Nic, nigdzie nie znaleźli. Przeryli mi kuchnię, łazienkę, bibliotekę, wszystkie pokoje… I nic. Esbek w cywilu skierował się więc do sypialni. Wtedy zamarłem, ale już po chwili wyluzowałem się. Kiedyś przecież musiało się tak skończyć. Prędzej czy później musiałem wpaść z gazetami, książkami, kasą… Liczyłem się z tym. Trudno. Jedno było pewne, nie zamierzałem się tłumaczyć!
Reszta kończyła rewizję w pozostałych pomieszczeniach. Ktoś poszedł jeszcze do piwnicy. Ja byłem w sypialni razem z nim. Przeszukał półki, szafy, szuflady. Wyrzucał rzeczy prosto na podłogę. Prawie rozwalił mi biurko. Było bowiem zamknięte na klucz. Poradził sobie jednak. Potem zabrał się za łóżko. Zacząłem trudniej oddychać. Parę kropli potu spłynęło mi po czole. Nie wiem, dlaczego, ale poczułem się słabo. Zauważył to. Czuł, że trafił. Patrząc na mnie, powoli uniósł materac. Potem rzucił okiem na odkryte deski łóżka. Poprzez szczeliny zobaczył książki, dużo książek. Całe sterty były ułożone na podłodze pod niskim, drewnianym, przedwojennym łóżkiem. Gdy do pokoju wszedł drugi esbek oparłem się o ścianę, by nie stracić równowagi. To był bowiem mój koniec.
- I jak? Jest coś? – zapytał wchodzący.
Robiący kipisz w mojej sypialni spokojnie odłożył materac na swoje miejsce. Tym samym przykrył dopiero co odkrytą tajemnicę…
- Nie. Tu też nic nie ma. – odparł i dodał stanowczo – Idziemy! – zatrzymując kolegę w połowie sypialni.
– Nie ma co marnować czasu – rzucił do niego i stojących na korytarzu milicjantów.
Wyszli.
Nie mogłem ochłonąć ze zdumienia. Bez skutku polowali na mnie tyle lat, a teraz kiedy mieli mnie już na widelcu, esbek okłamuje drugiego oraz milicjantów ratując mi „życie”! Jasna cholera! To tam też są porządni ludzie?…
„Ochraniałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego”, „Wyuczyłem zawodu ponad 10 tys. polskich policjantów”, „Zabezpieczałem wszystkie wizyty Jana Pawła II”. „Gasiłem pożary…”. „Strzegłem granic…”. „Ścigałem morderców i złodziei…”. „Pracowałem nad stworzeniem systemu PESEL”. „Podbijałam tylko pieczątki na aktach i odbierałam telefony…”.
Te gorzkie słowa wypowiadają dzisiaj ci, których ma wkrótce dosięgnąć PiS-owska „sprawiedliwość”, czyli tzw. ustawa dezubekizacyjna. Wymierzona jest niby w byłych funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa państwa, ale „kłaść pokotem” będzie także ludzi uczciwych, wcześniej zweryfikowanych czy pracujących w poprzednim systemie tylko jeden dzień.
„Przywileje emerytalne związane z pracą w aparacie bezpieczeństwa PRL nie zasługują na ochronę prawną przede wszystkim ze względu na powszechne poczucie naruszenia w tym zakresie zasady sprawiedliwości społecznej” – czytamy w projekcie. Tak! Służba Bezpieczeństwa była narzędziem represji wobec polskich obywateli przez lata. Tak! Wiele osób w wyniku podejmowanych przez SB działań straciło pracę, dobre imię, a niekiedy również zdrowie i życie. Tak! Oprawców należy ścigać z bezwzględną surowością, bo ci, którzy zadawali cierpienie innym, nie mogą zostać bezkarni.
Tak, to wszystko prawda, ale każdy, kto ma w sobie choć odrobinę przyzwoitości, musi dzisiaj powiedzieć głośne „nie” wprowadzaniu, jeszcze w wolnej i demokratycznej Polsce, odpowiedzialności zbiorowej! Człowiek człowiekowi nie jest równy i czyny czynom nie są równe. Prawo i Sprawiedliwość wydało natomiast wyrok na każdego funkcjonariusza PRL, bez względu na jego funkcję, stanowisko i osobistą odpowiedzialność.
Ustawa dotknie więc nie tylko gorliwych wykonawców rozkazów reżimu, ale i tych, co starali się być porządnymi. Dotknie nie tylko ubeków i esbeków, ale też strażaków, czy prostych pracowników administracji wewnętrznej ówczesnego państwa. Często ich jedyną „zbrodnią” był fakt zatrudnienia tam, a nie gdzie indziej. Ale przecież PRL trwał kilkadziesiąt lat i ludzie musieli gdzieś pracować. Jedni w fabryce, inni w urzędzie, jeszcze inni w milicji. Ważne powinno być więc nie to, gdzie pracowali, ale jacy byli! PiS-u to jednak nie interesuje. Dzisiaj wszyscy są stawiani na równi ze zbrodniarzami czasów komunistycznego reżimu. Ale… czy rzeczywiście wszyscy?!
Zadziwiająca jest bowiem niekonsekwencja, z jaką PiS przeprowadza swoją emerytalną „dezubekizację”. Kara w postaci obniżenia świadczeń ma dotknąć jedynie niektórych funkcjonariuszy, często tylko wykonawców rozkazów. Nie ma natomiast dosięgnąć tych, którzy konstruowali państwo represji antyobywatelskiej. A co z prawdziwymi inżynierami propagandy i systemu przemocy? Co z działaczami partyjnego aparatu? Co z prokuratorami wiernymi komunie? Co z sędziami stanu wojennego?… Czy im mają być odpuszczone czyny? A dlaczego? A o co chodzi?… Czy tylko o to, że wielu z nich znów popiera… imperium zła?
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego