Marzec rozpoczął się serią niepomyślnych informacji i wydarzeń. Ta, o lokalizacji fabryki koreańskiego Hyundai-a w słowackiej Żylinie przyniosła niemałe zaskoczenie. Ale, czy uzasadnione?
Docierające do opinii publicznej ze strony rządowej, zakulisowe, pozytywne sygnały o dobrym przygotowaniu Polski do bitwy o inwestora skłaniały do dobrych myśli o naszym rozwoju gospodarczym. Jednym z podstawowych bowiem składników realnego wzrostu jest miedzy innymi napływ inwestycji. To, co jest najistotniejsze w kwestii straconej inwestycji koreańskiej to fakt, że poza kapitałem (ponad miliard dolarów) i miejscami pracy (ponad 3 tysiące w firmie i kilkanaście tysięcy w jej otoczeniu), uciekły nam spod nosa także rozwiązania techniczne, technologiczne, czy logistyczne. Nie po raz pierwszy zostaliśmy zdystansowani przez naszych południowych sąsiadów. Poprzednie wielkie inwestycje również prysnęły jak bańka mydlana. Najpierw japońska Toyota wybrała Czechy na miejsce nowej fabryki swoich aut, następnie francuski koncern PSA, produkujący takie marki, jak Peugeot i Citroen postanowił zainwestować na Słowacji. Wypowiedzi przedstawicieli rządu w tonie: „przegraliśmy wyścig, ale nie przegraliśmy rajdu” są niczym więcej jak marnym mydleniem oczu. Prawdą natomiast jest to, że właśnie przegraliśmy ostatni wyścig kończący ten wielce nieudany rajd. U podstaw takiego stanu rzeczy leży szereg przyczyn. Do wczoraj przypuszczano, że polska oferta jest bezkonkurencyjna. Jedna z najbogatszych i najlepiej rozwiniętych gmin w Polsce, podwrocławskie Kobierzyce, to idealne miejsce dla zagranicznych inwestycji. Wydawać by się mogło, że nie ma lepszego miejsca. Korzystne położenie geograficzne, właściwa pomoc ze strony samorządu i państwa. Czy można przebić tak atrakcyjną ofertę? Otóż można. Słowacka Żylina, chociaż gorzej położona, mniejsza i uboższa ma za sobą niepodważalne, kluczowe atuty, których w Polsce ze świecą szukać. I sprawą pierwszą wcale nie są rozwiązania infrastrukturalne, choć owszem, są istotne. Sprawą najważniejszą jednak, nazywając sprawę po imieniu, jest rozdęty socjalizm.
Słowacja jako jeden z nielicznych krajów Europy Środkowej uwierzył w idee Adama Smitha i obrał drogę szerokiej wolności gospodarczej. W porównaniu z Polską, Słowacja jest wolna od większości wysokich obciążeń kosztów pracy, rozbudowanych osłon socjalnych, skomplikowanego systemu podatkowego i administracyjnego. To, co dodatkowo przestraszyło Koreańczyków, to rozbudowana autonomia związków zawodowych i związanych z nimi partii politycznych. W takich okolicznościach, usta pełne frazesów, zapewnień i obietnic nie przekonały więc inwestora. W świetle ostatnich wydarzeń jawi nam się jeszcze jeden smutny obraz rzeczywistości. Poza inwestycją straciliśmy także część wiarygodności i honoru. Rynek finansowy jest w brew pozorom bardzo mały, a wszystkie działające na mim podmioty są doskonałymi obserwatorami. Pewien niemiecki analityk na łamach jednego z biznesowych periodyków zadał takie oto pytanie: „Jak to możliwe, że Polska, posiadająca same atuty w kwestii koreańskiej inwestycji traci ją na rzecz słabszego, gorszego konkurenta?” Odpowiedz znalazła się na łamach innego wydawnictwa. Napisało ono wprost, że polski rząd „jest inwestycyjnie niewiarygodny”. Oznacza to, że zagraniczni inwestorzy boją się inwestować w Polsce, bo skompromitowany, lewicowy rząd jest nieprzewidywalny. Smutne, ale prawdziwe! Nie łatwo jest pogodzić się z utratą takiej kury. Będzie ona znosić złote jaja za płotem u naszego sąsiada. I cóż, znowu aktualne staje się powiedzenie: „miałeś chamie zloty róg, ostał ci się jeno sznur”!
Adam St. Szejnfeld
Posel Platformy Obywatelskiej
Adam.Szejnfeld@sejm.pl
http://szejnfeld.sejm.pl