnej sytuacji, choć niektórzy twierdzą, pewnie jak kiedyś, te tysiąc lat temu, że nie mamy wyjścia, że musimy “wejść do Europy”. To nie prawda, że nie mamy wyboru, że musimy iść do Unii Europejskiej. Mamy alternatywę. Zwykle jest jakieś inne wyjście. Tym razem również jest. Zamiast ponownie wiązać się na lata, dziesiątki lat, a może i wieki z krajami Zachodu, możemy wybrać samotną przyszłość albo związek z krajami Wschodu. Możemy wybrać, zamiast i owszem trudnej ale na pewno dobrej przyszłości w powiązaniu z krajami Unii Europejskiej, osamotnienie ekonomiczne i gospodarcze, bądź związanie się z takimi krajami, jak na przykład Białoruś. Możemy po prostu wybrać bycie razem z bogatymi albo z biednymi. Z rozwiniętymi albo zacofanymi. W referendum powiemy, czego chcemy i zaręczam, że mamy wybór. Proszę tylko, aby wszyscy pamiętali, że to będzie bardziej wybór dla naszych dzieci i wnuków, niż dla nas samych. Nie bądźmy więc egoistami i dajmy szansę nowym pokoleniom, tak jak Mieszko I dał szansę swoim dzieciom i wnukom, dał szansę całym następnym pokoleniom ludów zamieszkujących nasz kraj.
Adam St. Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej