7 lipca 2005. Dzień taki sam jak każdy inny. Pobudka, śniadanie, wymiana kilku zdań z najbliższymi, udanie się do pracy. Dla wielu z nas tak właśnie wyglądał te dzień. Jednak nie dla wszystkich. To właśnie tego dnia grupa terrorystów postanowiła dokonać zamachu na niewinnych ludzi w Londynie. Miejscem realizacji ich planów stało się metro i autobus, czyli miejsca gdzie można spotkać przypadkowe osoby – biednych i bogatych, młodych i starszych, chrześcijan i muzułmanów… Tak, taki właśnie był plan, aby uderzyć w najbardziej niewinnych, przypadkowych ludzi. I stało się, można by rzec za Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim: „(…) wypełniły się dni
i przyszło zginąć latem”. Seria wybuchów, eksplozji. Miejski gwar zamienił się
w przeraźliwy krzyk. Krzyk bólu, cierpienia, strachu, niemocy, którego nic nie mogło powstrzymać ani uciszyć! Pięćdziesięciu pięciu zabitych, setki rannych na duszy i na ciele! Teraz zadajemy sobie pytanie: kto i komu dał prawo do decydowania
o ludzkim losie? Kto pozwolił na zabicie i okaleczenie tylu ludzi, tylu rodzin? Pytania te pozostaną bez odpowiedzi. Tylko czas i nasza ludzka pamięć o ofiarach mogą sprawić, że nie dopuścimy do kolejnego terrorystycznego zrywu.
Przypuszczaliśmy, że w bólu i cierpieniu z Wielką Brytanią łączy się cały świat.
I nie myliliśmy się. Rzeczywiście tak było, ale nie brakowało też przypadków ostentacyjnego demonstrowania swojej bezmyślności i głupoty. Oto kilka dni po tragicznych wydarzeniach w Londynie, młody człowiek informuje komisariat policji, że za chwilę w powietrze wyleci warszawskie metro. Na szczęście był to fałszywy alarm, a „pomysłodawcę” rzekomego ataku, szybko odnaleziono. Kolejnego dnia w innym mieście, kolejna informacja. Szybka akcja policji i również zdołano zatrzymać żartownisia. Jednak meritum tkwi w szczegółach. Zastanawiam się, co się plącze w głowie takiego człowieka, który naraża nie dość, że na poważne koszty służby ratownicze, to również na utratę zdrowia i życia osoby mogące potrzebować w tym czasie ich pomocy. Wiele można by mówić na ten temat, jednak czy przyniesie to oczekiwany skutek? Mam nadzieję, że tak. Jestem przekonany, że zdecydowana większość spośród nas widząc osobę, która ma zamiar zrobić taki żart, zareagowałaby stanowczo i zdecydowanie. Należy tu zaznaczyć, że czyny takie są głęboko niemoralne i zasługują na najwyższe potępienie. W dobie wzmożonych ataków terrorystycznych, w których ginie tysiące ludzi, robienie sobie kawałów z tym związanych jest jawną kpiną z ofiar i dramatu ich rodzin.
Adam Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej
http://szejnfeld.sejm.pl