„Narodowy Plan Rozwoju na lata 2007-2013”. Trzeba przyznać, że w dzisiejszych czasach nazwa taka brzmi zdumiewająco, zwłaszcza dla tych, co pamiętają słynne pięciolatki w Peerelu. Po pierwsze znów mamy coś planować. Po drugie mamy dopiero początek 2005 roku, a już mamy coś projektować na okres, który zacznie się dopiero za dwa lata… Każdy pewnie się zastanawia, o co chodzi. Należy jednak wszystkich zaniepokojonych pamięcią o planowanej gospodarce, która z trudem rzucała do sklepów ocet i musztardę, a resztę jedynie na kartki, że nie ma się czego obawiać. Poza nazwą na szczęście niewiele łączy projekt Narodowego Planu Rozwoju z czasami sprzed 1989 roku. Projekt programu, który rząd przyjął przed paroma tygodniami jest po prostu planem wykorzystania 74 miliardów euro, które mają trafić do nas z funduszy unijnych, a w Unii planować trzeba. Najlepiej z dużym wyprzedzeniem. Nikt z nas nie chciałby przecież, by te pieniądze zamiast na polskie drogi, oczyszczalnie ścieków, czy jakiekolwiek inne potrzebne cele wróciły niewykorzystane do unijnej kasy. By tak się nie stało do końca bieżącego roku należy przyjąć ostateczną wersję wspomnianego programu. Innymi słowy, o losach obecnego projektu autorstwa zadecyduje partia, która w tym roku wygra wybory. Póki co, rząd prowadzi konsultacje z szefami związków zawodowych, przedsiębiorcami, a także z niektórymi pozarządowymi organizacjami. Będą one trwały do maja tego roku. Trzeba, to uznać za pozytywną próbę dialogu obywatelskiego, lecz niewystarczającą. Dlaczego? Bo nie ten rząd i nie te partie rządzące będą ten plan realizowały. Żeby więc prace nad tym ważnym dokumentem były optymalne, wydaje się, że konieczne są również konsultacje ponad partyjne, ponad podziałami politycznymi. Jest to ważne także i dlatego, że sam rząd nie wie, jaki będzie efekt końcowy rozpoczętych prac. Wicepremier Jerzy Hausner w swoim projekcie widzi bowiem nie tylko „grafik” wykorzystania pieniędzy z Unii Europejskiej, ale też drogowskaz rozwoju dla całego kraju. Dlatego tak ważne i perspektywiczne cele winny mieć charakter ponad czasowy i ponad partyjny. W Planie mają być ujęte między innymi koncepcje wzmocnienia władzy samorządowej, zmniejszenia bezrobocia, utrzymania wzrostu gospodarczego. Ma on traktować również o planach decentralizacji systemu finansów publicznych. Słowem, będzie zawierał odpowiedź nie tylko na co przeznaczymy fundusze, ale i które organy będą się tym zajmować. Z informacji, jakie otrzymujemy wynika, że będzie on miał więcej w istocie do rozdysponowania środków, niż wspomniane wcześniej 74 miliardy euro. Premier Marek Belka oznajmił, że w latach 2007-2013 ma się wykorzystać 500 mld złotych ze wszystkich funduszy krajowych i unijnych razem wziętych. Jest to więc próba rozszerzenia zakresu zadań, jakie stawia się przed NPR. Poprzedni – nadal obowiązujący – bowiem, obejmujący co prawda tylko lata 2004-2006 nie stawiał przed sobą tak ambitnych zadań. Co z tego wyniknie? Zobaczymy. W każdym razie ostateczne rozwiązanie tej kwestii spoczywać będzie, jak już była mowa, na barkach partii, które wygrają tegoroczne wybory. Będzie to „tylko” jeszcze jedna sprawa, którą będzie trzeba dobrze zrobić. Natomiast, kto się tym zadaniem zajmie już zależeć będzie od wyborców, od Państwa.
Adam Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej
http://szejnfeld.sejm.pl