Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Emeryci i studenci

Redaktor admin on 20 Wrzesień, 2003 dostępny w Felietony, Felietony Archiwum. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Jak się żyje emerytom wiedzą wszyscy, wszyscy ci, którzy na przykład choć raz mieli przed sobą, stojąc w kolejce w aptece, rencistę, czy emeryta. Nie jest im łatwo. Nigdy zresztą nie było. Ale zawsze, gdy mogę się spotkać z naszymi seniorami, to atmosfera ich spotkań i zabaw zadziwia mnie i dodaje ducha. Smagani problemami codziennego życia potrafią wspaniale, nie tylko bawić się między sobą, lecz przede wszystkim emanować na wszystkich siłą, radością i odwagą. Czy ich następcy za lat kilkadziesiąt będą potrafili tak samo? Nie wiem. Teraz, po reformie emerytalnej mają z pewnością nadzieję, a podzielam ją i ja, że nawet jeśli w czasie swojej własnej złotej jesieni nie będą potrafili więcej, to chociaż – za więcej. No i że oczywiście na swoją „pogodną jesień” zechcą poczekać, nie biorąc przykładu z tych, którzy być może chcieli ją mieć już wiosną swojego życia zawodowego …
Ilu ich jednak będzie w stolicy, na przykład czarnkowsko-trzcianeckiego powiatu, i jego gminach za 30, 40 lat? Obecne perspektywy nie są w tym względzie „optymistyczne”. Tajemnicą poliszynela jest, że mało kto z tych absolwentów, np. czarnkowskich czy trzcianeckich szkół średnich, zwłaszcza tych którzy mają aspiracje licencjackie i magisterskie wiąże swoje plany zawodowe z pozostaniem w rodzinnym mieście, lub bardziej precyzyjnie – z powrotem po studniach do domu rodzinnego.
Uciekają. Nie widzą, nie chcą widzieć, czy nie mają dane zobaczyć tu dla siebie miejsca? Dlaczego? Odpowiedź oczywiście jest prosta, a jest nią lokalny rynek pracy. Czy i jak można to zmienić? Pytają mnie o to często zarówno samorządowcy jak i mieszkańcy naszych miast i miasteczek oraz wsi. Myślę niestety, że tak postawione pytanie z góry może zakładać pewną syzyfowość podejmowanych starań, brak wiary we własne możliwości. To nie ja, to kolega… To nie gmina, to powiat … Skąd my to znamy? Niestety, nic bardziej mylnego.
Mimo wielu niedoskonałości niezależnych od gmin czy powiatów, to jednak już z obecnymi kompetencjami i możliwościami to przede wszystkim władze lokalne każdego szczebla są zobowiązane do tego, aby nie szukać odpowiedzi, bo na to jest czas podczas budowania rzetelnych przedwyborczych programów i składanych deklaracji, nie znajdować rozwiązań, bo na to jest czas tuż po objęciu funkcji i stanowisk, lecz skutecznie realizować olbrzymi mandat zaufania, jaki otrzymali od swoich sąsiadów, znajomych i przyjaciół. Oby pod tym względem było w polskich samorządowcach wystarczająco determinacji. Przeciętny absolwent szkoły średniej, student, czy bezrobotny ma do tzw. kompetencyjności odpowiednich organów samorządowych stosunek, nazwijmy to delikatnie, beznamiętny. Nie interesuje go kto ile może, wójt, burmistrz, czy starosta, słusznie wie bowiem – że przede wszystkim ten „ktoś” powinien…
Bez wątpienia istnieje ścisły związek pomiędzy rozwojem lokalnego rynku pracy, a udziałem w nich młodych, dobrze wykształconych ludzi. Niech studiują na wyższych uczelniach w Poznaniu, Szczecinie, Pile, ale niech wracają, i niech mają gdzie wrócić. Z pewnością duże starania w tym względzie naszych lokalnych włodarzy są widoczne, często o tym czytamy. Czy jednak nie tylko widzą, ale i realnie odczuwają to przede wszystkim ci, których problem dotyczy – uczniowie i studenci?
Nie ukrywam, że w swojej poselskiej pracy staram się mieć to ciągle na uwadze. Po to organizuję liczne spotkania z maturzystami, uczniami ostatnich klas szkół zawodowych i ogólnokształcących. Zawsze, gdy tylko tego potrzebują staram się znaleźć dla nich czas. Mam satysfakcję, gdy mówią o tym że chcą tu mieszkać. Często mam również obawy, czy robimy wszystko na tyle skutecznie, aby im na to pozwolić. Nie, wcale nie oczekują wiele. Zwłaszcza ci urodzeni po 1981 roku doskonale wiedzą, że gospodarka rynkowa tak w skali makro jak i mikrolokalnej niesie ze sobą wiele przywilejów, daje narzędzia, możliwości. Uczą się języków, komputer to dla wielu z nich już nie rozrywka, ale narzędzie pracy. Chcą to wykorzystać. Rozumiem jednak także ich obawy. Często są uzasadnione.
Cieszy mnie duża i niezwykle dziś pożądana elastyczność kierunków kształcenia i programów nauczania realizowana w praktycznie wszystkich szkołach średnich. Kształt ich funkcjonowania dyktowany jest większą niż kiedykolwiek odpowiedzialnością dyrektorów i nauczycieli za swoich uczniów, ich umiejętności tak teoretyczne, jak i praktyczne. Czarnków albo Trzcianka nie są tu wyjątkiem. Niby nie ma się czym chwalić, a jednak. Nie pozostaliśmy na szczęście w tyle, choćby za Śląskiem, gdzie nadal rocznie „produkuje się” więcej górników i hutników, niż nakazywałaby to najmniejsza choćby logika.
Na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat doskonale można dostrzec gołym okiem, jak słusznie uważana za bezcelową kontynuacja zawodów mało perspektywicznych, zastępowana jest tymi, w których później po prostu łatwiej o pracę. Cóż, znak czasu. Nikt i nic nie jest już w stanie odwrócić pojawiających się od dawna trendów. Wiedzą o tym młodzi, wiedzą władze i lokalni pracodawcy. Nie zawsze jednak ta wiedza jest wykorzystywana, zwłaszcza przez decydentów.

Adam St. Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)