W obecnej sytuacji gospodarczej państwa, nie powinniśmy się modlić o nic innego jak o inwestycje. Jak wiadomo, ich poziom z każdym miesiącem maleje. Opinia Rządu wygłaszana w tej sprawie nie nastraja optymizmem. Z raportów przedstawionych przez ministra Jerzego Hausnera wynika jednoznacznie: brakuje inwestycji. Są one podstawową dźwignia rozwoju gospodarki, stymulującą chociażby rynek pracy. Bez inwestycji trudno będzie też o nowe miejsca pracy. Dowiedzieliśmy się zatem oficjalnie z ust jednego i drugiego Premiera, że inwestycji brakuje, oraz, że jest o nie bardzo trudno. Fakt. Analizując wskaźniki makroekonomiczne nie trudno jednak dojść do wniosku, że w chwili obecnej znajdujemy się w możliwie najlepszym momencie na dokonywanie inwestycji. Dlaczego. W maju przyszłego roku, już jako pełno prawny członek Unii Europejskiej będziemy współtworzyć ogromny wewnętrzny rynek. Rynek skupiający obszar gospodarczy dwudziestu pięciu państw. W chwili obecnej koszty pracy w Polsce są oceniane jako konkurencyjne wobec taniej wschodniej siły roboczej. Pozaeuropejscy giganci gospodarczy, chcąc efektywnie wejść na wspólny europejski rynek szukają dogodnej lokalizacji kapitału dla przyszłej ekspansji. Podstawowym warunkiem w walce o miliardowe inwestycje pomiędzy państwami jest odpowiedni klimat polityczno-gospodarczy. W roku ubiegłym, koło nosa przeszły nam dwie największe inwestycje w środkowo-wschodniej Europie. Nowe fabryki koncernów Tayota i PSA (Peugeot – Citroen) powstały na terytorium naszych południowych sąsiadów – Czech i Słowacji. Takie wydarzenie prowokuje do zastanowienia się nad wspomnianym klimatem gospodarczo-politycznym. W przededniu integracji Polski z UE, chwili idealnej dla pozyskania strategicznych inwestycji, Premierzy Leszek Miller i Jerzy Hausner wstrzymują prywatyzację i rozkładają ręce, narzekając, że jest trudno. W czasach młodości panów Premierów wszystko zapewne było łatwiejsze. Sąsiedzi tacy jak Czechy czy Słowacja były bratnimi sprzymierzeńcami. Dzisiaj, w dobie wolnego rynku i konkurencji są największymi rywalami w walce o pieniądze, technologie i miejsca pracy. Upadający koreański gigant „Daewoo”, poza niebezpieczeństwem zamknięcia żerańskiej fabryki pozostawił po sobie coś czego nie dostali pozostali konkurenci – zaufanie do polskiej gospodarki. Koreańskie koncerny takie jak „Daewoo”, chcąc konkurować na europejskim rynku muszą inwestować w Europie. Polska wydaje się być idealnym kandydatem, tym bardziej, że znanym już również i innym wschodnim kapitałom. Należy jednak pamiętać, że nie jesteśmy jedyni. Dla osiągnięcia sukcesu niezbędne jest działanie ze strony państwa. Połączone ministerstwa gospodarki i pracy w jeden „superresort” stały się natomiast ociężałym molochem, realizującym swoje zadania niczym „słoń w składzie porcelany”. Trudno się temu dziwić. Nie od dziś wiadomo, że takie praktyki paraliżują, a nie dynamizują gospodarkę. Aby stanąć w szranki z konkurentami, trzeba być pomyslowym i innowacyjnym, trzeba też posiadać lepszą ofertę, a nią jest bardzo często już coś więcej, niż to, czego niestety nie mamy – dobra infrastruktura, w tym przejezdne drogi.
Trudno jest dzisiaj wyrokować jak potoczą się losy „polskiego pomysłu na inwestycje”. Jedno jest jednak pewne, na stratę kolejnych szans nie możemy sobie pozwolić. Miejmy więc tylko nadzieję, że komuś teren bez drogi dojazdu się jednak spodoba bo premier chyba nie widzi rozwiązania, poza jednym wyjściem – wbiciem w ziemię potężnej tablicy z napisem: „Drogi nie da się teraz zrobić, bo jest ciężko. – Rząd RP”.
Adam St. Szejnfeld
Posel Platformy Obywatelskiej
Adsam.Szejnfeld@sejm.pl
http://szejnfeld.sejm.pl