Lobbying jest kanonem demokracji. Nie można realizować ideału państwa demokratycznego bez pozytywnego lobbyingu, a więc wpływu obywateli i organizacji pozarządowych na prawo poprzez wyrażanie swojej woli i stanowisk. Niestety w Polsce, często lobbying myli się i utożsamia z zachowaniami nie tylko nieetycznymi, ale wręcz pozaprawnymi. O różnicy natomiast trzeba stanowczo pamiętać. Nie wolno bowiem mylić prospołecznych postaw i zachowań z postawami przestępczymi. Jest też sprawą oczywistą, iż każda grupa społeczna ma lub może mieć reprezentację, która chce, jedynie z powodów partykularnych, chronić interes właśnie danej grupy w abstrakcji, a nawet wbrew interesom innych grup. Mądrością jednak, żeby nie powiedzieć wielkością, „ustawodawcy” winna być umiejętność odróżniania stanowisk i opinii obiektywnych od subiektywnych oraz ustanawiane „prawa sprawiedliwego”. Słuchanie więc jednych lobbystów i drugich, reprezentujących stanowisko przeciwne, winno dawać podstawę do wyciągania słusznych wniosków oraz zajmowania właściwego stanowiska w każdej sprawie.
Kilka dni temu odwiedziłem swojego znajomego, lekarza weterynarii. „Ooojjjj, moi koledzy, lekarze, nie mają o tobie najlepszego zdania” – mówi mój przyjaciel. Dlaczego – się pytam? „Ponieważ uległeś wpływom lobby techników weterynarii i w Sejmie opowiedziałeś się za ich interesem, a nie za interesem lekarzy weterynarii. Mówią, ze jesteś ich przeciwnikiem” – odpowiedział śmiejąc się (bo podziela moje poglądy).
Opinia, iż jestem nieprzychylny zawodowi lekarza weterynarii, jest nie tylko niesprawiedliwa, ale i jednoznacznie nieprawdziwa. Sam mógłbym powiedzieć, że jestem „lekarzem”, ale jako prawnik i polityk jestem „lekarzem chorób państwa i społeczeństwa”. Myślę, że w obecnym zawodzie sprawdzam się nie najgorzej, a z tego, że nie uznaję, jako uprawnione, dążenia do wykluczenia z rynku pracy w weterynarii jednych zainteresowanych przez innych zainteresowanych, może być wysnuty jedynie odwrotny wniosek. Mianowicie, że tym zawodem i jego ludźmi się interesuję. Jestem jednak człowiekiem, który sprawiedliwości szuka dla innych osób w sposób obiektywny, czy się to komuś podoba, czy nie! Pamiętać bowiem trzeba o tym, że człowiek powinien zawsze zostać człowiekiem wobec innych ludzi i to bez względu na okoliczności. Błędy prawne i faktyczne w prywatyzacji weterynarii, jakie być może miały miejsce na początku lat dziewięćdziesiątych, mogły się bowiem zdarzyć, lecz nie powinno wystąpić zjawisko rugowania jednych kolegów po fachu przez innych kolegów z pracy. Niestety, był natomiast długoletni okres (mam nadzieję, że możemy traktować go, jak złą przeszłość), w którym część zaślepionych pieniędzmi (bo chyba nie tylko zawiścią) lekarzy dążyła do wyrugowania w stu procentach z prawa samodzielnego wykonywania zawodu wszystkie osoby, które tytułu lekarza weterynarii nie posiadały. Dążenia te doprowadzały wręcz do takich kuriozalnych rozwiązań, których przykładów nie można byłoby odnaleźć nawet w medycynie ludzkiej. Gdyby chcieć zastosować analogię, należałoby powiedzieć, iż w medycynie ludzkiej nie tylko felczerów, ale i pielęgniarki należałoby natychmiast pozbawić prawa wykonywania zawodu! Takie porównanie oddawałoby wtedy klimat i cele dążeń niektórych lekarzy w medycynie weterynaryjnej. Na szczęście jednak mam nadzieję, jak już wspomniałem, że są to złe objawy minionej przeszłości. Zresztą uczciwie trzeba przyznać, iż bardzo dużo techników weterynarii dzisiaj nie pracowałoby w zawodzie, a może mieliby i trudności w utrzymaniu swoich rodzin, gdyby nie pomoc i wspaniała współpraca z kolegami, lekarzami weterynarii. Myślę nawet, że tych dobrych i ludzkich przypadków było więcej, niż tych złych.
Adam Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej
http://szejnfeld.sejm.pl