KEN – niemal każdy z nas kojarzy ten skrót. W wielu miejscowościach znajdują się na przykład ulice, aleje czy skwery noszące imię Komisji Edukacji Narodowej. Instytucja, która została powołana do życia u schyłku I Rzeczpospolitej, była pierwszą w Europie władzą oświatową, odpowiednikiem współczesnego ministerstwa edukacji narodowej. Przygotowywała nowoczesne programy nauczania i dopasowane do nich podręczniki. Kładła nacisk na nauki ścisłe, tworzyła seminaria nauczycielskie przy uniwersytetach, rozwijała edukację społeczeństwa… Pokazuje to, jak innowacyjnie i przyszłościowo Polacy podchodzili do oświaty już w XVIII wieku. Dzisiaj PiS pewnie zlikwidowałby KEN.
Nowoczesny system edukacji oparty o podstawówki, gimnazja i szkoły ponadgimnazjalne, dawał do tej pory młodym ludziom poczucie realizowania uczniowskiej kariery. Uczył także elastyczności i mobilności, co jest tak ważne teraz w dynamicznie zmieniającym się świecie. Zakończenie każdego z trzech etapów edukacji było przypieczętowaniem kilkuletnich starań i wysiłków. Nauka w nowej szkole, często oddalonej o kilka czy kilkanaście kilometrów od miejsca zamieszkania, dawała młodemu człowiekowi nie tylko poczucie nowych możliwości, szczególnie, że gimnazja dysponują bardziej nowoczesnym sprzętem i materiałami dydaktycznymi niż wiejskie podstawówki, ale przede wszystkim awansu społecznego. Skończyłem już podstawówkę, szkołę dla dzieciaków! Teraz jestem gość, chodzę do gimnazjum. Za mną gimnazjum, jestem już dorosły, uczęszczam do szkoły średniej. Planuję swoje życie, nie tylko edukację, idę na studia… Myślę już kim będę w przyszłości! Ten, obecnie jeszcze działający system, wytworzył w ludziach w Polsce właśnie to, co jest nieodzownym elementem zawodowego życia w dzisiejszej Europie i na świcie. Potrzebę awansu, rozwijania się, a nie stagnacji i czekania na to, co przyniesie los. Ten system tworzył nowoczesne społeczeństwo, wspierał rozwój klasy średniej i proces bogacenia się ludzi własnym wysiłkiem, a nie biernym „chciejstwem”! Chował do lamusa „rybę” proponując młodym ludziom w zamian „wędkę”.
Wystarczyło jednak zaledwie kilka miesięcy, aby przewrócić oświatę, wychowanie, a przede wszystkim kształtowanie psychiki młodego człowieka, do góry nogami. Niestety, jeśli nie uda się powstrzymać szaleństwa PiS, już we wrześniu tego roku gimnazja nie przyjmą nowych uczniów, podstawówka będzie znowu ośmioletnia, a liceum – na powrót czteroletnie. Wszystko wróci do czasów PRL-u! Opinie uczniów, rodziców, nauczycieli, samorządów, ekspertów nie mają dla rządu Prawa i Sprawiedliwości żadnego znaczenia. Zamiast wsłuchać się w głos obywateli, o czym partia Jarosława Kaczyńskiego mówiła tak wiele przed wyborami, o wiele łatwiej idzie im wmawiać wszystkim, że gimnazja się nie sprawdziły, poziom edukacji jest niższy niż był wcześniej, a przemoc w szkołach wzrosła. Po prostu Sodoma i Gomora. Jeśli tak, to jakim cudem nasi piętnastolatkowie wypadają tak znakomicie w międzynarodowych badaniach osiągnięć edukacyjnych? Jak to się dzieje, że znajdują się w pierwszej dziesiątce najlepszych uczniów na świecie! A co ważne, wszystkie czołowe miejsca w międzynarodowych rankingach zajmują te kraje, w których tak jak w Polsce, istnieją niższe szkoły średnie, czyli odpowiedniki naszych gimnazjów.
Czy wprowadzane więc zmiany mają na pewno sens merytoryczny, jak deklaruje PiS? A może mamy do czynienia z kolejną manipulacją, w której pod przykrywką koniecznych zmian branżowych przeprowadza się rewolucję o charakterze politycznym z celem ideologicznym? PiS bowiem, tak jak i każda inna władza autorytarna, zdaje sobie sprawę, że najbardziej niebezpieczni są dla niego obywatele wykształceni, a przez to niezależni i nowocześni. To oni bowiem najlepiej rozumieją otaczający ich świat, mają wyższe oczekiwania i buntują się, jeśli nie zostają one spełnione. Pozbawione edukacji oraz uczone w sposób archaiczny jednostki łatwiej kontrolować i spacyfikować. Kto wie więc, czy poprzez zmiany w oświacie Prawo i Sprawiedliwość nie chce zacząć budować nową armię podległych sobie, bezmyślnych obywateli!
Cena, jaką przyjdzie nam wszystkim zapłacić za tę „dobrą zmianę” w polskiej oświacie będzie ogromna. W pierwszej kolejności dziesiątki tysięcy zwolnionych nauczycieli i konieczność wypłacenia im odpraw, puste budynki po gimnazjach, a w najczarniejszym scenariuszu oddanie miliardów euro Unii Europejskiej w ramach kar za niezrealizowanie celów, na które poszły unijne pieniądze. Inwestycje w gimnazja były bowiem w dużej części finansowane z funduszy unijnych, przepisy natomiast mówią jasno, że cele, na które zostały przekazane pieniądze, muszą funkcjonować co najmniej 5 lat po uzyskaniu dotacji.
Na tym oczywiście nie koniec, gdyż trudno już teraz oszacować najważniejsze straty, jakie poniosą Polki i Polacy, których przyszłość jest dzisiaj niszczona. Jeśli bowiem Polska chce liczyć się na innowacyjnej i gospodarczej mapie świata, najważniejsze jest inwestowanie w kapitał ludzki, w oświatę i edukację społeczną. Rozumieli to doskonale Polacy w XVIII wieku. Szkoda, że w XXI wieku nie są w stanie tego zrozumieć politycy Prawa i Sprawiedliwości. Chyba, że rozumieją, ale ważniejsza jest dla nich władza „dzisiaj”, niż interes Polaków „jutro”!
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego