Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Korea Północna, czyli wycieczka do przeszłości.

Redaktor admin on 28 Styczeń, 2012 dostępny w Felietony. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Polska gospodarka gna do przodu. Według danych GUS, wzrosła w ubiegłym roku aż o 4,3 procent, co jest wynikiem świetnym w kontekście tego co dzieje się w Europie. Na dodatek znacznie rośnie produkcja przemysłowa – w grudniu była o 7,7 proc. wyższa niż przed rokiem, co zaskoczyło przede wszystkim analityków, wróżących znacznie wolniejszy wzrost. Widać więc, że spowolnienie na Zachodzie wciąż nie zagraża polskiej gospodarce, a kurs złotego zapewnia popyt na towary naszych eksporterów.

Nie jest jednak tak, że w ogóle nie odczuwamy skutków tego, co się dzieje za granicą. Wystarczy wizyta na stacji paliw, by poczuć na własnej kieszeni, że gospodarczy kryzys na świecie wciąż ma się dobrze. Ceny paliw zbliżyły się do 6 złotych i tak naprawdę nikt nie wie, czy to już koniec ich galopady, czy też będą rosły dalej. To, co cieszy polskich eksporterów, czyli tania złotówka, dokłada swoje do cen paliw na stacjach. Dolar, w którym rozlicza się transakcje na rynkach paliwowych, kosztuje obecnie  ponad 3,3 zł, podczas kiedy trzy lata temu cena była o złotówkę niższa. Nie trzeba być matematykiem, by wiedzieć, że taki wzrost jego kursu musi przełożyć się na wyższe ceny paliw.

Co prawda od 1 stycznia, dostosowując się do wymogów UE, rząd podniósł o 16 gr podatki (akcyzę i opłatę paliwową) doliczane do ceny litra oleju napędowego, ale nie to waży najmocniej na cenach paliw. Sytuację komplikuje wzrost napięcia na Bliskim Wchodzie, a zwłaszcza konfliktowa polityka władz Iranu, które z kierowców na całym świecie uczyniły zakładników w swoich utarczkach z Izraelem i USA. Szantaż paliwowy nie jest niczym nowym, ale wciąż jesteśmy wobec niego tak samo bezradni. Jeśli dojdzie do blokady cieśniny Ormuz na Morzu Arabskim, przez którą transportuje się 25 procent światowej ropy, ceny paliw mogą wrosnąć jeszcze bardziej.

Politycy opozycji żądali, aby na posiedzeniu Sejmu premier Donald Tusk przedstawił informację w sprawie wzrostu cen paliw. Wnosili również o powołanie parlamentarnego zespołu w tej sprawie. Problem w tym, że chociaż byśmy nawet powołali komisję śledczą dążącą do wyjaśnienia przyczyn galopady cen paliw na światowych rynkach, nie zmieni to kompletnie nic. No chyba, że nasi opozycyjni politycy znają osobiście prezydenta Iranu i mogą wpływać na kurs dolara. „Być może my znajdziemy sposób na to, aby spowodować choćby nieznaczny spadek cen paliw w Polsce” – powiedziała jedna z posłanek. Przeczą temu jednak fakty – dotychczasowe interwencje ze strony rządu, a przecież miały takowe miejsce w przeszłości,  przynosiły efekt równie nietrwały, co niewielki.

Ceny paliw rosną już od samego faktu, że się o nich rozmawia i tak będzie dopóty, dopóki ropa naftowa nie przestanie być elementem przetargowym w polityce państw, które posiadają jej największe zasoby. Rozumiem, że niemająca pomysłu na zaistnienie w sondażach Solidarna Polska potrzebuje rozgłosu za wszelką cenę, ale twierdzenie, że rząd może spowodować trwałą obniżkę cen na stacjach paliw jest populizmem.

Ceny paliw w Polsce zależą przede wszystkim od ceny baryłki ropy naftowej w Londynie. Jest jednak nadzieja, że stawki za paliwo wkrótce mocno spadną. W Stanach Zjednoczonych, które są największym importerem ropy naftowej na świecie, pracuje się intensywnie nad pozyskiwaniem jej z… łupków. Dzięki nim udało się w USA znacząco obniżyć już ceny gazu ziemnego, a jeśli teraz uda się pozyskiwać z nich ropę na masową skalę, może oznaczać to prawdziwą rewolucję i galopadę cen paliw na światowych rynkach, ale tym razem w dół. A trzeba wspomnieć, że według szacunków USA mogą mieć w łupkach kilkukrotnie więcej ropy, niż Arabia Saudyjska. Już teraz rozważa się pomysł, by drogą USA podążyła i Polska. To wciąż jednak scenariusze na przyszłość, a dopóki nie staną się rzeczywistością, musimy cierpliwie znosić wahania cen ropy naftowej na świecie i trzymać kciuki za spokój na Bliskim Wschodzie.

My, którzy dziesięciolecia walczyliśmy o demokrację i wolny rynek, teraz nie możemy poddawać się populizmowi i, zawracając rzekę kijem, wracać do czasów gospodarki ręcznie sterowanej. Ktoś, kto o tym marzy, może się wybrać na Kubę lub do Korei Północnej. Wtedy dosyć szybko i skutecznie przypomni sobie, jak się kończą w gospodarce rządy nieodpowiedzialnych polityków.

Adam Szejnfeld

Poseł na Sejm RP

www.szejnfeld.pl

www.kobiecastronazycia.pl

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)