Krwiopijcy. Wyzyskiwacze. Badylarze, Prywaciarze… Jak dobrze znamy te i inne epitety, epitety mrocznej przeszłości peerelu. Dzisiaj, po piętnastu latach zmian ustrojowych i gospodarczych duchy przeszłości, jak się często okazuje, nadal niestety nas straszą.
W minionym tygodniu Sejm odrzucił dwa projekty, tak zwanych ustaw okołobudżetowych, w tym zdecydowanie nierozsądną propozycję podwyżki składek na ubezpieczania społeczne przedsiębiorców. Skutkiem tego zabrakło w budżecie ponad miliard złotych wirtualnych pieniędzy, bo nieistniejących w rzeczywistości, a brak ten musi uzupełnić rząd. I na jaki pomysł wpadł minister finansów. Ano, na najprostszy – podnieść podatki! Pomysł sam w sobie nie musiałoby dziwić. Można być jemu przeciwnym, ale nie koniecznie trzeba być zdziwionym. Bo czyż jest czymś nowym fakt, że gdy rząd potrzebuje pieniędzy, to zagląda do kieszeni obywateli? Nie. Znamy wszak słynne już hasło „Rząd sam się wyżywi”. Jeśli wyżywić się natomiast nie może, to zawsze sięgnie do naszej kieszeni. Mnie natomiast zbulwersowała forma tego złego i nie potrzebnego pomysłu. Mianowicie minister raczył zakomunikować, że albo przedsiębiorcy zapłacą wyższe (nawet o 300%!!!) Składki na ZUS albo on podniesie akcyzę, na przykład na paliwa, bo on i tak musi zabrać obywatelom ten jeden miliard złotych. Czyli, albo nieliczni zapłacą za wszystkich, albo wszyscy zapłacą za nielicznych. No, czegoś takiego przyznać muszę, długo już nie słyszałem. |Ba, sądziłem nawet, że metody takiej retoryki są już tylko znane podręcznikom o zamierzchłych czasach imperializmu, czy ustroju rządów autorytarnych. „Dziel i rządź” – oto bowiem była doktryna władców czasów przeszłych. Podzielić ludzi, podzielić naród, a potem rządzić rozbitymi grupkami. Tu mamy do czynienia z próbą skorzystania z tego znanego mechanizmu. Z próbą skłócenia obywateli, poróżnienia. Albo źli przedsiębiorcy zapłacą podwyższony ZUS, albo wszyscy dobrzy obywatele zapłacą go za złych przedsiębiorców w postaci podwyższonej akcyzy. Znów, jak kiedyś, ktoś stara się antagonizować tych, co pracę dają z tymi, co z pracy żyją. Znów ktoś chce dzielić naród na lepszych i gorszych obywateli, znów, jak kiedyś, to większość szczuje się przeciwko mniejszości. I jeśli nawet jest to niezamierzony efekt zbitki propozycji, to jednak taki efekt jest faktem. Faktem jest także i to, że w polityce nie wolno rzucać słów na wiatr, bo mogą się wrócić bumerangiem ze zwielokrotnioną siłą i szkodą, także i dla tych, co je wypowiadają.
Adam Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej