Zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że członkowie partii, która ma w nazwie i prawo i sprawiedliwość regularnie przegrywają w sądzie spory o kłamstwa, zniesławienia, insynuacje, ale głębokim niesmakiem napawa fakt żenującego wykonywania przegranych wyroków. Pamiętamy jeszcze wyrok niekorzystny dla Zbigniewa Ziobry, który musiał przeprosić znanego kardiochirurga za skandaliczne stwierdzenia pod jego adresem. Pan Ziobro, przypomnijmy, były minister sprawiedliwości, wyrok sądu wykonał w sposób karygodny, publikując ogłoszenie niemalże nieczytelne. Jego partyjny kolega, Jacek Kurski wyroku sądu nakazującego przeprosić Agorę S. A. w ogóle postanowił nie wykonywać, za co samochód zajął mu komornik. Do tej dwójki dołączył teraz szef partii, Jarosław Kaczyński, któremu w minionym tygodniu sąd nakazał sprostowania twierdzenia, że Bronisław Komorowski jest za prywatyzacją szpitali. Cztery różne sądy potwierdziły, że Jarosław Kaczyński kłamał. Po długim oporze, Kaczyński wyrok sądu wykonał, ale niewielu było szczęśliwców, którzy ogłoszenie z przeprosinami zdołali zobaczyć. Nic dziwnego, bo zamieszczone zostało w taki sposób i o takiej godzinie, że tylko przypadkiem mogliśmy na nie natrafić. Czy tak ma wyglądać sprawiedliwość w wydaniu PiS? Czy politycy kalibru Jacka Kurskiego, Zbigniewa Ziobry, czy wreszcie byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego nie powinni być przykładem?
Wyborcza debata na temat służby zdrowia nie udała się Jarosławowi Kaczyńskiemu, także z powodu bardzo wątpliwej zmiany poglądów. Jego dzisiejsze nawoływania do lawinowego zwiększenia nakładów finansowych stoją w sprzeczności z wcześniejszymi słowami z 2007 r., w których stwierdził, że: „nie ma w tej chwili możliwości jakiegoś radykalnego podniesienia sum przeznaczanych na służbę zdrowia. [...] To granica możliwości finansowych państwa.” To jak to jest panie Jarosławie? Chce pan zwiększać nakłady finansowe na służbę zdrowia, czy też znowu nabiera Polaków?
„Jarosław Kaczyński dryfuje w lewo wyłącznie taktycznie. To jest retoryka wyborcza”. Proszę nie myśleć, że to są słowa jakiegoś nieprzychylnego PiS-owi dziennikarza. To są słowa… jednego z posłów tej partii, który przyznał nieopatrznie, że przemiana prezesa PiS-u to wielka maskarada, skrojona specjalnie na wybory. Wygląda na to, że cała przemiana prezesa to oszustwo. Co będzie wiec po wyborach? Pewnie powrót do IV RP, tropienie spisków, ściganie wrogów i rzucanie kłód rządowi pod nogi. Czy takiego chcemy prezydenta?
Wybory prezydenckie w Polsce to szansa na nową fazę rozwoju. Bronisław Komorowski daje nadzieję na wiele lat spokojnych rządów PO, w czasie których odbudujemy kraj po powodzi, rozpoczniemy budowę wszystkich planowanych odcinków autostrad czy wreszcie przeprowadzimy sprawnie i z sukcesem polską Prezydencję w Unii Europejskiej. Wielokrotnie pisałem, że światowy kryzys może być dla Polski szansą na wzmocnienie swojej pozycji gospodarczej, a co za tym idzie i politycznej. Dzięki skutecznej ochronie przed negatywnymi skutkami zawirowań na światowych rynkach finansowych nasza pozycja znacząco urosła. Jesteśmy liczącym się krajem w skali nie tylko regionu, ale i kontynentu. Polska może wykorzystać swój potencjał i sprawić, by XXI wiek był jej złotym stuleciem. Potrzebujemy jednak sprawnych, spokojnych rządów polityków, którzy patrzą w przyszłość, którzy chcą rozwoju, a nie wciąż nowych – starych rozliczeń.
W pierwszej turze trwających właśnie wyborów blisko czternaście milionów Polaków uprawnionych do głosowania pozostało w domu. Każdy z nas zna pewnie kogoś, kto nie poszedł głosować. Dotrzyjmy do tych osób, zachęcajmy je do głosowania, umawiajmy się na wspólny spacer do lokalu wyborczego! Jeśli nie zmobilizujemy większej ilości wyborców, którym droga jest Polska, w powyborczy poniedziałek obudzimy się ponownie w smutnym, skonfliktowanym kraju psucia i straszenia. Musimy wybrać: chcemy kraju psujów, czy modernizatorów.
Adam Szejnfeld