To już tydzień jak nie usłyszeliśmy o żadnej aferze. Nie do wiary, bo zapowiadało się, że ciągom coraz to nowych afer nie będzie końca. Zdziwieni wydają się dziennikarze i publicyści, nawet sami politycy PiS nie kryją zaskoczenia. Wszyscy myśleliśmy, że to dopiero rozgrzewka, że PiS i CBA mają afer na wysyp, a każda będzie poparta stenogramem z któregoś z setek podsłuchów, które jak się zdaje, zakładane były wszystkim członkom partii rządzących. Okazało się tymczasem, że nie tylko nie ma nowych afer, ale i te dotychczasowe jakoś straciły impet. Już się nie mówi o aferach, ale często o „pseudoaferach”, już się inaczej mówi o ich „bohaterach”, niektórych nawet zaczyna się w mediach chwalić i bronić (choćby piszącego te słowa). Ale cóż z tego, gdy mleko i tak zostało wylane?!…
Jak to jest, że w dużym, niepodległym kraju, będącym członkiem NATO i Unii Europejskiej niektórzy ludzie służb specjalnych wciąż próbują dyktować, kto ma rządzić? Okazuje się, że prawomocny wynik wyborów to za mało dla ludzi, którzy ciągle chcą pociągają za sznurki w mrocznym świecie podsłuchów i haków. Przyzwyczailiśmy się, że takie rzeczy zdarzają się w młodych demokracjach, znajdujących się gdzieś na innych kontynentach, lub w jakiś zapalnych regionach świata. Jak to jest możliwe, że dwadzieścia lat po obaleniu komunizmu wciąż podsłuchuje się Polaków na masową skalę? Polityków, przedsiębiorców, urzędników, czy jak ostatnio usłyszeliśmy – także nawet dziennikarzy?
„Wyborcy powinni wiedzieć na kogo głosują” powiedział Mariusz Kamiński krótko przed wyborami w 2007 r. Tym wyznaniem wydaje się, iż zdradził ukryty cel swojej misji na stanowisku szefa CBA – zniszczenie i skompromitowanie jakiejkolwiek konkurencji dla partii swojego mocodawcy. Policja polityczna, tak niektórzy nazywają od początku istnienia CBA, jak się dzisiaj okazuje nie szczędziła środków na znalezienie jakichkolwiek kompromitujących materiałów na polityków nie należących do jedynej słusznej partii. Dzisiaj już wiemy, toczy się wszak postępowanie prokuratorskie, że wcześniej na cel poszły „przystawki” koalicyjni PiS, a więc Samoobrona i LPR, później, już po wyborach ostrze skierowano, jak się wydaje, przeciwko politykom PO.
Czy to zupełny przypadek, że nasilenie działań ludzi służb wiążę się ściśle z ostatnim kongresem PiS, na którym Jarosław Kaczyński miał przyznać, że nikłe są szansę na zwycięstwo PiS w wyborach parlamentarnych i na reelekcję obecnego prezydenta. Nic dziwnego – PiS wyjątkowo kiepsko sprawdził się wcześniej w roli partii rządzącej a teraz w roli opozycji. Parę mniej lub bardziej nieudanych projektów ustaw, czy chociażby kontrowersyjne pomysły na walkę z kryzysem, nie przyniosły tej partii chluby. Przypomnijmy – PiS apelował do rządu o gwałtowne zwiększenie deficytu budżetowego, by w ten sposób sztucznie pobudzić popyt. Realizacja dokładnie tego samego pomysłu w innych państwach wywołała tam dramatyczną sytuację gospodarczą i wzrost bezrobocia.
Brak tzw. efektów sondażowych i niezmienna, negatywna opinia Polaków o prezydencie, doprowadziły PiS na skraj wyczerpania. Decyzja prezesa była natychmiastowa – „Afera! Potrzebujemy afery!”. Strach i niepewność mają dać PiS przewagę na scenie politycznej. To już się sprawdziło w przeszłości. Więc nikt zdaje się nie przejmować, że materiału na afery nie ma. Coś się przecież znaleźć musi! A więc na pierwszy rzut poszła ustawa o grach i zakładach, potem stocznie, następnie będzie…. Obawiam się, że obecna cisza jest tylko „ciszą przed burzą”. Będą następne pseudoafery, straszenie ludzi, niszczenie ich karier i życiowych dokonań. Nie wykluczam, że ten straszny scenariusz nie ograniczy się tylko do granic Warszawy, rządu i parlamentu. Nie wykluczam, że wojna na górze, że wojna na podsłuchy, oskarżenia, oszczerstwa, pomówienia a w końcu choćby plotki dotrze także do województw, powiatów i gmin. Wszak i owszem, w obecnej chwili chodzi głownie o wybory prezydenckie, o zniszczenie w nich premiera Donalda Tuska, ale w przyszłym roku mamy także wybory samorządowe. A tu chodzić będzie o interes kilku tysięcy kandydatów z czarnej partii, co w herbie chciała mieć IV Rzeczpospolitą.
Na ile jeszcze obywatele są w stanie znosić sztucznie kreowaną histerię i masowe przecieki z podsłuchów zakładanych bez opamiętania? Nie dajmy się zastraszyć! Polacy przecież świetnie poznali się na tej strategii w czasach komunizmu, a potem za rządu PiS w latach 2005-2007. Czas, byśmy z młodej, burzliwej demokracji stali się dojrzałym państwem, w którym służby robią to, do czego zostały powołane i faktycznie chroniły państwo, a nie przyjmowały polityczne zlecenia. Potrzeba nam więc po pierwsze odporności i wiary w prawdę. Po drugie głębokiej reformy wszystkich służ, nie tylko CBA, i wprowadzenia skutecznej nad nimi kontroli cywilnej. Takiej, jaka jest choćby w Niemczech, Francji, czy Wielkiej Brytanii.
Adam Szejnfelda
www.szejnfeld.pl