Co raz częściej słyszy się, że rolnicy na wsi zrzeszają się. Sam ten fakt jest już jakimś ewenementem, bo przecież po doświadczeniach kolektywizacji zachęcić rolnika, by gospodarzył wspólnie z innym, to rzecz niecodzienna. Kołchozy wszak już były! A więc, rolnicy zrzeszają się, ale oczywiście nie w spółdzielnie rolnicze, lecz w grupy producenckie, czy też w grupy producentów rolnych. Jak zwał, tak zwał, sens jest jeden – wspólnie pracować, wspólnie sprzedawać, wspólnie, ale i z osobna, zarabiać. I dobrze… I bardzo dobrze!
Od zawsze, także niestety i obecnie, w Polsce mamy do czynienia z bardzo rozdrobnionym rolnictwem, o złej strukturze obszarowo-agralnej, nadmiernym zatrudnieniem, niskiej wydajności i dochodowości. Na to wszystko nakładają się dodatkowe elementy pogarszające sytuację, w tym miedzy innymi, zderzenie ciągle wzrastającej koncentracji popytu cechującego się wysokimi oczekiwaniami jakości z występującą nadal dekoncentracją podaży towarów, co gorsza, o niskiej lub niewystarczającej jakości. Dalszym problemem, zresztą powiązanym z poprzednim, jest konfrontacja poziomu cen płodów z cenami ich przetworów.
Jedną z metod wpływania na pozytywne zmiany w polskim rolnictwie ma być uchwalenie ustawy, która regulowałaby prawnie, dzisiaj już spontaniczne rozwijający się proces samoorganizacji rolników w większe grupy producentów. To co obecnie jest potrzebne, to produkcyjna i obszarowa restrukturyzacja rolnictwa, koncentracja podaży płodów dostosowana do popytu, obniżanie kosztów działalności rolniczej, stałe podnoszenie jakości płodów, usprawnienie kooperacji i współpracy sektora rolnego, przetwórczego oraz finansowego.
W Sejmie kończą się obecnie prace nad ustawą o grupach producentów rolnych i ich związkach. Projekt przewiduje tworzenie w Polsce grup producentów rolnych, których celem będzie dostosowywanie produkcji produktów rolnych do warunków rynkowych, poprawa efektywności gospodarowania, planowanie produkcji, podnoszenie ilości i jakości plonów i produktów, koncentracja podaży i organizacja sprzedaży. Przewiduje się także wspólne użytkowanie maszyn i narzędzi w tychże grupach, bądź tworzenie odrębnych grup tylko dla tego celu.
Niestety, wiele rozwiązań zawartych w projekcie budzi nadal wątpliwości, a wręcz niekiedy zastrzeżenia i brak zgody na ich przyjęcie. Powinna ona bowiem stymulować pozytywne przemiany w rolnictwie i wielofunkcyjny rozwój wsi, a nie zachowywać, zamrażać aktualny, zły stan, przy krótkotrwałej poprawie nastrojów zainteresowanych. Kontrowersyjne na przykład, są przepisy dotyczące rejestracji grup, pomocy finansowej dla nich i prowadzonej nad nimi kontroli oraz nadzoru, zwłaszcza w kontekście korzystania z pomocy publicznej, a więc z pieniędzy, które mają otrzymywać z budżetu państwa i pomocy zagranicznej. Nie ma bowiem jasnych przepisów mówiących o rozliczeniu otrzymanych środków, zwrocie źle lub niezgodnie z prawem albo przeznaczeniem wykorzystywanej pomocy, itp.
Mimo, że bardziej zajmuję się gospodarką niż rolnictwem, to jednak spędziłem wiele miesięcy pracy w komisjach nad tą ustawą. Jej obecne przepisy w dużej mierze są skutkiem moich propozycji. Ostatnie, zgłoszone w drugim czytaniu były już rozpatrywane przez komisje sejmowe i trafią do głosowania w Sejmie. Mam nadzieję, iż po niezbędnym dopracowaniu, ustawa ujrzy wreszcie światło dzienne i zacznie dobrze służyć tym rolnikom, którzy będą chcieli skorzystać z możliwości w niej zawartych. Wtedy, nie będzie to już tyko moda, lecz zimna, ekonomiczna kalkulacja. I tak powinno być.
Adam St. Szejnfeld
Poseł na Sejm RP