Ludzie polskiej polityki dzielą się obecnie, w uproszczeniu, na dwie grupy. Pierwszą jest ta, których przedstawiciele chcą poprawiać rzeczywistość poprzez poszerzanie wolności obywateli, w tym przedsiębiorców. Wolność wyboru i działania wytwarza bowiem konkurencję będącą najlepszym motorem rozwoju. Najlepiej świadczą o tym przykłady tych krajów, do których najliczniej dzisiaj emigrują niestety nasi rodacy. Tam jest praca i dobrobyt! I starcza go nie tylko dla Brytyjczyków, Irlandczyków, czy Amerykanów. To jest „szkoła” liberalnego podejścia do gospodarki i potrzeb przedsiębiorców. Priorytetem jest wolność i własność prywatna. Rola państwa ogranicza się do kontroli i oddziaływania regulacyjnego.
Drugą grupę tworzą ludzie wierzący w nieomylność władzy, władzy jednej, silnej i centralnej. To są ludzie, którzy ślepo wierzą w system gospodarczy utrzymany w ryzach zakazów, nakazów i kar! Według tej „szkoły” własność państwowa jest priorytetową, a oddziaływanie na rzeczywistość realizowane jest nie z punktu widzenia państwowego regulatora, lecz państwowego właściciela. Wszystko, co prywatne jest podejrzane. Tę grupę polityków tworzą przedstawiciele obecnego układu władzy w Polsce. Pewnie dlatego ciągle dowiadujemy się o kolejnych pomysłach na zwiększanie sankcji i kar dla pracodawców, by polepszyć sytuację pracobiorców. Jest to ślepa uliczka. Na jej końcu jest przerost biurokracji, wynaturzenie kosztów, strach o przyszłość i wzrost szarej strefy. Wszystko kończy się z czasem zwiększeniem bezrobocia i zmniejszeniem rozwoju.
Pozostaje pytanie, jak długo polskie społeczeństwo będzie tolerowało zachowania władzy, która zamiast pomagać – szkodzi, która zamiast budować – rujnuje. Na naszych oczach dzieją się rzeczy, które powielają zamierzchłe czasy PRL-u, kiedy to była tylko jedna i właściwa droga wskazana przez jedyną partię. Nic tak nie demoralizuje społeczeństwa, jak brak pracy, niska płaca, brak środków na utrzymanie rodziny… Jednak gwarantem zmian nie jest wbrew pozorom rząd, ale właśnie przedsiębiorcy, którzy skutecznie doprowadzają do powstawania nowych miejsc pracy i rozwoju gospodarczego. Potrzeba tylko dobrego prawa, niskich podatków i wolności gospodarczej. Przykład państwa i gospodarki centralnie sterowanej odczuliśmy już dość dotkliwie. Tylko ktoś myślący nieracjonalnie może zatęsknić za tamtymi czasami. Lecz jeżeli koalicyjne partie rządzące pójdą w kierunku centralnej kontroli i ograniczania swobody przedsiębiorców możemy niechlubnie powtórzyć czasy owej drugiej szkoły. Skuteczne przeciwstawienie się temu wszystkiemu, co może pogorszyć sytuację w Polsce i być powodem emigracji kolejnych milionów Polaków leży w interesie nasz wszystkich – zarówno pracowników jak i pracodawców. Każdy głos w obronie wspólnych interesów może otworzyć oczy ludziom, w rękach których leży dzisiaj codzienny los naszej Ojczyzny.
Adam Szejnfeld