Do 11 września tego roku kojarzył nam się tylko z tym wszystkim, co w sercu nowoczesnej metropolii może być najwspanialsze. Nowoczesne centrum finansowe, jedna z największych na świecie giełd, wreszcie architektura i technika na miarę wyzwań i oczekiwań XXI wieku, synonim wielkości i potęgi Ameryki, niemal szczyt cywilizacyjnego rozwoju świata – World Trade Center w Nowym Jorku. W jednej chwili pył. Szok. Przerażenie. Tragedia.
Ból, jaki po tym bestialskim i nie mającym precedensu we współczesnym świecie ataku terrorystycznym przeszywa serca nie tylko Amerykanów, ale też bez wątpienia również mieszkańców naszego regionu, trudno wyrazić w jakichkolwiek słowach. Matki straciły synów, mężowie żony, dzieci ojców. Na to, co się stało, nie ma i nie może być żadnej próby usprawiedliwienia. Nigdy. Morderstwo, którego byliśmy niemymi światkami dotknęło tak naprawdę przecież cały świat. Zniszczono nie tylko dorobek ekonomiczny i gospodarczy. Zabito cząstkę demokracji każdego z demokratycznych narodów współczesnego świata. Polacy mają prawo czuć i przeżywać to szczególnie mocno. Myślę, że pod gruzami tych monumentalnych wieżowców jest teraz cząstka każdego z nas.
Wojna różnych systemów myślenia toczy się od dawna, od zarania ludzkości. Jakże różny zatem jest w nich system wartości, ludzkich wartości. I wartości życia, które jest jego początkiem i końcem. Terroryzm nie jest niczym nowym. Jednakże w tym wymiarze okrucieństwem mogącym przez nas, naród tak mocno doświadczony przez historię, być porównanym tylko z tragedią Oświęcimia i Holocaustu.
Amerykanie zapłacili jak dotąd chyba najwyższą cenę za wolność. Wolność myślenia, działania, rozwoju. Specjaliści różnych branż prześcigają się w domysłach na temat powodów tej straszliwej egzekucji. U jej podłoża na pierwszym miejscu śmiało postawić można absolutnie skrajną nienawiść, totalny brak jakiejkolwiek tolerancji. Terroryzm to sposób życia, nie myślenia. Jak bowiem nazwać myślącą istotą kogoś, kto zamiast chronić drugie życie dąży do jego zagłady, unicestwienia. Że… niby w imię wartości? Że powodem jest postępująca globalizacja? Największa strata tego co zdarzyło się na Manhattanie, w Pentagonie i pod Pittsburghiem to oczywiście nie milionowej wartości sprzęt, lecz niewinni ludzie. Ich życie, wartości i myśli.
Każdy z nas ma własny system wartości i postępowania. Większość z nas przy jego budowaniu czerpie z zasad powszechnie uważanych za uniwersalne, dekalogu, wychowania rodziców i szkoły. Od dwunastu lat jest to w naszym kraju dużo łatwiejsze. Myślę, ze skoro łatwiejsze, to i wymagające większej odpowiedzialności. Za słowa i czyny. Tolerancji uczymy się przez całe życie. Tolerancji nie tylko dla koloru skóry, wyznania, czy narodowości drugiego człowieka. Również poszanowania dla jego przekonań, także tych politycznych. Ale jak często zbyt niewiele jej w naszym codziennym życiu? Ilu z nas nie lubi swojego sąsiada, kolegi z pracy, znajomego tylko dlatego, bo nie głosuje na naszego kandydata? „On” głośno wyraża swoje poglądy, nie stroni od kąśliwych uwag pod adresem naszych preferencji … Ma do tego prawo. Wielu z nas nie umówi się z nim już na partię szachów, nie obejrzy razem występów narodowej reprezentacji w piłce nożnej, bywa, że i nie powie „dzień dobry”. Mamy wątpliwą satysfakcję z faktu, że jesteśmy przeciw. Przeciw czemu? Sobie?
Stara, dobra myśl głosi, że „jeśli nie wiesz jak się zachowywać, to zachowuj się przyzwoicie…” Polską demokrację cechuje mnóstwo skrajności, także, co gorsza, nienawiści, despotyzmu. Rozkoszują się w niej niektórzy ci z lewa, i z prawa. Nie ma wyjątków. Tolerancja? Oni są albo tylko za, albo tylko przeciw. Gdy mówią i piszą mają wiatr w żaglach… Ludzkie emocje są często dla nich jedynie instrumentem. Zresztą, jak się okazuje, często niezbyt wymagającym. Ich sprzymierzeńcy wolą słuchać niż słyszeć. Nie zawsze prawdę. Ta jest często trudna i, co tu dużo ukrywać, ciężkostrawna. Ta jest tylko jedna. Nigdy prawdziwsza, mniej czy bardziej.
Brak wzajemnego zrozumienia nieuchronnie prowadzi do zguby. Na szczęście rzadko tej w wymiarze Manhattanu. Demokracja, tolerancja, solidarność to cechy warte tego, by o nie walczyć, ich bronić, o nie zabiegać. Nie miejmy złudzeń, że nas to nie dotyczy. Podstawy naszego bezpieczeństwa budujemy w naszym domu, rodzinie. Codziennie. Robimy to dziś, róbmy to i jutro. Swary i kłótnie zostawmy przed drzwiami. Tak z ich lewej, jak i prawej strony.
Adam St. Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej