Właściwie ucieszyłem się, kiedy Jarosław Kaczyński zapowiedział swoje wystąpienie programowe. Miał podać szereg swoich propozycji dotyczących m.in. walki z bezrobociem, reformy szkolnictwa, służby zdrowia, czy podatków. Ucieszyłem się, gdyż to właśnie tak powinien funkcjonować lider opozycji, a do tej pory było zupełnie inaczej. Kaczyński przez ostatnie lata w zasadzie mówił wyłącznie „Macierewiczem” o kolejnych, niespójnych teoriach dotyczących rzekomego zamachu w Smoleńsku i wiecznie, na oczach całego świata, ludzie PiS-u zarzucali zdradę polskim władzom, mówiono nawet o zmowie z Rosjanami i mordzie smoleńskim. Niestety, wystąpienie prezesa PiS zupełnie mnie rozczarowało. Było polityczne a nie ekonomiczne, populistyczne a nie merytoryczne, a co najgorsze, jego propozycje zamiast pomóc, zaszkodziłyby naszemu krajowi.
Wystąpienie jest już przeszłością, ale teraz mamy nowy pomysł Jarosława Kaczyńskiego – debatę ekonomistów. OK, niech się takowa nawet odbędzie, mam jednak nadzieję, że zapału Kaczyńskiemu wystarczy do końca i nie okaże się, że jego eksperci będą jedynie tłem dla polityków PiS, wygłaszających tyrady krytyki pod adresem rządu. Tym bardziej, że jak na razie specjaliści, delikatnie mówiąc, nie są pomysłami Kaczyńskiego zachwyceni, krytykując je za brak spójności i gwałcenie zasad współczesnej ekonomii. Nic dziwnego, bowiem koszt ich wprowadzenia wpędziłby nas w spiralę długów oraz spowodował ogromny chaos i to w czasach, kiedy potrzebna jest rozwaga oraz drakońskie pilnowanie wydatków. Wszystko po to, by nie stanąć w jednym szeregu obok bankrutów – państw takich jak na przykład Grecja.
Mnie do głowy przyszła, po analizie propozycji PiS, jeszcze jedna refleksja mianowicie, że Jarosław Kaczyński jednak nie musiałby zapraszać uznanych ekspertów od ekonomii i gospodarki, by tłumaczyli mu, że jego pomysły nie są dobre. Zrobiłaby to każda polska gospodyni domowa, która zarządzając domowymi finansami doskonale wie, że nie powinno się wydawać więcej, niż wynoszą wpływy do rodzinnego budżetu. Że nie można kupować drogich mebli, jeśli na wymianę czeka pralka, że nie wypada obiecywać domownikom egzotycznych wakacji, jeśli nie ma się pieniędzy na zwrot zaciągniętej pożyczki, a przyszłość rodziny i dzieci musi być ważniejsza od doraźnych przyjemności.
Obawiam się więc, że nie ma w Polsce gospodyń domowych, które posłuchałyby programowych rad Jarosława Kaczyńskiego. Mało je będą także interesowały debaty ekonomistów nad pomysłami prezesa, gospodynie bowiem wiedzą swoje i to najlepiej. Myślę jednak, że może warto wystąpienie prezesa PiS wykorzystać inaczej, mianowicie jako pretekst do szerszej dyskusji na przykład o nauce ekonomii w Polsce, i to już od najmłodszych lat. Dzięki temu każdy mógłby nie tylko sam ocenić, które propozycje poszczególnych polityków i partii mają za zadanie coś zmienić na lepsze, a na ile są wyłącznie czystym populistycznym i nierealnym gadaniem. Wiedza ekonomiczna, choćby w podstawowym zakresie, mogłaby także pomóc milionom Polaków lepiej zarządzać swoimi budżetami, efektywniej oszczędzać i skutecznie unikać oszustów oferujących nierealne zyski, jak chociażby w ostatniej aferze Amber Gold.
Dziś młodzież uczy się przedmiotu przedsiębiorczość w szkołach ponadgimnazjalnych, za co słusznie zbieramy pochlebne opinie na forum europejskim, ale chyba warto pomyśleć o tym, by bardziej rozszerzyć jego program o podstawy ekonomii. Jestem również za tym, by elementy ekonomii pojawiały się już w nauczaniu podstawowym, chociażby, jako części nauki innych przedmiotów, np. matematyki, a nawet historii i wiedzy o społeczeństwie.
Lekcje ekonomii dla najmłodszych byłyby tak naprawdę przygotowaniem do wzięcia odpowiedzialności za siebie, przyszłą rodzinę a potem i cały kraj. Nikt nie oczekiwałby serwowania tam gotowych recept na bezstresowe pomnażanie pieniędzy, bo takie po prostu nie istnieją. Warto jednak polskim dzieciom i młodzieży już dzisiaj tłumaczyć, co to koniunktura i dekoniunktura, skąd biorą się kryzysy gospodarcze, jak ich unikać i z czego składa się budżet państwa, czy samorządu. Pozwoliłoby im to nie tylko skuteczniej zarządzać własnymi środkami, ale też uodporniło na obietnice gruszek na wierzbie tak ochoczo składane przez niektórych polityków w Polsce.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP