To były emocje godne dobrego thrillera – gra pełna napięcia, niebezpiecznie przedłużające się negocjacje i setki miliardów euro w tle. Z jednej strony kanclerz Angela Merkel i Nicolas Sarkozy, reprezentujący państwa eurolandu, z drugiej strony Charles Dallara – przedstawiciel banków będących wierzycielami Grecji. Obie strony niemalże do ostatniej chwili stawiały na swoim. Państwa strefy euro domagały się, by banki anulowały część greckiego długu, a banki upierały się, by spłacić je pieniędzmi podatników. Pomimo, iż tej środowej nocy decydował się los Europy i świata, to istniała groźba, że porozumienia nie będzie. Dopiero o 3.30 rano, po wielu godzinach rozmów, obydwie strony doszły do kompromisu.
Negocjacje z sektorem bankowym w kwestii redukcji długu Grecji były ostatnim dużym elementem pakietu antykryzysowego negocjowanego w ostatnich dniach przez strefę euro. Banki anulują około 100 miliardów greckiego długu, co na pewien czas powinno uspokoić rynki. Wzmocniony będzie również Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej (EFSF). Kluczowe europejskie banki zostaną dokapitalizowane kwotą 106,4 miliardów euro.
To jednak nie koniec emocji. Mimo, że celem zeszłotygodniowego szczytu w Brukseli było wypracowanie „całościowego planu antykryzysowego”, to Europa kupiła sobie zaledwie trochę czasu. Wszystkie spojrzenia przenoszą się teraz z Grecji na Włochy, które od pewnego czasu również borykają się z kłopotami finansowymi. Jeśli włoska gospodarka nie wytrzyma uderzenia nowej fali kryzysu, sytuacja będzie o wiele poważniejsza niż w przypadku Grecji. Załamanie we Włoszech poczułaby cała Europa.
Historia Unii Europejskiej to historia radzenia sobie z kolejnymi kryzysami – politycznymi, ekonomicznymi czy organizacyjnymi. Dotychczas z każdego z nich wychodziła obronną ręką, wzmocniona o nowe doświadczenia. Czy tak będzie i tym razem? Nikt chyba nie bierze pod uwagę innego scenariusza – wiązałby się on z wręcz katastrofalnymi następstwami. Unijni politycy muszą wypracować rozwiązania, które trwale położą tamę niepowstrzymanemu zadłużaniu się państw i oddalą groźbę powtórki obecnych zawirowań. Tylko tak można stworzyć podwaliny pod prawdziwie konkurencyjną i silną gospodarkę.
W dobie gospodarki globalnej nie możemy czuć się bezpiecznie tylko dlatego, że grecka gospodarka płonie tysiące kilometrów stąd. Ten kryzys nie ma obywatelstwa i nie uznaje żadnych granic. Jeśli coś zostanie zrobione nie tak, to skutki nowej fali spowolnienia gospodarczego mogą poczuć nawet tacy prymusi jak Polska. Pierwszy krok w stronę powrotu na ścieżkę wzrostu został wykonany, ale przed nami jeszcze długa droga.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP