Do takiego wniosku można dojść czytając ostatnie statystyki. Jeśli im wierzyć, stajemy się coraz bardziej majętni. Pod koniec 2006 r. miesięczny dochód, który przypadał na jedną osobę w polskim domostwie, wynosił 835 zł – w ciągu roku nasze dochody realnie, po uwzględnieniu inflacji, wzrosły aż o 8,5 procent – wynika z corocznych badań budżetów gospodarstw domowych przeprowadzonych przez Główny Urząd Statystyczny. W najbardziej znaczący sposób poprawiła się kondycja w gospodarstwach rolniczych – ich realne dochody wzrosły w ciągu roku o ponad 13 proc – twierdzi GUS.
No, tak. To statystyki. To mowa uśrednionych liczb. Pomimo bowiem coraz lepszych statystyk bieda w naszym kraju wciąż ma się dobrze. Ciągle prawie 18 proc. Polaków ma wydatki o ponad połowę niższe od przeciętnej (czyli miesięcznie wydatki na osobę są niższe niż 372 zł). Większość z tych osób stanowią mieszkańcy wsi i małych miasteczek, dla których wzrost gospodarczy nie przyniósł jak na razie owoców. Ale, chociaż polska wieś wciąż cierpi na brak inwestycji i wysokie bezrobocie, to ludzi potrzebujących pomocy można zobaczyć wszędzie, w tym także w dużych miastach. Ubóstwo w naszym kraju to wciąż wielki ekonomiczny, społeczny i moralny problem. Wbrew zapewnieniom rządu, jego poziom wciąż zagraża stabilizacji systemu społeczno-ekonomicznego, a co gorsza rodzi różne patologie i prowadzi do marginalizacji licznych grup ludności. Dotychczasowa walka z tym zjawiskiem skupia się głównie na doraźnym łagodzeniu jego skutków za pomocą różnych form pomocy społecznej, a nie na eliminacji jego źródeł. Cechą charakterystyczną obecnej polityki jest przewaga zasiłków w strukturze wydatków zarówno na programy rynku pracy, jak i na pomoc społeczną. Bezpośrednim rezultatem tego jest często apatia i niechęć do jakichkolwiek działań, które mogłyby na stałe poprawić byt. Trudno mieć pretensję do ludzi, trzeba natomiast mieć pretensję do rządu! – brak bowiem odpowiednich reform wciąż przeszkadza Polsce w pełnym rozwinięciu skrzydeł, tak, żeby zakładanie działalności gospodarczej nie było drogą przez mękę.
Na szczęście dzięki otwarciu zachodnich rynków pracy spadło bezrobocie – główna przyczyna ubóstwa. Teoretycznie każdy Polak może wyjechać i spróbować swoich sił pracując za granicami Polski, w praktyce jednak decydują się na to przeważnie ludzie młodzi i w miarę zdrowi. Nawet jednak oni w większości chcą tu wrócić, kiedy tylko będą mieli gwarancję znalezienia dobrej pracy. Pozostaje więc mieć nadzieje, że wkrótce powstaną warunki do tego, by po powrocie nie spotykało ich rozczarowanie. Jeśli nie wkrótce, to przynajmniej po następnych wyborach i po odejściu obecnej ekipy, która każdego dnia udawania, ze interesuje ją, wyłącznie przeszłość. Wyłącznie rozliczenia, ubecy, esbecy, wiezienia i ramy krat. Przyszłość PiS pozostawia losowi, działa więc zgodnie ze starą (złą) maksymą – jakość to będzie. Szkoda. Stracimy cztery lata dla rozwoju Polski. Ale oby tylko cztery lata.
Adam Szejnfeld
www.szejnfeld.pl