- Marto, moja starsza córka Basia dostała pracę w Włochach! Jako asystentka głównej księgowej!
- O, to wspaniała wiadomość. Gratuluję!- odpowiada Marta i szybko przekazuje tę informację dalej.
- Zbyszku, słyszałam od Agnieszki, że córka Marty dostała pracę w jakiejś firmie we Włoszech. Jest księgową.
- O, na prawdę? To ciekawe, bo ja słyszałem od Grześka, że dziewczyna siedzi na bezrobociu gdzieś we Francji, ale O.K. może to jednak we Włoszech!
Ach, lubimy plotkować, to leży w naszej naturze. Ktoś coś usłyszy, później powie dalej, nie zawsze to, co usłyszał, ale to, co zrozumiał. Tak „zmodyfikowana” informacja typu „fakt autentyczny” trafia do klejonej osoby, a ta znów coś przeinaczy, co i tak w międzyczasie zostało kilka razy zmienione… Wszyscy doskonale znamy takie sytuacje nawet z własnego życia. Ot, taki klasyczny „głuchy telefon”, niczym gra, która cieszyła się popularnością wśród dzieci bawiących się na podwórkach przed nadejściem ery komputerów i Internetu.
Szczególnie ten ostatni sprawił, że dzisiaj mamy niemalże nieograniczony dostęp do informacji, które zalewają nas ze wszystkich stron. Niestety, nikt nie ma czasu, a często po prostu możliwości, żeby każdą usłyszaną nowinę skrupulatnie sprawdzać. Co gorsze, nie robią tego nawet Ci, którzy są do tego powołani, czyli media, wydawcy, dziennikarze…. Wiadomość ma być prosta i szybka, łatwa do zrozumienia i najlepiej niezbyt długa, żeby można było ją bez problemu podać dalej, np., jako SMS, wpis na Tweeterze, czy komentarz na Facebooku. Informacja powinna być także „smakowita”, „soczysta”. Najlepsza jest afera, nieźle sprzedaje się sensacja oraz nadal oczywiście skandal, ale w końcu bardzo dobra jest też jakaś katastrofa. W modzie są też błędy językowe, pomyłki i gafy. Jeśli ich nie ma, to się je… tworzy.
Wszyscy pamiętamy słynną „grubą kreskę”, stwierdzenie, które użył premier Tadeusz Mazowiecki, a które, fałszywie zinterpretowane, żyło potem już swoim życiem przez następne ćwierćwiecze. Młodsi mogą mieć z tym przykładem problem, ale zapewne pamiętają coś nowszego: “Sorry, taki mamy klimat”. Niby nic aż tak ciekawego, po prostu typowy skrót myślowy, który zresztą zawsze funkcjonuje w kontekście dłuższej, albo i nawet całej wypowiedzi. Tyle tylko, że to właśnie te 4 wyrazy, czyli zaledwie 20 liter, zostało uznane swego czasu za sedno przekazu minister Elżbiety Bieńkowskiej i rozpowszechnione w mgnieniu oka wszędzie, gdzie tylko było możliwe. Tysiące komentarzy, wpisów, memów, satyrycznych rysunków… Oczywiście, do całej wypowiedzi i sensu tego jednego stwierdzenia w szerszym kontekście prowadzonej rozmowy nikt już później nie wracał… No, bo i po co? Ma być szybko, łatwo i emocjonalnie! Nikt przecież nie będzie szperać po archiwach, żeby męczyć się i odsłuchiwać to, co ktoś naprawdę powiedział oprócz tych czterech wyrazów, i co faktycznie miało to znaczyć.
W mediach społecznościowych nie ma świętych krów. W ciągu kilku chwil każdy może stać się ich „gwiazdą”. Nie tak dawno przytrafiło się to nawet papieżowi Franciszkowi, który przez wielu chwalony jest przecież za to, że potrafi być blisko ludzi, że mówi prostym językiem i że stara się być mniej ważnym, niż rzeczywiście jest. Dzięki temu chyba na prawdę trafia do wiernych. Kiedy jednak pewnego razu wyjaśniał, co Kościół katolicki rozumie pod pojęciem odpowiedzialnego rodzicielstwa, czyli posiadania takiej liczby dzieci, której jest się w stanie zapewnić byt, użył dość interesującego porównania, które natychmiast zostało rozpowszechnione w sieci. Otóż podkreślił różnicę między światem ludzi a światem królików… Oczywiście na nic się zdały tłumaczenia, że nie o te sympatyczne zwierzątka w tym wszystkim chodziło. W wirtualnym świecie papieskie króliki zaczęły już samodzielnie skakać po internetowej łączce, czy to się Ojcu Świętemu podobało, czy nie!
Gorzej jednak, jeśli w sieci pojawi się nieprawdziwa informacja, która lotem błyskawicy obiegnie kolejne strony i serwisy. Tak właśnie stało się w przypadku znanej aktorki, zmagającej się chorobą nowotworową, którą portale internetowe uśmierciły już za jej życia. Informacja przekazywana przez kolejne osoby – zarówno celebrytów, jak i osoby prywatne – w mgnieniu oka dosłownie rozlała się po Internecie. Dementowanie nieprawdziwych doniesień zabrało oczywiście mnóstwo czasu i w końcu jakoś się powiodło, ale szkód, które wyrządzono aktorce i jej bliskim nie da się przecież zrekompensować jednym sprostowaniem… (po tych przeżyciach, nie będę dołączał do sieci „wampirów” i nie przypomnę nazwiska aktorki).
Kilka dni temu sam też przekonałem się, jak działa wirtualny głuchy telefon. Podczas debaty między panią premier Ewą Kopacz i panią Beatą Szydło dodałem wpis na jednym z portali społecznościowych o treści: “Rany, jestem pod wrażeniem. Ewa ma dzisiaj w sobie energię! niemalże jądrową! ;-)”. Na to jeden z internautów, jak sądzę sympatyk pani Beaty Szydło, żartobliwie odpisał “Panie Pośle, Pan ogląda Ewę Chodakowską, Ewa Kopacz jest na innym kanale”. Ot, zwykły żart, sympatyczny. Roześmiałem się, gdy przeczytałem wpis, lubię bowiem ludzi z poczuciem humoru. Proszę sobie jednak wyobrazić moje zdziwienie, kiedy dzień później na jednym z portali zauważyłem artykuł zatytułowany: “Szejnfeld pomylił Ewę Kopacz z Ewą Chodakowską? Zaskakujący tweet posła PO”. No cóż pomyślałem… Pewnie redaktorzy uznali, że jeśli komuś mignie właśnie taki tytuł przed oczami, to łatwiej będzie im zwrócić uwagę potencjalnych czytelników i zachęcić do kliknięcia na link prowadzący do artykułu (a tym samym pewnie i do reklam, co oznacza „kasa, Misiu, kasa” i o to w tym wszystkim chodzi!). Ot, taki zabieg socjotechniczny, na szczęście mało szkodliwy, bo w tekście było już jasno napisane, co było oryginalnym wpisem, a co tylko żartobliwą na niego odpowiedzią. A jednak nie. W sieci natychmiast zawrzało. Pojawiły się setki wpisów o… „pomyłce Szejnfelda!”. Ręce opadają i nie dlatego, że działa „głuchy telefon”, nie dlatego, że jego informacja jest często po prostu dezinformacją. Najgorsze jest niestety to, że ta (dez)informacja zaczyna rządzić umysłami, wpływać na oceny, kreować opinie i w końcu…. niekiedy staje się także podstawą podejmowania przez ludzi w Polsce nawet najważniejszych decyzji!
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego